Mimo marca, poranki nadal były
chłodne i ponure. Pomimo oficjalnego rozpoczęcia wiosny, pąki na drzewach wciąż
nie zaczęły kwitnąć, słońce chowało się za linię horyzontu zdecydowanie za
szybko, a równie późno pojawiało się na nim następnego dnia. Nade wszystko nie
znosiłam tego okresu. Wszystko było ospałe po zimie, niepewne wiosny i tak
bardzo niezmobilizowane by nadać światu odrobinę koloru i radości. Pogoda
dobijała mnie bardziej niż szkoła. Ale mniej niż Nate czy Rafe, którzy wciąż
zachowywali się jak idioci, bojący się chociażby na siebie spojrzeć. Nie
chciałam w to wnikać. Naprawdę. Wolałam poświęcić czas swoim sprawom, czytaj
nicnierobieniu do ostatniego dnia przed egzaminami, kiedy to łaskawie otworzę
wszystkie możliwe podręczniki i będę się uczyła całą noc, tylko po to by zdać
sobie sprawę, że czeka mnie powtarzanie ostatniej klasy.
Jednak tak bardzo jak ja nie
chciałam w to ingerować, Fizzy aż za mocno pragnęła dowiedzieć się, co
wydarzyło się w pokoju mojego brata pod osłoną nocy. I, tak, to były jej słowa.
Dodała coś jeszcze o umysłach otumanionych alkoholem, ale wątpiłam bym była w
stanie powtórzyć to słowo w słowo.
- Jeszcze raz, ale wolniej, dobrze?
- zwróciłam się do niej, gdy siedziałyśmy w szkolnej toalecie. Miałyśmy za sobą
dopiero pierwszą lekcję, a Fizzy już musiała poprawić i tak perfekcyjny
makijaż. - Chcesz zrobić im przesłuchanie by za wszelką cenę dowiedzieć się, co
jest grane, tak?
- Dlaczego ty tak wolno kapujesz? -
rzuciła uszczypliwie, nakładając róż na policzki.
- Może dlatego, że guzik mnie
obchodzi cała ta sprawa? - odpowiedziałam z założonymi rękami na piersi i
wysoko podniesioną brwią. - To co się tam stało jest tylko i wyłącznie ich
sprawą, więc może…
- Zachowujesz się tak, jakbyś mnie w
ogóle nie znała, Nela.
- Znam i wiem, że kiedy się na coś
uprzesz nie ma mocnych, którzy przekonaliby cię do zmiany zdania. Jednak czy
naprawdę warto poświęcać czas na takie bzdury? Nie chcesz zająć się Austinem?
Podobno zaprosił cię na randkę.
- A ty skąd o tym wiesz? - zapytała,
patrząc na mnie w lustrze. Jej oczy powiększyły się, a ręka, w której trzymała
pędzelek zatrzymała się w powietrzu.
- Cóż, na pewno nie od ciebie -
rzuciłam wywracając oczami. - Martin wspominał, że Austin prosił go by wypytał
się mnie, co lubisz robić w wolnym czasie. Gdzie chciałabyś pójść, co zjeść,
oglądnąć. Jaką muzykę lubisz i tak dalej. Strasznie cię lubi.
- Na twojej imprezie pocałował mnie.
Tylko w głowę, ale to było urocze. - Na jej policzkach pojawiło się znacznie więcej
różu, który z całą pewnością nie był kosmetykiem, a słodkim rumieńcem
zawstydzenia, tak rzadko towarzyszącym przyjaciółce. - Chyba zaczynam go lubić,
jednak… Nie potrafię odłożyć sprawy Rafe’a i Nate’a na bok. To mnie za bardzo
intryguje.
- A jeśli się okaże, że tak naprawdę
nic się tam nie wydarzyło?
- Będzie okej - odpowiedziała
nonszalancko, wrzucając wszystkie kosmetyki z powrotem do kosmetyczki, którą
następnie upchnęła w swojej wielkiej torbie. - Skoro nic nie miało miejsca to
dlaczego obaj zachowują się jak nieznajomi? - Myślała na głos, kiedy już sądziłam,
że porzuciła ten temat, przynajmniej na jakiś czas.
- Może nie pamiętają? - rzuciłam
mimowolnie, będąc już zmęczoną tym tematem. Ledwo pokonałyśmy schody,
zmierzając na trzecie piętro, gdy wpadłyśmy na Martina. Brat uśmiechał się jak
nienormalny, zupełnie jakby właśnie wygrał milion dolarów tylko dla siebie i
może z nim zrobić co tylko zechce. - Nie chcę wiedzieć - powiedziałam szybko
nim zdołałby otworzyć usta. On natomiast zmarszczył czoło i przybierając
najbardziej uroczą minę, rzekł:
- Twój bliźniak jest u dyrektora.
- I co związku z tym? To żadna
nowość. Pewnie wywinął komuś jakiś głupi żart, za który nauczyciel od razu
zabrał go do dyrektora. Martin, powiedz mi coś czegoś nie wiem.
- Dołączył do niego Rafe, Rocky,
Ross i Ellington.
- To oni mają razem jakieś lekcje? -
zapytała Fizzy. - Co właściwie zrobili?
- Wylali farbę na samochód jakiegoś
nauczyciela, czy coś. - Wzruszywszy ramionami, opuścił nas w podskokach.
Dosłownie. Skakał jak Czerwony Kapturek w drodze do domku swojej babci.
- Nic kreatywnego. - podsumowała
Fizzy. - Liczyłam na coś nowego.
- To dopiero początek, Fizz. On chce
zakończyć edukacje tutaj w wielkim stylu. Mam tylko nadzieję, że wcześniej go
nie wykopią, bo wówczas jego plan nie wypali.
- Byłoby szkoda. Wracając do naszej
rozmowy…
- Ta rozmowa jest absurdalna i
doskonale zdajesz sobie z tego sprawę - przerwałam jej, podejmując marsz w
stronę kolejnej klasy. I znowu na naszej drodze ktoś stanął. Tym razem była to
dziewczyna, której dawno nie widziałam. Nawet na mojej imprezie nie rzuciła mi
się jakoś specjalnie w oczy, unikając mnie i moich znajomych, raz tylko tańcząc
z Nate’m oraz Martinem, którzy założyli sobie, że zatańczą z każdą
dziewczyną/kobietą na przyjęciu. Także z tymi paniami z drogich sukienkach.
Kira wbiła w nas swoje stalowe spojrzenie, pozwalając by kąciki jej ust
powędrowały lekko ku górze. Och, ja jej nienawidziłam. - Czegoś potrzebujesz,
Kira? Mój dzień dobroci dla ciebie skończył się wraz z imprezą urodzinową, na
której pojawiłaś się tylko przez to, że moja matka uparła się na całą szkołę.
- Zabawne, Roberts - zironizowała,
wbijając we mnie jeden ze swoich paznokci pomalowanych na rażący róż. - Posłuchaj
mnie, jeśli przez ciebie czy twojego braciszka, Ross trafi za kratki, nigdy ci
tego nie daruję, rozumiesz? Nigdy.
- Ross ma swój rozum i wie, co może
robić, a co nie. Poza tym… Czy tobie na nim zależy? A co z gadką o
niezobowiązującym seksie lub z Elliotem? Czyżby twój chłopak był ci obojętny,
bo nadal uganiasz się za swoim byłym, który nawet nie był twój?
- Nie twój interes, co i do kogo
czuję. Pilnuj swoich kumpli, bo inaczej to ty będziesz ofiarą niekreatywnego
żartu - ostrzegła, dźgając mnie w klatkę piersiową, poczym odeszła bujając na
boki perfekcyjnym kucykiem i wąskimi biodrami. Zatrzymała się jednak w pół
kroku, patrząc na nas ponad ramieniem. - Chodzą plotki, że twój brat i Rafe
spali razem. Ciekawe jak to wpłynie na reputacje twoich rodziców.
- Jakie to miłe, że martwisz się o
czyjąś reputację zamiast zająć się sobą - zagruchałam z teatralną słodkością,
na co Kira wywróciła oczami, opuszczając nas. - Mogę ją zastrzelić?
- Obawiam się, że wówczas to ty
będziesz osobą, która trafi za kratki - odparła Fizzy, zarzucając mi dłoń na
barki, jakby to miałoby mi pomóc w czymkolwiek. - Pocieszę cię, nie jesteś jedyna,
która jej nienawidzi.
- Och, gdybym ją tylko nienawidziła
- mruknęłam, przybierając najbardziej żałosną minę jaką tylko znałam. - Co
robisz po lekcjach?
- Uczę się i zajmuje siostrzeńcem.
Czemu pytasz? Zapomniałam o czymś istotnym?
- Czadowo - zawołałam z udawanym
entuzjazmem, celowo wyrzucając dłonie w górę by nadać mojej wypowiedzi więcej
energii. Cóż, nie wyszło. - I, nie. Umówiłam się z Rossem, będę go uczyła
jeździć autem. Zapisał się na prawo jazdy i chce bym mu pomogła. Rafe ma być z
nami.
- Ty wiesz, że ja za długo nie mogę
być z tym człowiekiem w jednym pomieszczeniu, a już na pewno nie takim małym,
jak twój wóz.
- Jedziemy do Burger Kinga -
dodałam, doskonale znając jej uwielbienie dla nuggetsów z tej knajpy. - A
później do centrum handlowego. Rafe planuje kupić sobie nową koszulę, a Ross
chciał zajrzeć do sklepu muzycznego.
- A ty? - Na jej ustach wykwitł łobuzerski
uśmiech, na który westchnęłam lekko, wywracając oczami. - Panna Roberts jak
zwykle nie chce wydawać pieniędzy swoich bogatych rodziców na pierdoły, których
nie potrzebuje?
- Jeśli zapragnę nowej pary jeansów,
mama osobiście zabierze mnie do Levi’s.
- Oczywiście, że tak.
_________________________________________________
Na lekcje jazdy wybraliśmy jedną z
najmniej uczęszczanych dróg na odcinku Littleton-Denver. Miałam nadzieję, że
akurat dzisiaj żaden gliniarz nie wpadnie na genialny pomysł sprawdzenia jej, a
ja wywinę się od mandatu. Ross pewnie zajął miejsce za kierownicą, zapiął pasy,
uregulował fotel i poprawił lusterko. Ani słowem nie odezwałam się, że przez to
będę musiała wszystko od nowa ustawiać. Następnie włożył kluczyki do stacyjki,
przekręcił je i kiedy silnik się uruchomił nacisnął pedał gazu, przez co z
impetem ruszyliśmy do przodu.
- Ross - skarciłam go, odwracając
głowę w jego kierunku. Posłał mi łobuzerski uśmiech, na który ciężko
westchnęłam. - Najpierw sprzęgło, później gaz. Pamiętasz?
- Och, jasne - mruknął i wykonał po
kolei wszystkie czynności. - I, co teraz?
- Ty chodzisz na lekcje, czy ja? -
Okey, moje pytanie nie zabrzmiało dobrze biorąc pod uwagę to, że ja posiadałam
prawo jazdy, a on nie. - Nieważne. Przyspiesz odrobinę.
- Nie rozpędzaj się tak, bo jeszcze
w drzewo wjedziemy! - zironizował Rafe, wychylając się do przodu między naszymi
fotelami. - Dobrze ci idzie.
- Trzymaj się prawego pasa, Lynch.
Nie jesteśmy w Wielkiej Brytanii, byś musiał zjeżdżać na lewą stronę. Zmień
bieg.
- Słucham? - zapytał z przerażeniem,
patrząc na mnie błagalnie.
- Tą dźwignię po swojej prawej
stronie przesuń na dwójkę - wyjaśniłam wolno. - I zjedź na lewą stronę.
- Przed chwilą kazałaś mi trzymać
się prawej.
- Ale nie tak, byś wjechał w drzewo.
Mam ci przypomnieć, że to nawet nie jest mój wóz, a Martina? Jeśli coś mu się
stanie, jestem trupem.
- Nie panikuj przy mnie - warknął,
przyspieszając. - Jak mam się czegokolwiek nauczyć, kiedy marudzisz?
- Zwolnisz odrobinę czy chcesz nas
zabić? - zapytałam spokojnie, patrząc na jego profil. Blondyn powiedział coś
pod nosem, ale nie nacisnął hamulca. - Hamuj! - wrzasnęłam, chwytając za
kierownicę, bo dokładnie w tej samej chwili z naprzeciwka nadjechał samochód i
gdybym w porę nie skręciła kołami auta, mielibyśmy ładną stłuczkę.
- Kurwa! - krzyknął Ross, gdy auto
zatrzymało się. Odczepiwszy dłonie od kierownicy, złapał się za włosy i zaczął
je sobie wyrywać. - Jesteś beznadziejnym nauczycielem.
- Bo mnie nie słuchasz! I gdzie ty masz
oczy?! Nie widziałeś tego auta? Mógł w nas wjechać, do cholery, bo tobie
zachciało się jeździć od rowu do rowu, jak pijany.
- Zdenerwowałaś mnie! - odkrzyknął,
patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam nerwowo ślinę, mając przed oczami kłótnię
sprzed paru tygodni, gdy pokłóciliśmy się o Barcelonę. Nadal ją przeżywałam,
chociaż minęło od niej już sporo czasu i wcale nie była jakaś wielka.
- Uciszcie się. Oboje! - Do akcji
wkroczyła Fizzy, pojawiając się między naszymi fotelami. Była tutaj z nami tylko
dlatego, że jednak nie musiała zostawać ze swoim siostrzeńcem w domu. - Ross,
ona nie potrafi uczyć. Powinieneś o tym wiedzieć. Kiedy Martin poprosił ją o
lekcje, omal nie wjechał do rowu. Sama jest świetnym kierowcą, ale jeśli chodzi
o przekazanie komuś wiadomości, cóż. Sam widzisz. Nela, nie denerwuj się na
niego. Dopiero wszystko przyswaja i ma prawo popełniać błędy.
- Niech popełnia je na innych
samochodach - warknęłam zła.
- Przypomniałem sobie! - krzyknął
nagle Rafe, podskakując w miejscu, przez co uderzył się w sufit. - Auć.
- Jesteś takim kretynem, Rafael -
Fizzy spojrzała na niego sceptycznie, kręcąc głową na wszystkie strony. - Co
sobie przypomniałeś? - zapytała zupełnie innym tonem.
- Co wydarzyło się w noc po
imprezie. Do niczego nie doszło. Rozumiecie? Niczego! My tylko… się
przytulaliśmy, bo pomyliliśmy siebie nawzajem z naszymi dziewczynami. Byliśmy
kompletnie pijani i ja sądziłem, że wszedłem do sypialni dla gości. Z
przyzwyczajenia się rozebrałem i Nate widocznie też śpi nago. Dlatego było tak
niezręcznie.
- Okey, super. Ani mój brat, ani
kumpel nie lubi kutasów. Czad, Kira będzie więcej niż szczęśliwa z tego powodu
- sarknęłam, wysiadając z auta. - A ty zmieniasz miejsce i szukasz sobie innego
instruktora. Może nawet Martin czy Nate ci pomogą. Na mnie nie licz.
- Przykro mi, Nela - zagruchał,
stając naprzeciw mnie. - Miałem nadzieję, że wspólne lekcje zbliżą nas do
siebie, czy coś.
- Aww! Chciałeś spędzać ze mną
więcej czasu? - Przybliżyłam się do niego, także dzieliło nas kilka milimetrów.
Jego oddech muskał moją skórę, spojrzenie zamieniało nogi w galaretę, a dłonie,
które trzymał na mojej talii, paliły żywym ogniem. - Moi kumple patrzą.
- Niech patrzą - mówiąc to, nachylił
się nade mną i pocałowawszy mnie w usta, dodał: - marny z ciebie nauczyciel,
ale całujesz świetnie. Nie złość się. Przepraszam. - Oplotłam go w talii, nie
mogąc uwierzyć w to, jak szczupły był i uśmiechnęłam się lekko. - Wybacz mi.
- W porządku, Ross. Każdemu z nas
zdarza się unieść. Ale poważnie, dopóki nie zdasz prawka, trzymaj się z dala od
samochodu Martina. Inaczej zabije nas oboje.
- Jasne, kochanie - poczym zaśmiał
się. Mogłabym w tym momencie umrzeć, bo jego śmiech był wszystkim, czego
potrzebowałam. Dotarło do mnie, że przez niego zamieniałam się w typową,
zakochaną dziewczynę i szczerze mówiąc, nie widziałam w tym nic złego.
- Eghm. - Oczywiście, że moi
przyjaciele nie byliby moimi przyjaciółmi, gdyby nie postanowili przerwać mi w
czymś niezwykle dla mnie ważnym. To znaczące kaszlnięcie było aż nazbyt
wymowne.
- Wiecie jak bardzo nie chcemy wam
przeszkadzać, ale jeśli już się pogodziliście, to możemy jechać do obiecanego
Burger Kinga? Jestem głodny - poskarżył się Rafe i chociaż nie widziałam jego
twarzy, mogłabym przysiąc, że przybrał minę niewiniątka.
- Wy nigdy nie chcecie mi
przeszkadzać - sarknęłam, wyplątując się z objęć Rossa, który jęknął
niezadowolony, łapiąc mnie za nadgarstek i nim zdołałam cokolwiek powiedzieć,
pocałował mnie w kącik ust. - Jesteś idiotą.
- Zakochanym w tobie, idiotą -
poprawił mnie, czochrając po włosach.
______________________________________
Hugh i Morgan Roberts mieli naprawdę
dużo cierpliwości. Byli w stanie na spokojnie przyjąć fakt, że ich jedyna
córka, co semestr musi poprawiać egzaminy z chemii i matmy, że ich najmłodszy
syn zamiast treściwego śniadania woli paczkę żelek, że Martin rozbił parę razy
wóz oraz, że Nate lubi imprezy do białego rana, często z nadmierną ilością
alkoholu. Kiedy jednak w grę wchodziły żarty mojego bliźniaka na nauczycielach,
potrafili poruszyć niebo i ziemię, byleby Nate dostał odpowiednie kazanie i
szlaban. Tym razem jednak ich rozmowa, a właściwie jednostronny monolog,
wyglądał inaczej.
Gdy wróciliśmy z Denver do mojego
domu, w salonie zastaliśmy nie tylko moich rodziców z grobowymi minami, Nate’a
kompletnie się nudzącego czy Martina, który zdecydowanie wolał być gdzieś
indziej, ale także rodziców Rossa, Ellingtona, Rafe’a, samego Rattlifa oraz
Rocky’ego. Szybko zrobiłam w głowie odpowiednie równanie i wyszło mi, że
wszyscy zebrali się u nas z powodu szkolnego wybryku chłopaków. Mogłam usłyszeć
jak z ust Rafe’a wyszło przeciągłe jęknięcie, na które niemalże zachichotałam.
Jednak widząc karcące spojrzenie mojego ojca, powstrzymałam się w ostatniej
chwili.
- Miło, że odnalazłeś drogę do domu,
Ross. - Pierwszy odezwał się pan Lynch i szczerze powiedziawszy, nigdy nie
widziałam u niego takiej powagi. Podobnie u jego żony. Oboje zawsze wyglądali
na rozbawionych, z wielkimi uśmiechami na ustach i kompletną beztroską na
twarzy. Jednak tym razem zachowywali grobowy nastrój, dając nam do zrozumienia,
jak poważna to była sprawa. - Siadaj.
- Co jest grane? Czemu jest nas
tutaj tak wiele? - zapytał Rafe, udając kompletnego idiotę, za co dostał
lodowate spojrzenie od swojego taty.
- Chodzi o to, geniuszu, że dyrektor to skarżypyta i zgłosił naszym rodzicom, co
zrobiliśmy - odpowiedział mu Nate, mrużąc oczy ze wściekłości. - Ponieważ sam
nie potrafi załatwić spraw ze swoimi uczniami i musi dzwonić do ich opiekunów -
dodał rozżalony.
- Opanuj się, Nathaniel - skarciła
go matka, na co wywrócił oczami. - Każdy z nas zna te dziwne tradycje uczniów
ostatniej klasy, którzy wymyślają żarty by odpowiednio pożegnać się ze szkołą.
Sami to robiliśmy - na jej wyznanie, oczy wszystkich nastolatków zwróciły się
ku niej, nie mogąc pojąć tego, co właśnie powiedziała. - Och, nie patrzcie tak!
To prawda, nawet ja nie zawsze byłam poważną panią adwokat.
- W każdym razie, wasze żarty nie
mogą przekraczać granic - kontynuowała pani Lynch, a jej mąż przytaknął. -
Wylewanie różowej farby na samochód dyrektora chyba właśnie do takich się
zalicza, nie sądzicie?
- Nie, ależ skąd, mamo - zaprzeczył
Rocky, kręcąc głową na wszystkie możliwe strony. Jego mama zachichotała, co w
dużej części pomogło rozładować panujące w powietrzu napięcie. - To co mamy
zrobić? Do końca roku wciąż zostało mnóstwo czasu, a nasze pomysły nie są ani
trochę grzeczne - wyznał szczerze, na co Nate westchnął głośno.
- Róbcie, co zamierzyliście, ale nie
dajcie się złapać. Inaczej grozi wam szlaban - ostrzegła pani Reed, patrząc
wymownie na swojego syna, który schował się za mnie, jakbym co najmniej była w
stanie obronić go przed jego własnymi rodzicami. - Jeśli dyrektor jeszcze raz
do nas zadzwoni w podobnej sprawie, wiedzcie, że nie będziemy tacy wyrozumiali.
Użyjcie rękawiczek czy kominiarek, ale nie zostawiajcie po sobie żadnego śladu.
- Ale my chcemy by oni wiedzieli, że
to nasza sprawka - jęknął Nate.
- Pozwólcie sobie na nutkę
tajemniczości - rzuciła luźno moja matka - niech wszyscy zastanawiają się kto
za tym stoi. Wyjdźcie z ukrycia, na przykład na balu, gdzie możecie wykonać
ostatni żart, jako zwieńczenie wszystkich lat w tej szkole. Co wy na to,
panowie?
- Mamo? Czy w szkole byłaś jakimś
łotrem, który kochał robić żarty? - zapytał Nate, patrząc jej przenikliwie w
oczy. - Nie poznaję cię. A gdzie twoje martwienie się o reputacje, co? Gdzie
tekst „Co ludzie powiedzą?”
- Twoja poważna matka też potrafi
się zabawić, synu - oznajmiła mu, klepiąc go po ramieniu, chociaż mogłabym
założyć się o prawo jazdy Rossa, że wolałaby poczochrać mu włosy. Lubiła to
robić. - W każdym razie, pilnujcie się. Co wy na to?
- Okey - rzucili wszyscy chórem.
- A i jeszcze jedno - dodała od
siebie pani Reed - niech wasze kawały nie będą zbyt kosztowne. Nie mam zamiaru
brać kredytu.
- Jasne - obiecał w ich imieniu
Rafe.
Po rozmowie każdy z nas udał się do
swoich spraw. Rodzice zostali w salonie rozkoszując się winem mojego ojca, Ellington
i Martin opuścili dom, z całą pewnością idąc do swoich dziewczyn, Rocky pobiegł
do pokoju Nate’a, który natomiast zatrzymał Rafe’a na korytarzu, prosząc go o
słówko. Ross rozsiadł się na moim łóżku, kompletnie nie zwracając uwagi na to,
że ja razem z Fizzy stałyśmy przy drzwiach podsłuchując rozmowę brata z
kumplem.
- Cholera, nic nie słyszę - jęknęła
cicho uchylając drzwi. Ponad jej głową mogłam zobaczyć jak Rafe opierał się o
ścianę, a Nate stał naprzeciwko niego. Obaj mieli założone dłonie na piersi i
patrzyli na siebie neutralnie. - Mówcie coś, na Boga - mruknęła.
- Więc… przypomniałeś sobie coś? -
zapytał Nate. Mogłam zobaczyć jak nerwowo przegryzał wargę, co było nawet
urocze, biorąc pod uwagę fakt, że ten człowiek nigdy się nie denerwował. - Bo
ja owszem.
- Yup, przypomniałem. Do niczego nie
doszło, Nate.
- I całe szczęście. Nie wiem jak
mógłbym żyć z myślą, że przespałem się z najlepszym kumplem swojej siostry. Nie
obraź się stary, ale nie jesteś w moim typie - na jego komentarz obaj wybuchli
śmiechem, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Ty w moim też nie. Na przyszłość
powinniśmy bardziej uważać.
- Mam ci przypomnieć, że to ty
wszedłeś do mojego pokoju? - rzucił uszczypliwie, zaraz jednak spoważniał. -
Nigdy bym sobie nie wybaczył, że zdradziłem Holly. Nieważne jaką płeć miałaby
ta osoba. Chyba wolałabym popełnić samobójstwo niż spojrzeć na nią i powiedzieć
jej o tym, co się wydarzyło.
- W tym możemy się zgodzić, Nate. -
Następnie przybili sobie piątki i rozeszli się. Rafe w połowie drogi do mojego
pokoju, zauważył nas w drzwiach, na co wywrócił oczami, nie przestając się
jednak uśmiechać jak szalony. - Oczywiście, że musiałyście podsłuchiwać.
- Ona się uparła! - pokazałam na
Fizzy, która akurat postanowiła przybrać minę niewiniątka, podchodząc do mojego
laptopa. - Jednak… cieszę się, że między wami wszystko zostało wyjaśnione. Nie
będzie niezręcznie czy coś.
- Myślę, że bardziej niekomfortowo
już być nie mogło. Skoro obie wiecie już wszystko, pozwólcie, że pojadę teraz
do swojej dziewczyny i spędzę z nią przynajmniej kawałek wieczoru. Fizzy,
idziesz ze mną?
- A Lauren nie mieszka przypadkiem
po innej stronie Littleton? - zapytała znudzona.
- Może i tak, ale chciałem być miły
i zaproponować wspólne wyjście, by para gołąbków mogła połykać swoje twarze bez
skrępowania - rzucił nonszalancko, za co oberwał ode mnie w potylice. - Bolało
- jęknął, patrząc na mnie z mordem w oczach, rozmasowując obolałe miejsce.
- Miało. Pieprzysz bzdury.
- Cóż… nie. Mówiłem prawdę.
- Skąd możesz wiedzieć, co robimy,
gdy nikogo nie ma obok nas?
- Jesteście parą, a pary zawsze się
całują, kiedy nikogo nie ma w pobliżu - odpowiedział prosto. - W sumie jest to
odrobinę szokujące, że wciąż jesteście razem. Nie sądziłem, że tak długo
wytrzymacie. Biorąc pod uwagę impulsywność i niezrównoważenie Neli dawałem wam
około dwóch tygodni.
- Zawsze można na ciebie liczyć,
Rafe - podsumowałam, zakładając dłonie na piersi, dając mu tym jasno do
zrozumienia, że jestem na niego obrażona.
- Mamy podobne charaktery, Rafe -
Ross po raz pierwszy zabrał głos w naszej rozmowie, patrząc na nas ponad
ekranem swojego telefonu. - Poza tym ona tak naprawdę jest bardzo spokojna.
- Masz na nią dobry wpływ, Ross. Oby
tak dalej - pokazawszy mu kciuka, zwrócił się do mnie, uśmiechając się przy tym
ciepło. - Baw się grzecznie, Nela, sami znajdziemy wyjście z twojej willi - zagruchał,
czochrając moje włosy, poczym razem z Fizzy opuścił mój pokój, pogwizdując pod nosem.
- On jest nienormalny.
- To twój najlepszy przyjaciel, tacy
zazwyczaj są nienormalni - podsumował Ross, uśmiechając się łobuzersko.
__________________________________________________
Aloha!
Jeśli mam być szczera, Wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem delikatnie mnie rozwaliły. Naprawdę nie wiem, co złego byłoby w tym, gdyby się okazało, że dwóch moich bohaterów płci męskiej pieprzyło się ze sobą po pijaku. W każdym razie możecie spać spokojnie, nic takiego nie miało miejsca. Zresztą jak to mówią: żeby życie miało smaczek, raz dziewczyna, raz chłopaczek :) Czy jakoś tak.
Do następnego, robaczki!
- matrioszkaa! xx
Ps. Jeszcze tylko 4 razy idę do pracy w tym miesiącu, woohoo!
Nie, spoko, niech każdy śpi sobie z każdym. Byleby nie był w związku, wtedy nie byłoby jest ciekawie.
OdpowiedzUsuń22 rozdział, a ja wciąż jestem zachwycona. Nic więcej nie mogę napisać, bo rozpływające z rozkoszy serce mi przeszkadza. Cudo!
Dlaczego uważasz, że nie byłoby ciekawie? Co w tym złego, co? :)
UsuńDziękuję! :*
Rozdział genialny ^^
OdpowiedzUsuńAkurat czytałam Twojego bloga i kiedy myślałam ,że skończyłam i poszłam umyć włosy to po powrocie był nowy rozdział ,cieszyłam się jak dziecko ;> Uwielbiam jak piszesz ,tylko daj trochę więcej scen Ross'a i Nel ,nie wiem w lesie ich zgób na pare godzin albo coś :) Czekam na cudownego nexta i bardzo sie cieszę ,że chłopcy jednak nie ten tego :D Chyba bym nie zasnęła
Weny życzę kwiatuszku ,miłej reszty wakacji <3!!
W sumie to byłoby zabawnie gdyby Rafe i Nate sie przespali xd Takie opowiadanie to oryginał!
OdpowiedzUsuńNadal możesz zrobić taką akcję ^^
Anyway.
Ten rozdział był tak niewiarygodnie zajebisty!
Najlepsza scena z rodzicami xD Ja też tak chce!
Albo jak Ross pogodził się z Nelą po tej felernej jeździe. To było awww *.*
Teraz przydałaby się jakaś scena sam na sam z naszą kochaną parką. Komentarz wyżej dobrze to ujął. Może zostawić ich w lesie na pare godzin?? hmmm nie to by było mało oryginalne. Jestem pewna, że wymyślisz coś dobrego ^^
Ogólnie twoje ninaganne pismo, idealna gramatyka i ortografia przyprawiają o dreszcze. Dodatkowo e idealnie sformułowane zdania. Ahhh :D
Czekam i czytam!
Ciekawe co wymyślisz!
~~invisible~~