-
Źle to robisz, tato - mruknęłam do ojca siedzącego na środku naszego ogrodu, wykonującego
niepoprawnie kwiat lotosu. Właściwie po prostu usiadł po turecku i złożył
dłonie na wysokości klatki piersiowej, jakby miał za moment zacząć się modlić,
a nie trenować jogę. Mężczyzna podniósł ku górze brew, jawnie rzucając mi
wyzwanie. - Od kiedy interesujesz się jogą? - zapytałam, pokazując jak poprawnie
wykonać tą asanę.
-
Od kiedy nie widzę mojej córki robiącej to. - Ręką zamachał między nami, próbując
gestem wszystko wyjaśnić. - Brakuje mi tego widoku.
-
Więc postanowiłeś mnie tutaj ściągnąć, samemu zabierając się za jogę? Jaki w
tym sens, tato? - Ojciec westchnął, prostując nogi i lekko się krzywiąc, z całą
pewnością z powodu ścierpniętych mięśni.
-
Pewnie żaden. Jak leci? - zapytał luźno, co było chyba najbardziej
abstrakcyjnym pytaniem, jakie mógł zadać. - Nie śmiej się ze starego ojca! Chcę
tylko zapytać, jak ci życie mija, jeszcze-licealistko.
-
Dlatego próbujesz udawać fajnego dzieciaka i dokuczać mi z powodu dwóch
miesięcy nauki? Nie rób tego, bo nie będę z tobą gadać.
-
Okey, okey. - Podniósł ręce w geście obronnym, na co westchnęłam, kładąc się na
zimnej trawie. - Jak twoja aplikacja na studia?
-
Myślę, że nienajgorzej. Fizzy uważa, że łyżwiarstwo i te nieszczęsne zawody
taneczne wiele mi pomogą i uzyskam dzięki temu kilka dodatkowych punków.
-
Oni wszystko biorą pod uwagę, łącznie z siedzeniem w kozie.
-
Może nie zwrócą na to uwagi - mruknęłam cicho, chociaż doskonale zdawałam sobie
sprawę, że była to płonna nadzieja. Jeśli ja sama im o tym nie wspomnę, z całą
pewnością dowiedzą się o tym od mojej szkoły. Dyrektor z przyjemnością opowie o
moich licznych występkach. - Taaa… w takim razie mój optymizm właśnie poszedł na
spacer.
-
Och, Nela, nie bądź dla siebie taka okrutna. Wierz do samego końca! W
najgorszym wypadku znajdę ci pracę w swojej wytwórni. Może być jako pracownik
firmy sprzątającej?
-
Lepsze to niż siedzenie w Littleton do śmierci - odpowiedziałam tym samym
tonem, nie patrząc w jego kierunku. - Co ja właściwie zrobię, jak mnie nie
przyjmą? Przecież jest całe mnóstwo innych, lepszych studentów ode mnie, którzy
nie siedzieli co tydzień w kozie.
-
Naprawdę się tym przejęłaś - zauważył, stając nad moją głową, zasłaniając mi widok
na wieczorne niebo. W odpowiedzi skinęłam głową, patrząc mu w oczy. - To
przestań. Jak nie ta uczelnia, to zostają ci inne, na które w dalszym ciągu
możesz aplikować, prawda?
-
Tak, ale…
-
W tym przypadku nie ma żadnych ale, Nela. Po prostu musisz w siebie uwierzyć.
Wiara czyni cuda - dodał z uśmiechem, patrząc na dom. - Chyba masz gości. - Po
czym odszedł, zostawiając po sobie brak odpowiedzi na pytanie, kogo licho
przywiało.
Chwilę
później koło mnie pojawili się Austin, Fizzy, Rafe, Lauren i Ross. Każdy z nich
uśmiechał się lekko, patrząc w dół na mnie. Austin wyciągnął rękę w moim
kierunku, pomagając wstać.
-
Idziemy na imprezę! - poinformowała Fizzy, gdy już znalazłam się na ich
wysokości. Na jej słowa jęknęłam przeciągle, pragnąc by piekło porwało mnie w
swoje odmęty. - Nie rób takiej miny, Roberts! - krzyknęła, tupiąc nogą jak małe
niezadowolone dziecko. - Musimy się w końcu zabawić, bo później nie będzie
kiedy, do cholery!
-
Po pierwsze: nie krzycz i wyrażaj się. Po drugie: nie mam najmniejszej ochoty
na jakiekolwiek imprezowanie. Po trzecie: nie mieliście iść na podwójną randkę?
- zapytałam, pokazując między dwie pary, które planowały wspólną kolację i
kręgle.
-
To będzie prawie potrójna randka - zdecydował Rafe, co ani trochę mi się nie
podobało. - Proszę, Nelly - jęknął, składając ręce jak do modlitwy i
przybierając ten okropny wyraz szczeniaczka, którego nienawidziłam.
-
Za tą Nelly powinnam cię zamordować i zakopać w ogródku.
-
Czyli się zgadasz? - pisnęła Fizzy, podskakując w miejscu.
-
Czyli idę się zalać w trupa? - odparłam tym samym tonem, wywracając przy tym
oczami. Nie miałam zamiaru się z nimi kłócić czy denerwować czymkolwiek, więc
zgodziłam się. Wolałam to niż późniejsze wypominanie mi, że byłam nudna.
Zresztą byłam taka, to potwierdzony fakt. Każdy o tym wiedział. Nawet moi
rodzice.
Zerkając
na nich zorientowałam się, że każdy był już ubrany na imprezę. Panowie mieli
poprzecierane spodnie, koszule lub luźne koszulki, a dziewczyny spódniczki i
crop topy, które wystawały zza cieplejszych bluz, których z pewnością pozbędą
się zaraz po przyjściu na imprezę. Niechętnie ruszyłam z dziewczynami do mojego
pokoju, wskazując chłopakom salon, w którym Martin z Ally oglądali film.
-
Dobra dziewczyno, pierwsze pytanie: jaki masz na sobie stanik? - zapytała
poważnie Fizzy, gdy byłyśmy już zamknięte w moim pokoju, poza wszelkim wzrokiem
i słuchem chłopaków. Niechętnie podniosłam koszulkę do góry, pokazując im sportowy
biustonosz od Calvina Kleina, w którym zawsze ćwiczyłam. Wszystkie wymieniły
między sobą porozumiewawcze spojrzenia, poczym przyjaciółka bez skrępowania
weszła do mojej garderoby. Chwilę później na mojej twarzy wylądował szary crop
top od tego samego projektanta z parą czarnych rurek z dziurami na kolanach.
-
Czy ty posiadasz wszystko od Kleina? - zainteresowała się Lauren, nie znając
mojej garderoby tak dobrze jak Fizzy czy Rafe. Nawet Ross do końca nie
wiedział, co w niej miałam. W odpowiedzi skinęłam głową, przebierając się przed
nimi, bo pierwsze miałam zbyt wielkiego lenia, żeby iść do łazienki, a po
drugie nie pokazywałam im przecież moich cycków i dupy, prawda? - Koniecznie
będę musiała pożyczyć od ciebie ten crop top! Wygląda zjawiskowo! Nie miałam pojęcia,
że posiadasz tak płaski brzuch, zazwyczaj chowasz go pod bluzami czy długimi
koszulkami. Oh, Nela, powinnaś częściej go pokazywać. Fizzy, czemu nie każesz
jej tego robić?
-
Bo kiedy wybiorę coś w czym widać jej brzuch, ta małpa przed samym wyjściem
zmienia zdanie i oznajmia mi przez smsa, że jednak woli ubrać wełniany sweter.
-
Nela, nie masz świadomości jak zajebiste posiadasz ciało - podsumowała Lauren,
na co wzruszyłam ramionami, powstrzymując się od ironicznej uwagi.
Piętnaście
minut później, po zrobieniu mi lekkiego makijażu i zamienianiu kucyka, w którym
ćwiczyłam, na luźnego koka, opuściłyśmy pokój. Chłopcy razem z Martinem oraz
Mikey’em rozgrywali właśnie partyjkę szachów, gdy nagle Rafe jęknął, rzucając
na stół pada.
-
Więcej z nim nie gram! - zagrzmiał, pokazując na najmłodszego z nas. - Jest w
tym podejrzanie dobry. Dlaczego mnie nie uprzedziłeś? - zarzucił Martinowi,
który jedynie wzruszył ramionami, czochrając brata po włosach.
-
Chyba ktoś zapomniał wspomnieć, że Mikey regularnie bierze udział w zawodach
szachowych. Legenda głosi, że jest w tym lepszy niż w hokeju - odezwałam się ze
śmiechem. Wszyscy natychmiast spojrzeli na nas. Ross zmrużył oczy, podniósł
brew i rozchylił usta, co oznaczało, że był zaskoczony widząc mnie w crop
topie.
-
Nie pójdziesz tak! - krzyknął, przeskakując przez oparcie kanapy.
Wow?
- Dlaczego nie?
Wyglądam normalnie - odparłam rzucając mu wyzwanie. - Poza tym Lauren i Fizzy
też mają crop topy. Czemu ja nie mogę? Jestem duża.
-
Jest starsza od ciebie - dodała od siebie Fizzy, pokazując na niego palcem.
-
A jak ktoś będzie ciebie podrywał, hm? Pomyślałaś, co się stanie, gdy wejdziemy
do klubu i ludzie zobaczą twój brzuch? Ty nigdy go nie pokazujesz, więc nie
wiesz jak działasz na płeć przeciwną. Ja tylko…
-
Jesteś zazdrosny - podsumował Martin, chichocząc. - Boisz się, że ktoś będzie
chciał z nią tańczyć tylko ze względu na jej ciało.
-
I jej długie nogi, które są doskonale podkreślone przez te spodnie -
kontynuowała Fizzy, świetnie się bawiąc denerwując Rossa. - Ale nie masz powodu
do obaw, ona potrzebuje rozluźnienia równie mocno, co ty. Więc w drogę, załogo!
- skończyła bojowniczym okrzykiem, na który Ross ciężko westchnął. Przegrał z
moją przyjaciółką i to z wielkim kretesem.
Znając życie, nieostatni raz.
______________________________________________
Ponieważ
byłam osobą nie pijącą, do tego posiadaczką nie tylko prawa jazdy, ale również
dużego samochodu, który notabene musiałam pożyczyć od ojca, bo ten należący do
Martina, nie pomieściłby nas wszystkich, zostałam naszym kierowcą. Ross
przepraszał, że wciąż nie skończył kursu i nie zdał egzaminów, a Fizzy i Rafe
stwierdzili, że jakiś pożytek z niepijącej osoby musi być; nawet jeśli równało
się to długiej rozmowie telefonicznej z ojcem, w której musiałam mu powiedzieć
gdzie i z jakiej okazji jedziemy oraz, o której planujemy powrót. Tata
naturalnie zachował się jak typowy facet, informując mnie, że jeśli jakkolwiek
uszkodzę mu samochód, nie tylko pozwie mnie do sądu i mama ani myśli mi
pomagać, ale również dostanę taką karę, że odechce mi się na przyszłość
pożyczać od niego wóz. Koniec końców życzył nam udanej imprezy i prosił, byśmy
po powrocie do domu nie hałasowali za bardzo, bo inaczej nie będzie miły.
-
Od kiedy twoi rodzice są w domu wydaje mi się, że bardziej się wami interesują
- zauważył Austin, gdy byliśmy już w drodze do Castle Rock, gdzie miała być
impreza. Na jego słowa pokiwałam głową, zgadzają się z nim w stu procentach. -
Myślisz, że gdyby wciąż byli zajęcia, twoja mama zareagowałaby jakoś na wasze
wagary?
-
Nie wiem, Austin. Wszystko możliwe. Wiesz, ma numer do dyrektora, więc sądzę,
że by do niej zadzwonił i osobiście powiedział o wszystkim - mruknęłam,
zerkając na Rossa, bawiącego się radiem. - Mam ci przypomnieć, że to nie jest
samochód Martina i Nate’a, a mojego ojca, więc proszę cię, nie zmieniaj stacji,
bo mnie zabije.
-
To tylko stacja radiowa. Nie panikuj, Nela.
-
A nastawisz ją z powrotem nim zaparkuje przed klubem? - zapytałam z
powątpiewaniem, na co Lynch przytaknął. - Czemu ci nie wierzę?
-
Dobra, spokój dzieci! - Rafe klasną w dłonie, uspokajając nas. - Stary rock mi
pasuje. To tylko radio, nie jest takie ważne, Ross. Mamy się dobrze bawić w
klubie, a nie w samochodzie. Poza tym lepiej nie denerwować kierowcy - dodał
poważniej, za co byłam mu wdzięczna. - Teraz musisz zjechać, Nela. Nasz klub
znajduje się trochę na obrzeżach, a nie w samym centrum - wyjaśnił, wychylając
się między przednimi miejscami, by pokazać mi zjazd. Włączyłam kierunkowskaz i
posłusznie zmieniłam pas, zjeżdżając w dół.
Kilka
minut później zaparkowałam samochód na strzeżonym parkingu, bo według opinii
Fizzy i Austina, gdybym miała zostawić go niedaleko klubu, mogłabym już go nie
zobaczyć. A przynajmniej nie w jednym kawałku, więc resztę drogi pokonaliśmy
pieszo. Po zapłaceniu ośmiu dolarów za wstęp, co według mnie było odrobinę za
dużo, przybito nam na nadgarstkach pieczątki i wpuszczono na salę, pouczając
przy okazji, że o alkoholu możemy zapomnieć, jeśli nie posiadaliśmy dwudziestu
jeden lat. Fizzy oczywiście wywróciła oczami na tą uwagę, nie będąc ani trochę
przejętą tym, że może mieć jakikolwiek problem z dostaniem drinków. Znając ją
już dawno miała wymyślone, co zrobić by zdobyć napoje z procentami.
Zanim
jednak zdecydowała się na picie, wyciągnęła nas wszystkich na parkiet,
rozpoczynając tym samym zabawę. Właściwie nie było najgorzej. Przez kilka
pierwszych piosenek bawiłam się z Rossem, udając, że mam jakiekolwiek pojęcie o
tańcu w takich miejscach, wówczas on przypomniał mi jak wpadliśmy na siebie w
Heaven, gdy zdesperowany Rafe szukał Lauren, wciskając mnie w sukienkę, a on
zmusił mnie do tańca ze sobą. Pominę fakt, że wówczas Lynch wydawał mi się
pijany, a cała akcja mogła być w jakiś sposób zaplanowana przez Rafe’a, bo na
przykład dowiedział się, że Ross akurat będzie w klubie. Po jakimś czasie Fizzy
zapragnęła się napić. Bez nerwów podeszła do baru i poprosiła o pięć kolejek
shotów.
-
Dwadzieścia jeden lat, jest? - zapytał barman z przymrużonymi powiekami. Fizzy
przytaknęła, wyciągając z kieszeni swoich szortów dowód. Z całą pewnością
podrobiony, innej opcji nie było. - Podróbka, panno Owen. O ile to twoje
prawdziwe nazwisko.
-
Naprawdę mam dwadzieścia jeden - upierała się dziewczyna, niemalże tupiąc nogą.
-
Dlaczego ci nie wierzę? - zapytał retorycznie, uśmiechając się szeroko,
lustrując wszystkich uważnym wzrokiem. Na samym końcu jego wzrok padł na mnie.
Stałam schowana za Rossem, nie chcąc wpaść w jakieś kłopoty z powodu braku
odpowiedniego wieku, ale widocznie za bardzo mi się to nie udało. - Nela? -
zapytał wyraźnie zaskoczony. Odwzajemniłam spojrzenie, przyglądając mu się
uważnie. Był wysoki z blond włosami i dołeczkami w policzkach. - Nie pamiętasz
mnie? Robiłem zdjęcia podczas każdych zawodów łyżwiarskich w Kolorado, w tym
tobie.
I
wówczas wspomnienie uderzyło we mnie jak rozpędzony pociąg.
-
Jerry, prawda? - upewniłam się, przepychając się przez znajomych, by znaleźć
się bliżej baru. Chłopak skinął głową, wyciągając rękę bym przybiła mu piątkę.
Zawsze to robiłam nim wjechałam na lód. - Dawno cię nie widziałam!
Przeprowadziłeś się do Castle Rock?
-
Mieszkam tutaj od zawsze. Tylko na czas zawodów przyjeżdżałem do Denver czy
gdziekolwiek indziej, gdzie akurat się odbywały. Co ty tutaj robisz?
-
Znajomi wyciągnęli mnie na imprezę, a teraz ty nam ją psujesz. Przynajmniej tak
myśli Fizzy - uśmiechając się słodko do przyjaciółki, która z pewnością
wymyślała teraz mnóstwo tortur dla niego, z powrotem popatrzyłam na chłopaka. -
Naprawdę nic nie da się zrobić w sprawie ich drinków, Jerry?
-
Znasz prawo, Nela. Nie mogę sprzedać alkoholu nikomu poniżej dwudziestu jeden
lat - wyrecytował napis z tabliczki, która wisiała nad półkami z niezliczoną
ilością trunków.
-
Nawet ze względu na moje mistrzostwo stanu Kolorado i wicemistrzostwo kraju? -
zapytałam cicho, łapiąc się ostatniej deski ratunku. - Kiedyś wspominałeś, że
razem opijemy moje zwycięstwo. Teraz jest ten czas, nie sądzisz? Poza tym…
gdyby cię wylali, mogę pogadać z ojcem, by zatrudnił cię jako fotograf w jednej
ze swoich filii. Co ty na to, Jerry?
-
Zawsze miałaś szalone pomysły, Roberts - podsumował, ale zgodził się na kilka
drinków. Prosił jednak byśmy zachowali dyskrecję i nie rozpowiadali na prawo i
lewo, że nam je sprzedał. Fizzy miała ochotę niemalże mnie udusić, gdy w końcu
mogła wypić upragnione shoty. - A ty czemu nie korzystasz z mojej dobroci?
-
Jestem kierowcą - odparłam krótko, sącząc pepsi z lodem, kątem oka obserwując
jak Ross tańczył z cytatą blondynką w krótkiej sukience.
-
Na twoim miejscu bym do nich poszedł. Nie, żeby była lepsza od ciebie, ale
wygląda na taką, co może rzucić się na faceta bez żadnych skrupułów. Poza tym
często tutaj przychodzi i co wieczór udaje się jej kogoś znaleźć.
-
Pozwól mi zobaczyć w jakim kierunku to zmierzy, co? - Jerry pokiwał głową,
odchodząc do innych klientów, a ja w spokoju przyglądałam się parze na
parkiecie.
Dziewczyna
rzeczywiście nie stroniła od coraz bardziej niegrzecznych ruchów. Wolno
zjeżdżała w dół torsu Rossa, zahaczając pośladkami o jego przyrodzenie. Dłonie
chłopaka trzymały ją za nadgarstki, podnosząc do góry. Na ustach nieznajomej
pojawił się uśmiech, gdy odwróciła się przodem do niego. Wówczas zauważyłam, że
jej wysokie obcasy były na nią za duże o przynajmniej jeden rozmiar, na łydce
poszło oczko, a z czerwonej sukienki wystawała długa nitka. Ross szepnął jej
coś na ucho. Sprawiło to, że jego partnerka zrobiła parę kroków w tył i
odwracając się na pięcie, odeszła od niego.
-
Hej, piękna - zagruchał mi na ucho chłopak, gdy do mnie dołączył. Zamówiwszy u
Jerry’ego piwo, usiadł obok, kładąc rękę na moim kolanie, rozpoczynając
delikatne pieszczenie mojej skóry od wewnętrznej strony. Mogłabym bez problemu
powiedzieć, że było to jego ulubione zajęcie. - Jak się bawisz?
-
Pewnie nie tak dobrze, jak ty - odparłam ze śmiechem, kładąc głowę na jego
ramieniu. Automatycznie objął mnie w talii, przesuwając bliżej siebie. - Czy ta
dziewczyna była dobrą… tancerką?
-
Wiesz, że nie musisz być o to zazdrosna.
-
Wiem, pytam z czystej ciekawości. Czy wystarczy ubrać mini sukienkę i za duże
buty na obcasach, by mężczyźni od razu oszaleli?
-
Ty i tak wyglądasz najlepiej ze wszystkich dziewczyn tutaj.
-
Moje pytanie było z kategorii czysto psychologicznych, Ross. Jestem ciekawa jak
działa wasz mózg i…- urwałam nagle, odsuwając od niego głowę, by spojrzeć mu w
oczy. Jego mina wyrażała jedno wielkie zapytanie. - Myślę, że do mojej
aplikacji powinnam dołożyć kierunek psychologiczny.
-
Translatoryka ci nie wystarcza? - zapytał z uśmiechem, gładząc mnie po włosach.
-
Chcę spróbować, Ross. Może się okaże, że psychologia jest mi bliższa niż język?
-
Cokolwiek byś nie wybrała, zawsze cię wesprę - odparł, całując mnie. Zapewne
trwałoby to dłużej, gdyby obok nas nie pojawiła się Fizzy i nie zarządziła następnej
kolejki shotów, a później tańca ze mną.
-
Iiiiiii - przeciągnęła Fizzy, gdy obie szalałyśmy na parkiecie, między
wystrojonymi pannami i napalonymi panami. Przyjaciółka trzymała mnie za dłonie,
czując się z tym zupełnie komfortowo. Ja również nie miałam z tym żadnego
problemu, byłyśmy ze sobą naprawdę blisko, widziałyśmy siebie nieraz nago,
nawet się ze sobą całowałyśmy, więc tańczenie w klubie, trzymając się za ręce,
było całkiem niewinnie. - Dobrze ci w związku z naszą szkolną gwiazdą? -
zapytała, puszczając mi oczko, na co wywróciłam oczami.
-
Jest w porządku. A jak u ciebie? Dałaś szansę Austinowi?
-
Tak - odparła krótko, owijając swoje ramiona wokół mojej szyi, na co ja
automatycznie przytuliłam ją w talii. - Teraz wiem, co to znaczy być zakochaną,
Nela. Tak szczerze i prawdziwie. I wiesz, to tak naprawdę dzięki tobie, bo to
ty mnie nakłoniłaś do tego, by dać mu szansę.
-
Heeeeeeej - usłyszałyśmy obok siebie przeciągły jęk, nikogo innego jak Rafe’a.
Spojrzawszy na niego, zobaczyłyśmy go stojącego z rękami założonymi na piersi i
ustami wygiętymi w podkowę, czym dał nam do zrozumienia, że było mu smutno. -
Tak beze mnie?
-
Nie moja wina, że uciekłeś gdzieś z Lauren - mruknęła Fizzy, łapiąc go za rękę
i przyciągając bliżej nas. - Właściwie tobie też muszę podziękować.
-
Mnie? Za co?
-
Wspierasz nas i zawsze dajesz nam kopa w dupę, gdy zaczynamy zachowywać się
tak, jak nie powinnyśmy - wyjaśniła, przytulając się do niego z jednej strony,
mrugając do mnie, co dało mi znać, że mam go przytulić z drugiej.
-
Dla moich najlepszych sióstr, zrobię wszystko - westchnął, całując po kolei
czubki naszych głów. - A teraz panie, wracamy do zabawy!
Do
domu wróciłam około trzeciej nad ranem. Ross pomógł mi zanieść moich kumpli do
mojego pokoju i położyć ich w łóżku, szczelnie przykrywając kołdrą. Oboje
natychmiast się do siebie przytulili, mamrocząc pod nosem bliżej niezrozumiałe
słowa. W czasie ich wspinaczki po schodach, które nazwali naprawdę wysoką górą,
zachowywali się tak, jakby impreza wciąż dla nich trwała. Śpiewali na głos,
kompletnie nie przejmując się moimi próbami uspokojenia ich. Miałam nadzieje,
że nikt za chwilę nie wyjdzie ze swoich sypialń i nie zwróci nam uwagi. Gdy
oboje już zasnęli, usiadłam z Rossem na schodach, przed drzwiami jego domu.
Trwaliśmy w ciszy, wsłuchując się w noc i ciesząc się spokojem. Ta chwila była
cenna, chociaż taka normalna.
-
Zawsze mnie zastanawia czemu Lauren nie śpi u Rafe’a albo on u niej.
-
Tego nie wiem, ale myślę, że ma to związek z tym, że on po prostu lubi moje
łóżko. Poza tym od dość dawna, jeszcze nim był z Lauren, spał u mnie po każdej
większej imprezie. Chyba za bardzo się przyzwyczaił do nocowania w moim pokoju.
-
Jednak zadbał o bezpieczne odwiezienie jej do domu - zauważył z uśmiechem.
-
Gdyby tego nie zrobił, strzeliłby sobie w głowę. On za bardzo ją kocha i dba o
jak nikogo innego. Bardzo długo musiał przekonywać do siebie jej tatę, by teraz
tak po prostu olać to wszystko.
-
Kocha ją - podsumował Ross, skinęłam głową, układając ją na jego ramieniu. -
Ale ciebie chyba bardziej.
-
Ross - jęknęłam, nie chcąc rozpoczynać tego tematu. - Czy muszę ci mówić, że…
-
Właśnie chcę ci powiedzieć, Nela, że nic mi nie musisz wyjaśniać. Ja wszystko
rozumiem. Wiem jaka między wami jest relacja. Jesteście dla siebie jak
rodzeństwo.
-
Dokładnie. Może czasami nasze gesty są zbyt bezpośrednie, ale nie ma w tym
żadnego podtekstu. Dosłownie żadnego.
-
Wiesz, że wam zazdrościłem? - powiedział nagle, zaskakując mnie tym. - Kiedy
widywałem was na korytarzu mimowolnie się uśmiechałem. Wasza relacja jest
czysta i lekka. Ufacie sobie we wszystkimi, robicie ze sobą głupie rzeczy i
nawet jeśli się kłócicie, to szybko się godzicie, bo nie potraficie bez siebie żyć.
To jest piękne i szczerze wam zazdroszczę.
-
Teraz jesteś w tym z nami.
-
Nie, Nela - zaoponował ze spokojem. - Może się z wami przyjaźnić wiele osób, ale
wasza trójka zawsze będzie dla siebie najważniejsza. Zawsze będziecie tylko wy
i nie ma w tym nic złego, naprawdę.
-
Nie chcę byś czuł się z nami źle.
-
Nie czuję. Miło jest patrzeć na taką przyjaźń.
_____________________________________________________________
Hej misie! Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem i... życzeniami!
Z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam dużo ciepła, uśmiechu, radości, mnóstwa pozytywnej energii, jak najmniej łez, braku smutku i cierpienia. Życzę Wam znalezienia osoby, dla której będziecie najważniejszą istotą w calutkim świecie. Cieszcie się tymi dniami, nie martwicie się tym, co musicie zrobić na zajęcia po świętach, odłóżcie na bok zmartwienia i troski.
Kocham Was i dziękuję, że wciąż tutaj jesteście! ♥
Peace&Love,
matrioszkaa! xx
Lubię czekać na Twoje rozdziały, bo wiem, że nigdy mnie nie rozczarują. Już Ci to kiedyś powiedziałam, ale mogłabym czytać Twoją listę zakupów, a i tak byłabym zachwycona.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
Tobie też spokojnych świąt, Matss. Spokojnych i zdrowych, w tym roku przekonałam się, że to jest najważniejsze.
~Raffy
No no!
OdpowiedzUsuńPrzyzanm, że kiedy przeczytałam tytuł bałam się, że Ross albo ktoś inny coś odwali, jednak kiedy doczytałam do końca poczułam się jak najbardziej szczęśliwa. Zgadzam się w Rossem, że relacja między Nelą i jej przyjaciółómi jest wyjątkowa. Oby Ross nie czuł się przez to odtrącony, ale wydaje mi się, że da sobie chłopak radę!
Twój styl pisania jest przejrzysty, bezbłędny i idealny!
Świetnie mi się to czyta, zapewne nie tylko mi.
Pozdrawiam cieplutko i czekam na następny rozdział!