piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 22 | Rodzice aka najlepsi kumple.




            Mimo marca, poranki nadal były chłodne i ponure. Pomimo oficjalnego rozpoczęcia wiosny, pąki na drzewach wciąż nie zaczęły kwitnąć, słońce chowało się za linię horyzontu zdecydowanie za szybko, a równie późno pojawiało się na nim następnego dnia. Nade wszystko nie znosiłam tego okresu. Wszystko było ospałe po zimie, niepewne wiosny i tak bardzo niezmobilizowane by nadać światu odrobinę koloru i radości. Pogoda dobijała mnie bardziej niż szkoła. Ale mniej niż Nate czy Rafe, którzy wciąż zachowywali się jak idioci, bojący się chociażby na siebie spojrzeć. Nie chciałam w to wnikać. Naprawdę. Wolałam poświęcić czas swoim sprawom, czytaj nicnierobieniu do ostatniego dnia przed egzaminami, kiedy to łaskawie otworzę wszystkie możliwe podręczniki i będę się uczyła całą noc, tylko po to by zdać sobie sprawę, że czeka mnie powtarzanie ostatniej klasy.
            Jednak tak bardzo jak ja nie chciałam w to ingerować, Fizzy aż za mocno pragnęła dowiedzieć się, co wydarzyło się w pokoju mojego brata pod osłoną nocy. I, tak, to były jej słowa. Dodała coś jeszcze o umysłach otumanionych alkoholem, ale wątpiłam bym była w stanie powtórzyć to słowo w słowo.
            - Jeszcze raz, ale wolniej, dobrze? - zwróciłam się do niej, gdy siedziałyśmy w szkolnej toalecie. Miałyśmy za sobą dopiero pierwszą lekcję, a Fizzy już musiała poprawić i tak perfekcyjny makijaż. - Chcesz zrobić im przesłuchanie by za wszelką cenę dowiedzieć się, co jest grane, tak?
            - Dlaczego ty tak wolno kapujesz? - rzuciła uszczypliwie, nakładając róż na policzki.
            - Może dlatego, że guzik mnie obchodzi cała ta sprawa? - odpowiedziałam z założonymi rękami na piersi i wysoko podniesioną brwią. - To co się tam stało jest tylko i wyłącznie ich sprawą, więc może…
            - Zachowujesz się tak, jakbyś mnie w ogóle nie znała, Nela.
            - Znam i wiem, że kiedy się na coś uprzesz nie ma mocnych, którzy przekonaliby cię do zmiany zdania. Jednak czy naprawdę warto poświęcać czas na takie bzdury? Nie chcesz zająć się Austinem? Podobno zaprosił cię na randkę.
            - A ty skąd o tym wiesz? - zapytała, patrząc na mnie w lustrze. Jej oczy powiększyły się, a ręka, w której trzymała pędzelek zatrzymała się w powietrzu.
            - Cóż, na pewno nie od ciebie - rzuciłam wywracając oczami. - Martin wspominał, że Austin prosił go by wypytał się mnie, co lubisz robić w wolnym czasie. Gdzie chciałabyś pójść, co zjeść, oglądnąć. Jaką muzykę lubisz i tak dalej. Strasznie cię lubi.
            - Na twojej imprezie pocałował mnie. Tylko w głowę, ale to było urocze. - Na jej policzkach pojawiło się znacznie więcej różu, który z całą pewnością nie był kosmetykiem, a słodkim rumieńcem zawstydzenia, tak rzadko towarzyszącym przyjaciółce. - Chyba zaczynam go lubić, jednak… Nie potrafię odłożyć sprawy Rafe’a i Nate’a na bok. To mnie za bardzo intryguje.
            - A jeśli się okaże, że tak naprawdę nic się tam nie wydarzyło?
            - Będzie okej - odpowiedziała nonszalancko, wrzucając wszystkie kosmetyki z powrotem do kosmetyczki, którą następnie upchnęła w swojej wielkiej torbie. - Skoro nic nie miało miejsca to dlaczego obaj zachowują się jak nieznajomi? - Myślała na głos, kiedy już sądziłam, że porzuciła ten temat, przynajmniej na jakiś czas.
            - Może nie pamiętają? - rzuciłam mimowolnie, będąc już zmęczoną tym tematem. Ledwo pokonałyśmy schody, zmierzając na trzecie piętro, gdy wpadłyśmy na Martina. Brat uśmiechał się jak nienormalny, zupełnie jakby właśnie wygrał milion dolarów tylko dla siebie i może z nim zrobić co tylko zechce. - Nie chcę wiedzieć - powiedziałam szybko nim zdołałby otworzyć usta. On natomiast zmarszczył czoło i przybierając najbardziej uroczą minę, rzekł:
            - Twój bliźniak jest u dyrektora.
            - I co związku z tym? To żadna nowość. Pewnie wywinął komuś jakiś głupi żart, za który nauczyciel od razu zabrał go do dyrektora. Martin, powiedz mi coś czegoś nie wiem.
            - Dołączył do niego Rafe, Rocky, Ross i Ellington.
            - To oni mają razem jakieś lekcje? - zapytała Fizzy. - Co właściwie zrobili?
            - Wylali farbę na samochód jakiegoś nauczyciela, czy coś. - Wzruszywszy ramionami, opuścił nas w podskokach. Dosłownie. Skakał jak Czerwony Kapturek w drodze do domku swojej babci.
            - Nic kreatywnego. - podsumowała Fizzy. - Liczyłam na coś nowego.
            - To dopiero początek, Fizz. On chce zakończyć edukacje tutaj w wielkim stylu. Mam tylko nadzieję, że wcześniej go nie wykopią, bo wówczas jego plan nie wypali.
            - Byłoby szkoda. Wracając do naszej rozmowy…
            - Ta rozmowa jest absurdalna i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę - przerwałam jej, podejmując marsz w stronę kolejnej klasy. I znowu na naszej drodze ktoś stanął. Tym razem była to dziewczyna, której dawno nie widziałam. Nawet na mojej imprezie nie rzuciła mi się jakoś specjalnie w oczy, unikając mnie i moich znajomych, raz tylko tańcząc z Nate’m oraz Martinem, którzy założyli sobie, że zatańczą z każdą dziewczyną/kobietą na przyjęciu. Także z tymi paniami z drogich sukienkach. Kira wbiła w nas swoje stalowe spojrzenie, pozwalając by kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze. Och, ja jej nienawidziłam. - Czegoś potrzebujesz, Kira? Mój dzień dobroci dla ciebie skończył się wraz z imprezą urodzinową, na której pojawiłaś się tylko przez to, że moja matka uparła się na całą szkołę.
            - Zabawne, Roberts - zironizowała, wbijając we mnie jeden ze swoich paznokci pomalowanych na rażący róż. - Posłuchaj mnie, jeśli przez ciebie czy twojego braciszka, Ross trafi za kratki, nigdy ci tego nie daruję, rozumiesz? Nigdy.
            - Ross ma swój rozum i wie, co może robić, a co nie. Poza tym… Czy tobie na nim zależy? A co z gadką o niezobowiązującym seksie lub z Elliotem? Czyżby twój chłopak był ci obojętny, bo nadal uganiasz się za swoim byłym, który nawet nie był twój?
            - Nie twój interes, co i do kogo czuję. Pilnuj swoich kumpli, bo inaczej to ty będziesz ofiarą niekreatywnego żartu - ostrzegła, dźgając mnie w klatkę piersiową, poczym odeszła bujając na boki perfekcyjnym kucykiem i wąskimi biodrami. Zatrzymała się jednak w pół kroku, patrząc na nas ponad ramieniem. - Chodzą plotki, że twój brat i Rafe spali razem. Ciekawe jak to wpłynie na reputacje twoich rodziców.
            - Jakie to miłe, że martwisz się o czyjąś reputację zamiast zająć się sobą - zagruchałam z teatralną słodkością, na co Kira wywróciła oczami, opuszczając nas. - Mogę ją zastrzelić?
            - Obawiam się, że wówczas to ty będziesz osobą, która trafi za kratki - odparła Fizzy, zarzucając mi dłoń na barki, jakby to miałoby mi pomóc w czymkolwiek. - Pocieszę cię, nie jesteś jedyna, która jej nienawidzi.
            - Och, gdybym ją tylko nienawidziła - mruknęłam, przybierając najbardziej żałosną minę jaką tylko znałam. - Co robisz po lekcjach?
            - Uczę się i zajmuje siostrzeńcem. Czemu pytasz? Zapomniałam o czymś istotnym?
            - Czadowo - zawołałam z udawanym entuzjazmem, celowo wyrzucając dłonie w górę by nadać mojej wypowiedzi więcej energii. Cóż, nie wyszło. - I, nie. Umówiłam się z Rossem, będę go uczyła jeździć autem. Zapisał się na prawo jazdy i chce bym mu pomogła. Rafe ma być z nami.
            - Ty wiesz, że ja za długo nie mogę być z tym człowiekiem w jednym pomieszczeniu, a już na pewno nie takim małym, jak twój wóz.
            - Jedziemy do Burger Kinga - dodałam, doskonale znając jej uwielbienie dla nuggetsów z tej knajpy. - A później do centrum handlowego. Rafe planuje kupić sobie nową koszulę, a Ross chciał zajrzeć do sklepu muzycznego.
             - A ty? - Na jej ustach wykwitł łobuzerski uśmiech, na który westchnęłam lekko, wywracając oczami. - Panna Roberts jak zwykle nie chce wydawać pieniędzy swoich bogatych rodziców na pierdoły, których nie potrzebuje?
            - Jeśli zapragnę nowej pary jeansów, mama osobiście zabierze mnie do Levi’s.
            - Oczywiście, że tak.

_________________________________________________

            Na lekcje jazdy wybraliśmy jedną z najmniej uczęszczanych dróg na odcinku Littleton-Denver. Miałam nadzieję, że akurat dzisiaj żaden gliniarz nie wpadnie na genialny pomysł sprawdzenia jej, a ja wywinę się od mandatu. Ross pewnie zajął miejsce za kierownicą, zapiął pasy, uregulował fotel i poprawił lusterko. Ani słowem nie odezwałam się, że przez to będę musiała wszystko od nowa ustawiać. Następnie włożył kluczyki do stacyjki, przekręcił je i kiedy silnik się uruchomił nacisnął pedał gazu, przez co z impetem ruszyliśmy do przodu.
            - Ross - skarciłam go, odwracając głowę w jego kierunku. Posłał mi łobuzerski uśmiech, na który ciężko westchnęłam. - Najpierw sprzęgło, później gaz. Pamiętasz?
            - Och, jasne - mruknął i wykonał po kolei wszystkie czynności. - I, co teraz?
            - Ty chodzisz na lekcje, czy ja? - Okey, moje pytanie nie zabrzmiało dobrze biorąc pod uwagę to, że ja posiadałam prawo jazdy, a on nie. - Nieważne. Przyspiesz odrobinę.
            - Nie rozpędzaj się tak, bo jeszcze w drzewo wjedziemy! - zironizował Rafe, wychylając się do przodu między naszymi fotelami. - Dobrze ci idzie.
            - Trzymaj się prawego pasa, Lynch. Nie jesteśmy w Wielkiej Brytanii, byś musiał zjeżdżać na lewą stronę. Zmień bieg.
            - Słucham? - zapytał z przerażeniem, patrząc na mnie błagalnie.
            - Tą dźwignię po swojej prawej stronie przesuń na dwójkę - wyjaśniłam wolno. - I zjedź na lewą stronę.
            - Przed chwilą kazałaś mi trzymać się prawej.
            - Ale nie tak, byś wjechał w drzewo. Mam ci przypomnieć, że to nawet nie jest mój wóz, a Martina? Jeśli coś mu się stanie, jestem trupem.
            - Nie panikuj przy mnie - warknął, przyspieszając. - Jak mam się czegokolwiek nauczyć, kiedy marudzisz?
            - Zwolnisz odrobinę czy chcesz nas zabić? - zapytałam spokojnie, patrząc na jego profil. Blondyn powiedział coś pod nosem, ale nie nacisnął hamulca. - Hamuj! - wrzasnęłam, chwytając za kierownicę, bo dokładnie w tej samej chwili z naprzeciwka nadjechał samochód i gdybym w porę nie skręciła kołami auta, mielibyśmy ładną stłuczkę.
            - Kurwa! - krzyknął Ross, gdy auto zatrzymało się. Odczepiwszy dłonie od kierownicy, złapał się za włosy i zaczął je sobie wyrywać. - Jesteś beznadziejnym nauczycielem.
            - Bo mnie nie słuchasz! I gdzie ty masz oczy?! Nie widziałeś tego auta? Mógł w nas wjechać, do cholery, bo tobie zachciało się jeździć od rowu do rowu, jak pijany.
            - Zdenerwowałaś mnie! - odkrzyknął, patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam nerwowo ślinę, mając przed oczami kłótnię sprzed paru tygodni, gdy pokłóciliśmy się o Barcelonę. Nadal ją przeżywałam, chociaż minęło od niej już sporo czasu i wcale nie była jakaś wielka.
            - Uciszcie się. Oboje! - Do akcji wkroczyła Fizzy, pojawiając się między naszymi fotelami. Była tutaj z nami tylko dlatego, że jednak nie musiała zostawać ze swoim siostrzeńcem w domu. - Ross, ona nie potrafi uczyć. Powinieneś o tym wiedzieć. Kiedy Martin poprosił ją o lekcje, omal nie wjechał do rowu. Sama jest świetnym kierowcą, ale jeśli chodzi o przekazanie komuś wiadomości, cóż. Sam widzisz. Nela, nie denerwuj się na niego. Dopiero wszystko przyswaja i ma prawo popełniać błędy.
            - Niech popełnia je na innych samochodach - warknęłam zła.
            - Przypomniałem sobie! - krzyknął nagle Rafe, podskakując w miejscu, przez co uderzył się w sufit. - Auć.
            - Jesteś takim kretynem, Rafael - Fizzy spojrzała na niego sceptycznie, kręcąc głową na wszystkie strony. - Co sobie przypomniałeś? - zapytała zupełnie innym tonem.
            - Co wydarzyło się w noc po imprezie. Do niczego nie doszło. Rozumiecie? Niczego! My tylko… się przytulaliśmy, bo pomyliliśmy siebie nawzajem z naszymi dziewczynami. Byliśmy kompletnie pijani i ja sądziłem, że wszedłem do sypialni dla gości. Z przyzwyczajenia się rozebrałem i Nate widocznie też śpi nago. Dlatego było tak niezręcznie.
            - Okey, super. Ani mój brat, ani kumpel nie lubi kutasów. Czad, Kira będzie więcej niż szczęśliwa z tego powodu - sarknęłam, wysiadając z auta. - A ty zmieniasz miejsce i szukasz sobie innego instruktora. Może nawet Martin czy Nate ci pomogą. Na mnie nie licz.
            - Przykro mi, Nela - zagruchał, stając naprzeciw mnie. - Miałem nadzieję, że wspólne lekcje zbliżą nas do siebie, czy coś.
            - Aww! Chciałeś spędzać ze mną więcej czasu? - Przybliżyłam się do niego, także dzieliło nas kilka milimetrów. Jego oddech muskał moją skórę, spojrzenie zamieniało nogi w galaretę, a dłonie, które trzymał na mojej talii, paliły żywym ogniem. - Moi kumple patrzą.
            - Niech patrzą - mówiąc to, nachylił się nade mną i pocałowawszy mnie w usta, dodał: - marny z ciebie nauczyciel, ale całujesz świetnie. Nie złość się. Przepraszam. - Oplotłam go w talii, nie mogąc uwierzyć w to, jak szczupły był i uśmiechnęłam się lekko. - Wybacz mi.
            - W porządku, Ross. Każdemu z nas zdarza się unieść. Ale poważnie, dopóki nie zdasz prawka, trzymaj się z dala od samochodu Martina. Inaczej zabije nas oboje.
            - Jasne, kochanie - poczym zaśmiał się. Mogłabym w tym momencie umrzeć, bo jego śmiech był wszystkim, czego potrzebowałam. Dotarło do mnie, że przez niego zamieniałam się w typową, zakochaną dziewczynę i szczerze mówiąc, nie widziałam w tym nic złego.
            - Eghm. - Oczywiście, że moi przyjaciele nie byliby moimi przyjaciółmi, gdyby nie postanowili przerwać mi w czymś niezwykle dla mnie ważnym. To znaczące kaszlnięcie było aż nazbyt wymowne.
            - Wiecie jak bardzo nie chcemy wam przeszkadzać, ale jeśli już się pogodziliście, to możemy jechać do obiecanego Burger Kinga? Jestem głodny - poskarżył się Rafe i chociaż nie widziałam jego twarzy, mogłabym przysiąc, że przybrał minę niewiniątka.
            - Wy nigdy nie chcecie mi przeszkadzać - sarknęłam, wyplątując się z objęć Rossa, który jęknął niezadowolony, łapiąc mnie za nadgarstek i nim zdołałam cokolwiek powiedzieć, pocałował mnie w kącik ust. - Jesteś idiotą.
            - Zakochanym w tobie, idiotą - poprawił mnie, czochrając po włosach.

______________________________________

            Hugh i Morgan Roberts mieli naprawdę dużo cierpliwości. Byli w stanie na spokojnie przyjąć fakt, że ich jedyna córka, co semestr musi poprawiać egzaminy z chemii i matmy, że ich najmłodszy syn zamiast treściwego śniadania woli paczkę żelek, że Martin rozbił parę razy wóz oraz, że Nate lubi imprezy do białego rana, często z nadmierną ilością alkoholu. Kiedy jednak w grę wchodziły żarty mojego bliźniaka na nauczycielach, potrafili poruszyć niebo i ziemię, byleby Nate dostał odpowiednie kazanie i szlaban. Tym razem jednak ich rozmowa, a właściwie jednostronny monolog, wyglądał inaczej.
            Gdy wróciliśmy z Denver do mojego domu, w salonie zastaliśmy nie tylko moich rodziców z grobowymi minami, Nate’a kompletnie się nudzącego czy Martina, który zdecydowanie wolał być gdzieś indziej, ale także rodziców Rossa, Ellingtona, Rafe’a, samego Rattlifa oraz Rocky’ego. Szybko zrobiłam w głowie odpowiednie równanie i wyszło mi, że wszyscy zebrali się u nas z powodu szkolnego wybryku chłopaków. Mogłam usłyszeć jak z ust Rafe’a wyszło przeciągłe jęknięcie, na które niemalże zachichotałam. Jednak widząc karcące spojrzenie mojego ojca, powstrzymałam się w ostatniej chwili.
            - Miło, że odnalazłeś drogę do domu, Ross. - Pierwszy odezwał się pan Lynch i szczerze powiedziawszy, nigdy nie widziałam u niego takiej powagi. Podobnie u jego żony. Oboje zawsze wyglądali na rozbawionych, z wielkimi uśmiechami na ustach i kompletną beztroską na twarzy. Jednak tym razem zachowywali grobowy nastrój, dając nam do zrozumienia, jak poważna to była sprawa. - Siadaj.
            - Co jest grane? Czemu jest nas tutaj tak wiele? - zapytał Rafe, udając kompletnego idiotę, za co dostał lodowate spojrzenie od swojego taty.
            - Chodzi o to, geniuszu, że dyrektor to skarżypyta i zgłosił naszym rodzicom, co zrobiliśmy - odpowiedział mu Nate, mrużąc oczy ze wściekłości. - Ponieważ sam nie potrafi załatwić spraw ze swoimi uczniami i musi dzwonić do ich opiekunów - dodał rozżalony.
            - Opanuj się, Nathaniel - skarciła go matka, na co wywrócił oczami. - Każdy z nas zna te dziwne tradycje uczniów ostatniej klasy, którzy wymyślają żarty by odpowiednio pożegnać się ze szkołą. Sami to robiliśmy - na jej wyznanie, oczy wszystkich nastolatków zwróciły się ku niej, nie mogąc pojąć tego, co właśnie powiedziała. - Och, nie patrzcie tak! To prawda, nawet ja nie zawsze byłam poważną panią adwokat.
            - W każdym razie, wasze żarty nie mogą przekraczać granic - kontynuowała pani Lynch, a jej mąż przytaknął. - Wylewanie różowej farby na samochód dyrektora chyba właśnie do takich się zalicza, nie sądzicie?
            - Nie, ależ skąd, mamo - zaprzeczył Rocky, kręcąc głową na wszystkie możliwe strony. Jego mama zachichotała, co w dużej części pomogło rozładować panujące w powietrzu napięcie. - To co mamy zrobić? Do końca roku wciąż zostało mnóstwo czasu, a nasze pomysły nie są ani trochę grzeczne - wyznał szczerze, na co Nate westchnął głośno.
            - Róbcie, co zamierzyliście, ale nie dajcie się złapać. Inaczej grozi wam szlaban - ostrzegła pani Reed, patrząc wymownie na swojego syna, który schował się za mnie, jakbym co najmniej była w stanie obronić go przed jego własnymi rodzicami. - Jeśli dyrektor jeszcze raz do nas zadzwoni w podobnej sprawie, wiedzcie, że nie będziemy tacy wyrozumiali. Użyjcie rękawiczek czy kominiarek, ale nie zostawiajcie po sobie żadnego śladu.
            - Ale my chcemy by oni wiedzieli, że to nasza sprawka - jęknął Nate.
            - Pozwólcie sobie na nutkę tajemniczości - rzuciła luźno moja matka - niech wszyscy zastanawiają się kto za tym stoi. Wyjdźcie z ukrycia, na przykład na balu, gdzie możecie wykonać ostatni żart, jako zwieńczenie wszystkich lat w tej szkole. Co wy na to, panowie?
            - Mamo? Czy w szkole byłaś jakimś łotrem, który kochał robić żarty? - zapytał Nate, patrząc jej przenikliwie w oczy. - Nie poznaję cię. A gdzie twoje martwienie się o reputacje, co? Gdzie tekst „Co ludzie powiedzą?”
            - Twoja poważna matka też potrafi się zabawić, synu - oznajmiła mu, klepiąc go po ramieniu, chociaż mogłabym założyć się o prawo jazdy Rossa, że wolałaby poczochrać mu włosy. Lubiła to robić. - W każdym razie, pilnujcie się. Co wy na to?
            - Okey - rzucili wszyscy chórem.
            - A i jeszcze jedno - dodała od siebie pani Reed - niech wasze kawały nie będą zbyt kosztowne. Nie mam zamiaru brać kredytu.
            - Jasne - obiecał w ich imieniu Rafe.
            Po rozmowie każdy z nas udał się do swoich spraw. Rodzice zostali w salonie rozkoszując się winem mojego ojca, Ellington i Martin opuścili dom, z całą pewnością idąc do swoich dziewczyn, Rocky pobiegł do pokoju Nate’a, który natomiast zatrzymał Rafe’a na korytarzu, prosząc go o słówko. Ross rozsiadł się na moim łóżku, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że ja razem z Fizzy stałyśmy przy drzwiach podsłuchując rozmowę brata z kumplem.
            - Cholera, nic nie słyszę - jęknęła cicho uchylając drzwi. Ponad jej głową mogłam zobaczyć jak Rafe opierał się o ścianę, a Nate stał naprzeciwko niego. Obaj mieli założone dłonie na piersi i patrzyli na siebie neutralnie. - Mówcie coś, na Boga - mruknęła.
            - Więc… przypomniałeś sobie coś? - zapytał Nate. Mogłam zobaczyć jak nerwowo przegryzał wargę, co było nawet urocze, biorąc pod uwagę fakt, że ten człowiek nigdy się nie denerwował. - Bo ja owszem.
            - Yup, przypomniałem. Do niczego nie doszło, Nate.
            - I całe szczęście. Nie wiem jak mógłbym żyć z myślą, że przespałem się z najlepszym kumplem swojej siostry. Nie obraź się stary, ale nie jesteś w moim typie - na jego komentarz obaj wybuchli śmiechem, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
            - Ty w moim też nie. Na przyszłość powinniśmy bardziej uważać.
            - Mam ci przypomnieć, że to ty wszedłeś do mojego pokoju? - rzucił uszczypliwie, zaraz jednak spoważniał. - Nigdy bym sobie nie wybaczył, że zdradziłem Holly. Nieważne jaką płeć miałaby ta osoba. Chyba wolałabym popełnić samobójstwo niż spojrzeć na nią i powiedzieć jej o tym, co się wydarzyło.
            - W tym możemy się zgodzić, Nate. - Następnie przybili sobie piątki i rozeszli się. Rafe w połowie drogi do mojego pokoju, zauważył nas w drzwiach, na co wywrócił oczami, nie przestając się jednak uśmiechać jak szalony. - Oczywiście, że musiałyście podsłuchiwać.
            - Ona się uparła! - pokazałam na Fizzy, która akurat postanowiła przybrać minę niewiniątka, podchodząc do mojego laptopa. - Jednak… cieszę się, że między wami wszystko zostało wyjaśnione. Nie będzie niezręcznie czy coś.
            - Myślę, że bardziej niekomfortowo już być nie mogło. Skoro obie wiecie już wszystko, pozwólcie, że pojadę teraz do swojej dziewczyny i spędzę z nią przynajmniej kawałek wieczoru. Fizzy, idziesz ze mną?
            - A Lauren nie mieszka przypadkiem po innej stronie Littleton? - zapytała znudzona.
            - Może i tak, ale chciałem być miły i zaproponować wspólne wyjście, by para gołąbków mogła połykać swoje twarze bez skrępowania - rzucił nonszalancko, za co oberwał ode mnie w potylice. - Bolało - jęknął, patrząc na mnie z mordem w oczach, rozmasowując obolałe miejsce.
            - Miało. Pieprzysz bzdury.
            - Cóż… nie. Mówiłem prawdę.
            - Skąd możesz wiedzieć, co robimy, gdy nikogo nie ma obok nas?
            - Jesteście parą, a pary zawsze się całują, kiedy nikogo nie ma w pobliżu - odpowiedział prosto. - W sumie jest to odrobinę szokujące, że wciąż jesteście razem. Nie sądziłem, że tak długo wytrzymacie. Biorąc pod uwagę impulsywność i niezrównoważenie Neli dawałem wam około dwóch tygodni.
            - Zawsze można na ciebie liczyć, Rafe - podsumowałam, zakładając dłonie na piersi, dając mu tym jasno do zrozumienia, że jestem na niego obrażona.
            - Mamy podobne charaktery, Rafe - Ross po raz pierwszy zabrał głos w naszej rozmowie, patrząc na nas ponad ekranem swojego telefonu. - Poza tym ona tak naprawdę jest bardzo spokojna.
            - Masz na nią dobry wpływ, Ross. Oby tak dalej - pokazawszy mu kciuka, zwrócił się do mnie, uśmiechając się przy tym ciepło. - Baw się grzecznie, Nela, sami znajdziemy wyjście z twojej willi - zagruchał, czochrając moje włosy, poczym razem z Fizzy opuścił mój pokój, pogwizdując pod nosem.
            - On jest nienormalny.
            - To twój najlepszy przyjaciel, tacy zazwyczaj są nienormalni - podsumował Ross, uśmiechając się łobuzersko. 



__________________________________________________

Aloha! 
Jeśli mam być szczera, Wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem delikatnie mnie rozwaliły. Naprawdę nie wiem, co złego byłoby w tym, gdyby się okazało, że dwóch moich bohaterów płci męskiej pieprzyło się ze sobą po pijaku. W każdym razie możecie spać spokojnie, nic takiego nie miało miejsca. Zresztą jak to mówią: żeby życie miało smaczek, raz dziewczyna, raz chłopaczek :) Czy jakoś tak.

Do następnego, robaczki! 

- matrioszkaa! xx

Ps. Jeszcze tylko 4 razy idę do pracy w tym miesiącu, woohoo!

4 komentarze:

  1. Nie, spoko, niech każdy śpi sobie z każdym. Byleby nie był w związku, wtedy nie byłoby jest ciekawie.
    22 rozdział, a ja wciąż jestem zachwycona. Nic więcej nie mogę napisać, bo rozpływające z rozkoszy serce mi przeszkadza. Cudo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego uważasz, że nie byłoby ciekawie? Co w tym złego, co? :)
      Dziękuję! :*

      Usuń
  2. Rozdział genialny ^^
    Akurat czytałam Twojego bloga i kiedy myślałam ,że skończyłam i poszłam umyć włosy to po powrocie był nowy rozdział ,cieszyłam się jak dziecko ;> Uwielbiam jak piszesz ,tylko daj trochę więcej scen Ross'a i Nel ,nie wiem w lesie ich zgób na pare godzin albo coś :) Czekam na cudownego nexta i bardzo sie cieszę ,że chłopcy jednak nie ten tego :D Chyba bym nie zasnęła
    Weny życzę kwiatuszku ,miłej reszty wakacji <3!!

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie to byłoby zabawnie gdyby Rafe i Nate sie przespali xd Takie opowiadanie to oryginał!
    Nadal możesz zrobić taką akcję ^^
    Anyway.
    Ten rozdział był tak niewiarygodnie zajebisty!
    Najlepsza scena z rodzicami xD Ja też tak chce!
    Albo jak Ross pogodził się z Nelą po tej felernej jeździe. To było awww *.*
    Teraz przydałaby się jakaś scena sam na sam z naszą kochaną parką. Komentarz wyżej dobrze to ujął. Może zostawić ich w lesie na pare godzin?? hmmm nie to by było mało oryginalne. Jestem pewna, że wymyślisz coś dobrego ^^
    Ogólnie twoje ninaganne pismo, idealna gramatyka i ortografia przyprawiają o dreszcze. Dodatkowo e idealnie sformułowane zdania. Ahhh :D
    Czekam i czytam!
    Ciekawe co wymyślisz!
    ~~invisible~~

    OdpowiedzUsuń