Ledwo moi rodzice wrócili ze swojej
wycieczki - jak się okazało byli w Castle Rock, by odpocząć i pobyć sami ze
sobą - miałam ochotę wyskoczyć przez okno, pomijając fakt, że miałam pokój na
pierwszym piętrze i jedynie mogłabym połamać sobie nogi. Dlaczego? Zaczęli
temat, na który w za nic w świecie nie chciałam rozmawiać. Było to jeszcze
gorsze niż bal ostatniego rocznika, egzaminy czy wyjazd na studia. Ta rzecz
sprawiała, że miałam mdłości, podniesione ciśnienie i myśli samobójcze, chociaż
tak naprawdę to było nic. W końcu mowa tylko o mojej i Nate’a osiemnastce,
która wypadała dwudziestego pierwszego marca, czyli w pierwszy dzień wiosny,
już w ten piątek. Mój bliźniak, będący imprezowym typem nie mógł się jej
doczekać, mimo że ten dzień wcale nie oznaczał, że będzie mógł w USA legalnie
pić piwo. Z jakiegoś powodu bardzo już chciał mieć te osiemnaście lat, narąbać
się i następnego dnia mieć największego w swoim życiu kaca. Natomiast ja,
typowa domatorka, pragnęłam by dwudziesty pierwszy marzec zniknął z kalendarza.
Na myśl o imprezie robiło mi się słabo. Nie chciałam jej mieć, ale nie mogłam
powiedzieć tego na głos, ponieważ to wydarzenie było zbyt ważne dla rodziców.
Dwójka ich dzieci wkroczy w pewien, nowy etap, to była dobra okazja by
zorganizować wielki event dla ludzi z ich otoczenia i pokazać im nas. Będę
zmuszona wcisnąć się w drogą sukienkę oraz wypolerowane buty, Nate w idealnie uszyty
dla niego garnitur, wykrochmaloną koszulę, a także wypastowane skórzane obuwie.
Do tego będziemy pić szampana z najwyższej półki i nikt nam nie zwróci uwagi,
że nie mamy jeszcze dwudziestu jeden lat i według prawa nie możemy pić. Przy
odrobinie szczęścia rodzice pozwolą nam opuścić to wydarzenie około jedenastej
byśmy mogli dalej bawić się w gronie swoich kumpli w klubie. Lub gdziekolwiek
indziej z dala od tych wszystkich snobów.
I właśnie dlatego źle się czułam. Co
innego zabawa z przyjaciółmi, a co innego w gronie ludzi, których nie znaliśmy.
Jednak biorąc pod uwagę to kim byli Hugh i Morgan Roberts, przyjęcie w gronie
takich osób, nie było niczym nadzwyczajnym.
- Nie, mamo - jęknęłam, z trudem
powstrzymując się od skrzywienia na widok pudrowej sukienki od Prady. -
Nienawidzę takich kolorów i tej marki - dodałam ciszej, co mama oczywiście
musiała usłyszeć, bo spojrzała na mnie pochmurnie. - Możemy iść na przykład do
Zary albo River Island? Lub gdziekolwiek indziej, co nie jest tak drogie?
- Ubrania stamtąd nosisz na co dzień.
Chciałabym, żebyś przynajmniej w jeden wieczór miała na sobie coś innego.
- Dlaczego dla ciebie inne znaczy
droższe? Chcesz bym czuła się niekomfortowo mając na sobie sukienkę od Prady,
kiedy moi znajomi ubiorą się w coś na przykład z H&M? Nie znoszę tego.
- Kończysz osiemnaście lat, Cornelio.
Razem z tatą oficjalnie przedstawimy ciebie i Nathaniela naszym
współpracownikom, musisz wyglądać elegancko i schludnie. Proszę, to tylko jeden
wieczór, nawet nie cały. Potem możesz się przebrać w cokolwiek będziesz chciała
i bawić się dalej gdziekolwiek indziej ze swoimi przyjaciółmi - wyjaśniła
spokojnie, trzymając moje dłonie w swoich. Widziałam jak bardzo zależało jej,
by wszystko na tym przyjęciu wyszło jak najlepiej. Nie zdawałam sobie jednak
sprawy, że moja kreacja będzie stanowiła aż tak ważny element całości.
Pomimo spędzonych czterech godzin w
centrum handlowym, nie kupiłyśmy nic. Dosłownie nic. Żadnej sukienki, butów,
dodatków czy innych rzeczy, które powinna mieć na sobie osiemnastoletnia
dziewczyna pochodząca z takiej rodziny jak moja. Mama jedynie umówiła mnie i
Fizzy do fryzjera oraz kosmetyczki, oświadczając przy tym, że przyjaciółka ma
nie martwić się kosztami, ponieważ ona pokryje je w całości.
Dzięki
mamo, Fizzy będzie ci wdzięczna do końca swojego życia.
Po przyjeździe do domu, zostałam
zmuszona by odwieźć Mikey’a i Martina na basen, ponieważ ten szesnastoletni
dzieciak nie chciał prowadzić samochodu, twierdząc, że robi to za często.
Pominę fakt, że on kochał prowadzić. Zanim jednak zajechałam pod basen,
musiałam zatankować, co było rzeczą, której nienawidziłam robić. Martin
postanowił nie tylko być leniem, ale także dupkiem, bo ani myślał o ruszeniu
swojego tyłka by zrobić to za mnie albo przynajmniej mi pomóc. Miałam ochotę
uderzyć go w twarz, ale nie mogłam tego zrobić przy Mikey’u. Jeszcze dostałby
jakieś traumy i musiałabym wozić go do psychiatry.
- Możesz się w końcu uciszyć? -
warknęłam, odkładając na miejsce wąż od dystrybutora. Na szczęście nie
popełniłam żadnej gafy, wybrałam odpowiednie stanowisko, zatankowałam do pełna,
nie przelewając (szczerze nie miałam pojęcia czy było to możliwe), poczym
zakręciłam otwór i wziąwszy z samochodu swój plecak, poszłam zapłacić. Wyszło w
sumie trzysta czterdzieści dolarów i osiemnaście centów, co biorąc pod uwagę
wielkość auta oraz pojemność baku, było małą kwotą. - Okey, następnym razem ty
to zrobisz.
- Oczywiście, osiemnastko - zaśmiał się,
zapinając z powrotem swój pas, który odpiął po pięciu minutach od wjechania na
stację paliw. Nie moja wina, że nie miałam wprawy w tych rzeczach i nie umiałam
uporać się z tankowaniem w tak krótkim czasie, jak on. - Więc jak tam
poszukiwania kreacji idealnej? Znalazłaś coś?
- Prócz niegustownych sukienek od Prady,
w które mama chce mnie wcisnąć? Nope. Nie ma nic, co mogłabym ubrać i nie
krzyczałoby: hej, kosztowałam jedynie tysiąc dolarów!
- W końcu coś ci się spodoba.
Wiedziałaś, że kiedy przyjdzie ten dzień, mama będzie chciała wcisnąć ci drogą,
elegancką i kompletnie nie w twoim stylu, sukienkę byś mogła oczarować ludzi z
ich otoczenia. Więc teraz proszę zaciśnij zęby i wybierz coś. Cokolwiek.
- A jak tam ty i twój garnitur od
Gucciego? - rzuciłam ironicznie, zmieniając pas by zjechać na parking przed
basenem. - Już ściągnęli z ciebie wszystkie możliwe miary?
- Tak. Jest całkiem w porządku. Prosty,
czarny, bez zbędnych ozdób.
- I jesteś pewien, że wytrzymasz w nim
cały wieczór? - spytałam z powątpiewaniem, parkując kilka miejsc od głównego
wejścia do budynku. Mikey wybiegł z samochodu zaraz po tym jak zgasiłam silnik
i zaciągnęłam ręczny hamulec.
- Jasne - odpowiedział pewnie, odpinając
pas. - Co powinienem ci kupić?
- Środki na uspokojenie - zironizowałam,
wpatrując się w szybę przed siebie. Martin nie spuszczał ze mnie wzroku,
zupełnie jakby oczekiwał, że za moment wysiądę z wozu i pójdę z nim. - Chyba
nie myślałeś, że przez dwie godziny będę tam siedzieć i patrzeć jak pływacie?
Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
- Jak zadania z chemii i matmy? - rzucił
uszczypliwie, za co miałam ochotę go spoliczkować. - Tylko mnie nie bij - dodał
szybko, zauważając mój wyraz twarzy. - Wróć za dwie godziny, osiemnastko! -
zawołał radośnie, niemalże wybiegając z auta, bym nie mogła go uderzyć, za
ponowne przypomnienie mi ile niedługo skończę lat.
- Wciąż nie rozumiem, czemu sami nie
możecie wrócić! - krzyknęłam za nim, chociaż było to daremne. Martin zdołał już
wejść do budynku, mając moje słowa w głębokim poważaniu.
Niewiele myśląc udałam się w drogę do
Heaven z nadzieją, że akurat dzisiejszy dzień będzie dniem prób zespołu i nie
będę musiała błąkać się po Littleton jak ostatnia sierota w poszukiwaniu
swojego chłopaka. Jeszcze znajdując się wewnątrz samochodu z lekko uchyloną
szybą, mogłam usłyszeć ich piosenki grane z niezwykłą energią. Nie miałam
wątpliwości, że ich występ, który wypadał na przyszłą sobotę, będzie wielkim
sukcesem. Z kilku rozmów z członkami zespołu w jakich brałam udział,
dowiedziałam się, że na koncercie ma pojawić się jakaś osoba z jakieś wytwórni,
która inwestuje w młodych i zdolnych. Życzyłam im jak najlepiej, ale ich szansa
tylko mi przypomniała, że miałam coraz mniej czasu do powiadomienia Rossa o
swoich planach. Gdyby udało się R5, nie wiadomo gdzie by trafili. W USA
istniało wiele wytwórni w żaden sposób nie powiązanych z wielkimi nazwami,
mających swoje studia w różnych częściach kraju. Ross mógł trafić chociażby do
Miami z nadzieją, że pojadę z nim. Ale nie mogłam. Nie chciałam dawać mu
złudnej szansy na wspólne życie, kiedy ja już miałam jasno postawiony cel i
ścieżkę, którą chciałam podążać. Musiałam mu jak najszybciej powiedzieć o tym,
nim nie wpadnie na jakiś genialny, swoim zdaniem, pomysł.
- Nela! - zawołała z entuzjazmem Rydel,
która jako pierwsza zauważyła mnie, zaraz po tym jak przekroczyłam próg klubu.
Ubrana była w najzwyklejsze spodnie dresowe i rozciągniętą koszulkę, która z
całą pewnością należała do któregoś z jej braci, a mimo to wyglądała świetnie.
- Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś szukać kreacji idealnej?
- Proszę, Rydel, nie przypominaj -
jęknęłam, krzywiąc się. Dziewczyna zaśmiała się, biegnąc do mnie, by w
następnej chwili mocno mnie przytulić. - Tobie też dzień dobry.
- Cześć - zachichotała, odsuwając się o
dwa kroki. - Więc, nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co ciebie sprowadza
do Heaven?
- Mój głupi brat wymyślił, że mam go
zawieść i odebrać z basenu. Mam wolne dwie godziny, nie chce mi się wracać do
domu, więc pomyślałam, że zajrzę do was. Przeszkadzam? Zawsze mogę jechać do
McDonald’s i starać się zrobić zadanie domowe z chemii - dodałam z ironią, na co
Rydel pokręciła głową, ciągnąc mnie w stronę baru, gdzie reszta bandu się
relaksowała.
- Ross, twoja dziewczyna przyjechała -
oświadczyła, siadając na kolanach Ellingtona, który natychmiast oplótł swoje
ramiona wokół jej talii i złożył pocałunek na skroni.
- Cześć wszystkim - powiedziałam do
reszty. - Ciebie nadal nie lubię -
dodałam do Rossa, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak uśmiechnął się
szeroko, przyciągając mnie do siebie i całując w kącik ust, na co wszyscy
wydali z siebie przeciągłe „aww”.
- To tylko jedna pobudka przed siódmą
rano. Jak długo masz zamiar być na mnie zła, kochanie? - zapytał tym swoim
uroczym tonem, za który miałam ochotę go walnąć. Poważnie, czy on się jeszcze
nie nauczył, że do mnie się tak nie zwraca, bo inaczej zamieniam się w ciepłą
kluchę?
- Patrząc na to ile się już znamy,
powinieneś wiedzieć, że mnie się nie budzi, Ross.
- Jak to jest, że jednego dnia potrafisz
wstać o piątej rano i trenować jogę w swoim ogrodzie i tej uroczej piżamce, a
innego z trudem schodzisz z łóżka po siódmej?
- Zależy to od ułożenia księżyca
względem Jowisza - odparłam z powagą, na co wszyscy się zaśmiali. - Nie bądźcie
wredni. Mam zły dzień, a to dopiero początek katuszy.
- Twoja idealna matka szuka dla ciebie
kreacji wyjątkowej, której mogłaby ci zazdrościć sama Julia Roberts? - zakpił
Rocky, na co jedynie przytaknęłam. - Więc prawdopodobnie będziesz wyglądała jak
nie ty.
- Cóż, to więcej niż prawdopodobne,
Rocky - mruknęłam. - Ona chce mi wcisnąć Pradę, Chanel, Elie Saab czy innego
projektanta, którego nienawidzę. Kiedy jej zaproponowałam byśmy poszły do River
Island stwierdziła, że w ten wieczór muszę mieć coś lepszego niż produkt z
galerii. Poważnie, nienawidzę tej jej części.
- Właściwie chciałbym cię zobaczyć w
jakieś eleganckiej kreacji - kontynuował - to mogłoby być ciekawe przeżycie. W
końcu ty często paradujesz w jeansach, rzadko można cię spotkać w sukienkach
czy spódniczkach, więc zobaczenie cię w czymś wieczorowym będzie historyczną
chwilą.
- Wolałabym zakopać się pod swoją kołdrą
i przespać ten czas - niemalże warknęłam. Wizja mnie w czymś do ziemi, butach
na obcasie oraz z toną makijażu i błyskotek, przyprawiała mnie o mdłości.
Miałam nawet wizję opuszczenia stanu na weekend, byleby nie brać udziału w tej
szopce, ale wiedziałam, że wówczas rodzice mnie uziemią, przez co mój wylot na
Alaskę zostanie tylko niezrealizowanym planem. Nikt nie odpowiedział już na mój
komentarz, doskonale zdając sobie sprawę, że był to dla mnie drażliwy temat.
Spojrzawszy na Rossa, uśmiechnęłam się lekko, podejmując szybką i męską decyzję
dotyczącą naszej nieuniknionej rozmowy. - Możemy pogadać? Sami? - dodałam,
zauważając jak jedna z jego brwi wędruje ku górze, jakby chciał za moment
powiedzieć „przecież gadamy”.
- Okey. Chodź. - Złapawszy mnie za rękę,
wyprowadził mnie z klubu. Dookoła nie było żywej duszy. Jedynymi samochodami na
parkingu był wóz Martina oraz ten należący do Lynchów, który musiała prowadzić
Rydel, bo Ross w dalszym ciągu nie dorobił się swojego prawka, a Rocky mimo zdanych
egzaminów, nie lubił prowadzić. Chłopak oparł się o maskę swojego auta, patrząc
na mnie wyczekująco, z lekkim uśmiechem, ale także ogromną dozą niepewności i
jakby zakłopotania. Czułam jakby jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot, co
ani trochę nie było komfortowe. Ze stresu zaczęły mi się pocić ręce, a po
plecach spływała stróżka potu, chociaż było zimno i kropiło. - Nela? Wszystko w
porządku? - zapytał, splątując ze sobą nasze palce, dodając mi otuchy.
- Ross, jakie masz plany na październik?
- zapytałam cicho, patrząc mu w oczy. Przekrzywił głowę lekko w prawo, marszcząc
przy tym czoło. - Co chcesz robić po liceum?
- Dlaczego pytasz mnie o to w marcu,
Nela? - zaśmiał się, a mi wcale nie było do śmiechu. Chciało mi się płakać ze
zdenerwowania. Nigdy nie byłam w takim stanie. Poważne rozmowy nie należały do
moich ulubionych. Co więcej nie potrafiłam ich przeprowadzać. Było mi cholernie
trudno, a on jeszcze musiał mi to utrudniać. Mogę go uderzyć? - Co się dzieje?
Zbladłaś.
- Może dlatego, że chcę znać twoje plany
na przyszłość, denerwuje się tą rozmową, a ty jesteś całkowicie wyluzowany, co
mnie wkurza - warknęłam, oddychając ciężko. Ross przyciągnął mnie do siebie,
układając moją głowę na swojej piersi i głaszcząc mnie po włosach, powiedział
cicho:
- Wyduś to z siebie, kochanie. Tak jak
zawsze, bezpośrednio.
- Lecę na studia na Alaskę. Razem z
Rafe’m i Fizzy - powiedziałam, a wielki ciężar dosłownie spadł mi z serca i
barków. Ross odsunął mnie od siebie na odległość ramion. Na jego ustach igrał
uśmiech, co wprawiło mnie w dezorientowanie. - Dlaczego się uśmiechasz?
- Ponieważ wciąż nie mogę uwierzyć w to,
że miewasz słodką i uroczą stronę, kochanie - wyznał, całując mnie w czoło. - I
ta wiadomość była dla ciebie taka stresująca?
- Nadal nie wiem jakie ty masz plany.
Ten koncert i szansa i…
- Sądziłaś, że będę chciał zabrać cię ze
sobą, gdziekolwiek byśmy trafili jako zespół z szansą na nagranie albumu? -
przytaknęłam, a jego uśmiech powiększył się. - Jesteś głupiutka. Nela, każdy
kto zna ciebie, Rafe’a i Fizzy, wie, że waszym marzeniem było studiowanie w
najzimniejszym stanie USA. Nawet ja zdawałem sobie z tego sprawę. Owszem,
sobotni koncert jest dla nas szansą. Ma pojawić się na nim producent z
niezależnej firmy fonograficznej z Nowego Jorku. Nie wiemy jak to się potoczy,
ale nigdy nie chciałem byś dla mnie porzucała swoje plany. Na pewno będzie nam
ciężko, możemy się nawet rozstać przed rozpoczęciem roku akademickiego, ale
chciałbym, żebyś robiła i podejmowała decyzje na jakie masz ochotę. Nie
patrzyła na mnie. Chcesz lecieć na Alaskę, nie będę cię zatrzymywał, ponieważ wiem,
że właśnie ona cię uszczęśliwi. Poza tym równie dobrze i ja mogę tam złożyć
dokumenty i może nawet mnie przyjmą.
- Jesteś okrutny! - krzyknęłam, klepiąc
go w ramię, na co zaśmiał się, ponownie mnie do siebie przyciągając. - Wiesz
jak ja się denerwowałam? Nienawidzę cię za to.
- Za to i za wiele innych rzeczy, wiem
to - odpowiedział przez śmiech, całując mnie we włosy. - Kto by pomyślał, że
Nela Roberts będzie stresować się czymś takim. To nawet zabawne - wyznał, nie
puszczając mnie. - Naprawdę dobrze wiedzieć, że masz tą nieśmiałą i niewinną
stronę, dzięki której jeszcze mocniej ciebie chcę.
- Ross?
- Huh?
- Nie wypominaj mi tego, ani nie
wspominaj o tym nikomu, bo będę musiała cię zabić.
- Oczywiście - obiecał poważnie, co
pozwoliło mi się całkowicie zrelaksować.
___________________________________________
Wpatrywałam się w stojącego przede mną
chłopaka, jakby był co najmniej nieznajomym proponującym mi odkurzacze. Rafe
uśmiechał się łobuzersko, pokazując mi całe swoje uzębienie, przez co z faceta
sprzedającego odkurzacze zamienił się w kolesia od pasty do zębów lub pasków
wybielających. Opierałam się bokiem o framugę drzwi, czekając na wyjaśnienie
jego niespodziewanej wizyty. Według wcześniejszej rozmowy, miał dzisiejszy
dzień spędzić z Lauren na ściance wspinaczkowej w Denver. Jednak był u mnie.
Całkowicie zadowolony z życia, z jak zawsze starannie ułożonymi włosami, w granatowych
spodniach, czerwonej marynarce, muszce pasującej do spodni oraz beżową koszulą
i czerwonymi converse. Wszystko, jak zwykle, ze sobą współgrało, co było
powodem by go nienawidzić, ponieważ on zawsze umiał się ubrać, mieszając ze
sobą milion kolorów, nie wyglądając przy tym kiczowato i niegustownie.
- Co ciebie do mnie sprowadza, Rafael? -
zapytałam w końcu, kiedy on w dalszym ciągu nie raczył się odezwać. Była już
ósma wieczorem, przez tego idiotę zostałam zmuszona by odejść od pracy domowej,
którą zaczęłam robić dokładnie czterdzieści minut od powrotu z braćmi z basenu;
zaraz po tym jak pokłóciłam się z mamą o kolejną sukienkę, a z Natem o
zrobienie mu jakiegoś zadania z angielskiego. Przyjaciel zmarszczył brwi,
wyrażając tym zdegustowanie na użycie przeze mnie pełnej formy jego imienia. -
Nie pozwolę ci wejść, dopóki mi nie powiesz.
- Jesteś niemiła. Ja ciebie odwiedzam, a
ty jeszcze nie chcesz mnie do domu wpuścić. Zołza, nie przyjaciółka - mruknął,
obrażony zakładając dłonie na piersi. - Oficjalnie cię znielubiłem.
- Okey, Rafe. Pośmialiśmy się, a teraz
do rzeczy. Miałeś być z Lauren na tej ściance wspinaczkowej w Denver. Co robisz
w Littleton?
- Moja dziewczyna ma gorączkę i
zapalenie oskrzeli. Właśnie od niej wracam.
- Dlaczego akurat przez mój dom?
- Bo… jestem głodny? - odpowiedział
głupio, mijając mnie by wejść do domu. Natychmiast skierował się do kuchni
mając nadzieje, że znajdzie tam coś do jedzenia. Cóż, nie pomylił się. W
piekarniku chowała się zapiekanka z serem i ziemniakami, którą tata zrobił na
kolacje. Mimo tego, że każdy z nas zjadł dość sporo (nie licząc mnie, ja zawsze
zjadałam najmniej), wciąż zostało jej dużo. Rafe czując się jak u siebie, wyjął
z szafki talerz oraz widelec i nałożywszy sobie kawałek, zajął miejsce przy
stole - Smacznego - powiedział, wsadzając do ust pierwszy kęs. W jego oczach
zaświeciły się iskierki, usta rozciągnęły w szerszym uśmiechu, a policzki
pokryły rumieńcem. - Pyszne! - zawołał.
- Tata robił, nie Martin - rzuciłam, nim
zacząłby komplementować mojego brata, siadając naprzeciwko niego.
- Domyśliłem się. Tylko twój tata dodaje
tyle ziół i curry. Martin wybiera albo jedno, albo drugie. Twoja mama gotuje
bardziej delikatnie, nie rzuca przypraw garściami, a ty natomiast… cóż, z tobą
to różnie bywa. Uwielbiasz pieprz, ale nienawidzisz soli.
- Dobrze wiedzieć. Następnym razem
dowalę ci soli od cholery.
- Nie obracaj moich własnych słów
przeciwko mnie - ostrzegł, machając widelcem.
- A ty przestań wymachiwać tym widelcem,
bo mi oko wydłubiesz. Rozmawiałam dzisiaj z Rossem - wyrzuciłam z siebie. Rafe
natychmiast się uspokoił, przekrzywiając głowę lekko w prawo, domagając się tym
bym kontynuowała swoją wypowiedź. - Powiedziałam mu o wyjeździe do Anchorage.
Wiedział o tym, rozumiesz? Zdawał sobie sprawę, że chcę iść na tamtejszy
uniwersytet. On jest… niesamowity - wyznałam, chowając twarz w dłonie. - On wie
o mnie tak wiele rzeczy, a ja głupia nie wiem nic o nim. To dobijające.
- Sądzę, że wiesz o nim całkiem sporo,
Nela. Poza tym wy dopiero się tak naprawdę poznajecie. Wasze wady i zalety
zostaną odkryte i nie masz powodu do zmartwień. Dobrze jest mieć świadomość, że
twój partner cię wspiera i nie ma nic przeciwko temu byś wyleciała na drugi
koniec kraju, więc rozchmurz się - na koniec wcisnął mi do ust kawałek
zapiekanki, śmiejąc się w niebogłosy, gdy z trudem ją połknęłam.
- Jesteś nienormalny, Rafe! -
krzyknęłam, nachylając się nad stołem by klepnąć go w ramię. Chłopak
wyszczerzył się, przybierając uroczy wyraz twarzy.
- I za to mnie kochasz, siostro!
- Jeszcze czego - burknęłam, chociaż
miał rację. Stu procentową.
Kochałam
go.
Oczywiście, jak brata, żeby nie było.
_____________________________________________________
Aloha!
Mam nadzieję, że fala upałów nie daje Wam za bardzo w kość i wciąż żyjecie i cieszycie się życiem :)
Odpoczywajcie, bo przed Wami został raptem miesiąc wakacji, po którym czeka Was powrót do szkolnych ławek, podręczników i nieprzespanych nocy :D Wow, ależ ja jestem optymistyczna ^^
W każdym razie, oficjalnie umieram na każdym nowym odcinku Teen Wolf. Dlaczego? Cody Allen Christian, czyli mój Martin Roberts dołączył do obsady. Prawda jest taka, że na początku nie skojarzyłam, że to on, a jednak! Się chłopak wyrobił :)
Oprócz tego, miłujcie się oraz śmiejcie się jak najwięcej!
Dużo miłości, matrioszkaa! :) xx
Ps. Tak, znowu dodałam gifa z Mitchem :)
Dzisiaj krótko, bo mam supermega mało czasu.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.
Wpieprz za rozwalanie serduszka.
Zakochałam się w Rossie i Neli po raz kolejny.
Sikam ze szczęścia na myśl o osiemnastce Neli.
Nowe odcinki są przezacne, ale nie lubię postaci Theo, bo wszystkich oszukuje i przez niego nikt nie wierzy Stilesowi, a, no i ZROBIŁ STILESOWI KRZYWDĘ.
GUPI LUJ.
Czekam na następny soł macz.
Low juuuuu
~Raff
Ale to nie tylko osiemnastka Neli, ale także Nate'a. Nie możesz o nim zapomnieć, bo się na Ciebie obrazi :P
UsuńA ja właśnie lubię postać Theo. Może dlatego, że uwielbiam jak sytuacje się komplikują, a on się idealnie do tego nadaje.
No co mogę powiedzieć? Kocham twojego bloga całym sercem, oj jak ja go kocham. Nie wiem co ty ze mną robisz :p
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, uwielbiam Rossa i Nell jako parę, są tacy inni, a mi się to tak strasznie podoba.
Uwielbiam Rafe za jego poczucie humoru i za tę głupkowatość
Uwielbiam też jej braci, bo swojego nie cierpię, więc jakiś muszę :p
Dobra, wychodzi na to, że serio wszystko uwielbiam w tym blogu
Jesteś okrutna, wiesz? Jak możesz mi wspominać o wrześniu? Jak? Byleby do czerwca, albo maja. Nie wiem czy mam w tym roku praktyki :p
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału i czekam na jeszcze więcej powodów do uwielbiania tego bloga :D
Dziękuję za takie słowa! :*
UsuńJa swojego polubiłam od kiedy wyprowadziłam się z domu i nie mam już z nim pokoju. Myślę, że i on mnie przez to polubił, hah.
Wiesz ja zaczynam naukę w październiku, ale wakacje tak naprawdę będę miała dopiero we wrześniu, także ja się tego miesiąca doczekać nie mogę :)
Całuję! x
Właśnie znienawidziłam Martina. Właśnie jeszcze bardziej (o ile się da) znienawidziłam Theo za rozwalwnie mi postaci Martina. Gdybyś nie napisała, nie ogarnęłabym, że to on. Boże, Theo jest straszny. Nienawidzę gościa, nienawidzę. Niech go pochłoną czeluści Tartaru. Ja tam nadal czekam na wielki powrót mego męża z Francji. I Dereka. Dereka mogliby oddać. I Argenta. Oraz Petera. Tak. Wtedy będę szczęśliwa. C:
OdpowiedzUsuńNela i Nate podzielili się, jeśli chodzi o charakter. XD Bliźniaki, a jednak są tacy różni. Jak ja nie lubię takich imprez typu urodziny. Mam pecha, bo moje zwykle wypadają w ferie, więc jestem zmuszona spędzać je w gronie rodzinnym. Doskonale rozumiem myśli samobójcze Neli. Hahaha.
A mówiłam, że Theo jest zły. Znaczy Martin.
...
Kogo ja oszukuję? Uwielbiam Martina. Po prostu już więcej nie zajrzę do zakładki z bohaterami i wyobrażę sobie Martina jakoś inaczej. Pracuj wyobraźnio, pracuj!
Jejka, jacy oni są słodcy. Mogę wydusić tych głośne "aww" i uśmiechać się do ekranu.
Czytam dalej. Lubię komentować podczas czytania, bo wtedy mam pewność, że niczego nie zapomnę i nie pominę.
No czemu tak mało tego tekstu? Gdzie jest dalsza część? Ugh. Za krótki.
"-Bo... Jestem głodny?" Uwielbiam go. XD
Tak szybko i przyjemnie czytało mi się ten rozdział. <3
Fala upałów sprawia, że umieram. Jestem zimową osobą. I shhh. Nie przypominaj o szkole. Jeszcze nie teraz.
xoxo
~Liv~
A ja właśnie lubię postać Theo! Może dlatego, że mam słabość do czarnych/złych charakterów?
UsuńMoje urodziny wypadały w trakcie roku szkolnego, ale i tak ich nie świętowałam, chyba że w gronie rodziny.
Rozdział wyszedł za krótki? Możliwe. Tak naprawdę miałam mały problem z końcówką i pewnie gdybym nie dopisała ostatniej części, wyszedłby jeszcze krótszy.
Ja też nie lubię upałów i zimy. Wolę te okresy przejściowe, jak wiosna i jesień.
Buziaki! :*
Boshee. Cornelia i jej wachania nastroju. No oszaleć można z tą dziewczyną!
OdpowiedzUsuńchoć w sumie też nienawidze być budzona, ale przez chłopaka to co innego. Ja bym nie narzekała a ta Nela to non stop xd.
W każdym razie przyznaję się bez bicia, że kocham teg bloga i jestem zafascynowana nowymi rozdziałami :3
Rafe jaki uroczy, a Ross. jezuu chłopa idealny. Chce żeby Nela była happy nieważne czy z nim czybez :3
bosz rozpływam się :3
wierna czytelniczka - invisible
To jest Nela, jej nie ogarniesz! :D
UsuńDziękuję! :)
Uwaga, uwaga - zgadnijcie, kto wraca w łaski bloggera?
OdpowiedzUsuńTak, ten gość. CCCCCC:
Cześć matss. :) Wiem, że dawno mnie tu nie było. Wybacz. Ale to nie było tak, że w ogóle nie czytałam. Co to, to nie. W życiu.
Po prostu na okres kilku miesięcy przybrałam rolę ninja/ ninji... whatever. Nie wiem jak to się odmienia. W każdym razie byłam takim cichociemnym trochę. I nadszedł czas się ujawnić, albo raczej - powrócić. C: Pamiętasz mnie jeszcze? :)
Kto ma osiemnastkę? Nela i Nate, widzę. W ogóle nie wiem czemu tyle ludzi nie lubi Nate'a albo zapomina o nim. Przecież on jest taki denerwujący, wredny, irytujący... i to jest właśnie fajne. W ogóle chyba fajnie jest mieć bliźniaka. Czemu ja nie mam? :c
Rafe też jest fajny. W ogóle zauważyłam, że lubię czytać opowiadania, w których przyjaciel głownego bohatera jest taki bezpośredni. Może dlatego, że sama lubię takich ludzi.
Przejdę teraz do gwoździa programu... to jest komentarza.
ROSSNELIA.
Lubię tę nazwę. Wyjątkowo fajnie to ze sobą brzmi, nawet lepiej niż raura (która swoją drogą kojarzy mi się z jakimś potworem XD ) czy raia (a tego już nie skomentuję). Ross jest wykreowany na człowieka-ideała. Taki fajny typ, realisto-optymista, bo wie, że może kiedyś się z Nelą rozstanie, ale z drugiej strony - żyje dzisiejszym dniem i cieszy się z tego, co ma. Zdrowe podejście do życia. Lubię to!
I w ogóle fajnie, że Nela, Rafe i Fizzy lecą na Alaskę CCCC: To też lubię!
Okej, kończę już mój komentarz częściowo bez sensu. Trzymaj się tam może niekoniecznie ciepło, bo jest lato, ale jakoś bez burz. U mnie wczoraj prądu nie było. (y)
Także ten.
Do napisania! C:
~Yeaew
z R5ff.
Witaj Matss... mogę pisać matss czy raczej wolisz po prostu Matrioszka? W każdym bądź razie Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzybywam w pokoju aby zostawić tu komentarz! :D
Wiem, że nie zawsze pisałam ci komentarze, ale to nie znaczy że nie czytałam twoich rozdziałów. Naprawdę. Jestem tu zawsze kiedy dodajesz rozdział i czytam każdy twój post. Co do rozdziału... mega. Naprawdę.
Właśnie zdałam sobie sprawę... Martin to Theo... na początku go nie poznałam, bo w TW wygląda trochę inaczej, ale rzeczywiście. Nie mogę uwierzyć, ogólnie nie bardzo go tam lubię, ale stwierdzam, że on i Malia mogli by być razem, ładnie razem wyglądają, ale do rzeczy. xD
Nela ma już 18 - stkę. Jak oni szybko rosną. Ma problemy ta nasza Nela xD Lubię Nate, naprawdę i nadal się mylę, że Martin jest młodszy od nich.
Uwielbiam Rossa w twoim opowiadaniu i w ogóle uwielbiam twoje opowiadanie. Opisujesz ich miłość w tak niezwykły sposób... i zarazem tak normalnie, to jest właśnie takie piękne w tym opowiadaniu. Rossy taki słodki i wyrozumiały ze świecą takich szukać, mówiłam ci że uwielbiam go w tym opowiadaniu? Tak chyba tak xD Mam nadzieje, że pociągniesz to opowiadanie w nieskończoność, proszę, proszę, proszę. Mogła bym czytać to codziennie, od początku i nigdy by mi się nie znudziło. Piszesz naprawdę świetnie Matrioszko! Pozdrawiam Cię serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejny, wspaniały rozdział!
PS. Jeśli nie maż nic do roboty, i chcesz przeczytać jakiegoś amatorskiego, fantasty bloga to zapraszam do mnie http://trixiee-angel-story.blogspot.com/. Od razu mówię, że dopiero zaczynam, i nie jest to jakieś niesamowite. Jeszcze raz Pozdrawiam! I do napisania!
~Trixiee :*
Ej, taka sytuacja. Przewinęło mi się gdzieś w twojej odpowiedzi na komentarz Liv, że lubisz czarne postacie w filamch/serialch. Dziewojo! Witaj w domu! No weźmy na przykład The Amazing Spiderman 2 i Dane DeHaana, który gra Osbourne'a. Dziwny ryj, ale jaki zacny! <3 Aktorstwo też mega. (Y)
OdpowiedzUsuńWiesz, co sobie myślałam, czytając ten rozdział? Że ci zapieprzę luja, jeśli nie ruszysz dupska w troki i nie pomyślisz nad gramą. Czo ty lobisz? :CCCCC Aż mnie oczy bolały, jak to czytałam. Znaczy, nie jest mega źle. Jest po prostu źle. XDDD Nie bierz moich słów tak mocno, ja tylko ostrzegam i wyrażam swje zdanie, które brzmi: "Zgarszasz się w gramie, zrób coś z tym."
Tak.
Anyway.
Wiesz jak zajebiste są big milki jogurtowe? *----* Brat mówi, że są obrzydliwe. Nie zna się, głupi. :C
Yanno, czytając o tym, jak Nela miała porozmawiać z Rossem, wymyślałam już parę możliwych jego reakcji na jej wypowiedź. Pomimo tego iż wiem, że to jest raczej blog bez większych dram, to jednak na jakąś się po cichu czaiłam. No wiesz, zawsze lepiej być gotowym na pierdolnięcie znienacka :')
Ale i tak wierzyłam w magiczny pył wróżek, którym ten blog jest obsypany, a który zapewniał a kind of happy talking i starałam się tego trzymać, mimo że związany liną rybacką i zakuty z dyby gdzieś w kącie głowy robal krzyczał "ONA TO SPIERDZIELI! NIE WIERZ PIĘKNYM SŁOWOM, GŁUPIA! BĘDZIE PIERDOLNIĘCIE! ŻEBY NIE BYŁO, JA OSTRZEGAŁEM!", czy coś w tę mańkę.
Mam nadzieję, że nie zamierzasz niczego rozwalać w najbliższym czasie, a w każdym razie niczego dużego, co zepsułoby moje myślenie o tym blogu, które brzmi jakoś tak: "O, nowy u matss. Gosh, w końcu coś lajtowego do poczytania, no drama.". Tak, zawsze wpadam tu z taką mniej więcej myślą. Of course, są też takie jak "NELA I ROSS, AJDDJIASOKFDMFG!" czy "Bracia Neli to zacne skurczybyki". XD
Czekam na ciąg dalszy wydarzeń, w tym wątek z Austinem i Fizzy C:
Bajos <3
22 yr old Programmer III Dorian Gallo, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Analyze This and Jigsaw puzzles. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Jaguar D-Type. lubie to
OdpowiedzUsuń