Fizzy
wpatrywała się we mnie nieprzerwanie od dziesięciu minut, kiedy ja kompletnie
ją ignorując, oddychałam przez nos, siedząc w pozycji kwiatu lotosu. Było
słoneczne popołudnie, wszystkie lekcje zostały odrobione, Mikey przebywał u
Nelsona i miałam go odebrać dopiero około siódmej, bracia wyszli gdzieś ze
swoimi dziewczynami, Ross miał próbę zespołu, a moi rodzice spędzali czas ze
sobą w Denver. Chciałam mieć ciszę, ale Fizzy jak zwykle postanowiła
pokrzyżować moje plany, zjawiając się z niezapowiedzianą wizytą, pudełkiem
lodów miętowych oraz czterema puszkami zielonej herbaty, niemalże błagając o
rozmowę. Gdybym jej odmówiła, z całą pewnością straciłabym przyjaciółkę. Więc
wpuściłam ją do domu, pod warunkiem, że nie będzie jej przeszkadzało, gdy będę
znajdowała się w pozycji kwiatu lotosu lub drzewa. Dzisiaj nie miałam ochoty na
żadne zaawansowane pozycje, a jedynie kilka minut ciszy.
- To mi się zwyczajnie nie mieści w
głowie, Nela! – zawyła, wsadzając sobie wielką porcję lodów do buzi,
natychmiast się krzywiąc od nadmiaru zimna. – Szkolna gwiazda sportu, pieprzony
Bóg, mówi mi i to przy wszystkich, że mu się podobam. Co z nim nie tak?!
- Nie dałaś mu innego wyboru –
przypomniałam jej. Przyjaciółka sapnęła pod nosem, nie będąc ani trochę
usatysfakcjonowana moją odpowiedzią. – Naciskałaś tak mocno, że w końcu chłopak
się złamał i wyznał ci, co mu siedziało na wątrobie. Co z tym zrobisz?
- A co powinnam? – zapytała
niepewnie, popijając lody mrożoną herbatą. – Nigdy nie byłam w takiej sytuacji.
Zawsze to ja mówiła o swoich uczuciach, nie inni. Pierwszy raz czuję się tak
żałośnie. – Jęknąwszy przeciągle, położyła się na trawie. – Co zrobić?
- Porozmawiać z nim? Zawsze to
jakieś wyjście, nie sądzisz? Od tego podobno wszystko się zaczyna. Tak jak…
- U ciebie i Rossa, wiem – skończyła
za mnie, wpatrując się w błękitne niebo. – A właśnie! Co u niego? Do której ma
próbę?
- Chyba do piątej. Mają niedługo
koncert i cały wolny czas przeznaczają na granie. Nie wydaje mi się jednak by
rozmowa o moim chłopaku była powodem twoich odwiedzin. Mylę się, Fizzy? –
Przyjaciółka westchnęła, podnosząc się na przedramionach. – Co myślisz o
Austinie? Myślisz, że mogłabyś z nim być?
- Nigdy tak na niego nie patrzyłam –
przyznała cicho, z powrotem opadając na trawę.
- Widziałaś siebie raczej z Elliotem
– przypomniałam jej, na co się zaśmiała. – Austin jest świetnym chłopakiem.
Będzie ci z nim dobrze, doskonale o tym wiesz.
- Tak, ale… Odrobinę przeraża mnie
to, że on ma dokładny plan na życie, kiedy ja nadal nie wiem, na jaki college składać
papiery. Po prostu jestem tym odrobinę przytłoczona. Austin prawdopodobnie po
ceremonii wręczenia dyplomów wyleci na Florydę, a ja? Co wtedy, Nela? Zostanę
tutaj ze zranionym sercem?
- A myślisz, że jak będzie ze mną i
Rossem? Sądzisz, że mamy taki sam plan na życie?
- Prawdopodobnie wasze plany bardzo
się od siebie różnią – zauważyła. – Możemy o tym na razie nie rozmawiać?
Zostawmy to.
- Nie wierzę! Kim jesteś i co
zrobiłaś z moją przyjaciółką? – zaśmiałam się, siadając po turecku obok
dziewczyny. Fizzy wywróciła oczami, również podnosząc się do pozycji siedzącej.
Obie w tym samym czasie sięgnęłyśmy po swoje łyżki, by nabrać porcje całkowicie
roztopionych już lodów i wsadzić je sobie do ust, uważając przy tym by się nie
pobrudzić.
- Hej, Nel, pamiętasz jak na
początku dziesiątej klasy rozmawiałyśmy o wyjeździe na Alaskę, na uniwersytet w
Anchorage? Jak pragnęłyśmy zostawić za sobą Kolorado i wyjechać gdzieś daleko,
by się usamodzielnić i poznać kawałek USA? – zapytała niespodziewanie, na co
zakrztusiłam się śliną. – Teraz, kiedy myślę o końcu roku, bierze mi się na
wymioty. Zazdroszczę Martinowi, że ma przed sobą jeszcze rok albo Mikey’owi,
który nie musi się nawet martwić egzaminami. Z jednej strony chcę mieć już tą
szkołę za sobą, zamknąć jeden rozdział i zacząć drugi. Jednak, naprawdę boję
się dorosłości. Studiów, pracy, samodzielnego życia.
- Może Alaska wcale nie jest takim
złym pomysłem? Nikt nam nie każe już teraz składać dokumentów na uczelnię.
Możemy zrobić sobie rok przerwy i później zdecydować, co dalej. A na razie
odpocznijmy. Zajmijmy się sobą i swoimi pragnieniami. Śpijmy do późnego
południa, chodźmy spać bladym świtem. Zwiedźmy świat, poznajmy inne kultury.
Róbmy to, na co nie miałyśmy czasu podczas nauki. Niech inni nam zazdroszczą.
- Ja nie mogę mieć rocznej przerwy,
Nela – Fizzy jęknęła, niemalże zalewając się łzami. – Moi rodzice chcą bym
poszła na dobre studia, to nieważne dokąd, ważne bym poszła gdziekolwiek. Chcą
bym kontynuowała naukę, ponieważ później może mi się nie chcieć. A ponieważ mam
wolną rękę co do szkoły wyższej, zastanawiałam się nad tą Alaską. Nie
wiedziałam, że planujesz roczną przerwę.
- Mogę iść na studia razem z tobą,
Fizzy. Gdziekolwiek będziesz, będę i ja. Zawsze. Pamiętasz? Obiecałam ci. – Na
jej reakcję nie musiałam długo czekać. Nim się zorientowałam, przyjaciółka
przytulała mnie mocno do siebie, wołając w niebogłosy, jaka to z niej
szczęściara, że mnie miała. Cóż, tak naprawdę to ja byłam większą. Kto wie,
gdzie bym była, gdyby nie ona? – Teraz tylko musisz mi pomóc wybrać odpowiedni
kierunek.
- To akurat najmniejszy problem,
Nel! – zawołała z prawdziwym entuzjazmem, odrywając się ode mnie na chwilę. –
Zaraz czegoś dla ciebie poszukamy!
- Zaraz? – zapytałam z
niedowierzaniem, gdy przyjaciółka pociągnęła mnie do góry i nim zdążyłam
chociażby mrugnąć, biegłyśmy już do mojego pokoju. Tak po prostu włączyła
mojego McBooka i jak gdyby nic wpisała hasło logowania. Chwilę później
przeglądałyśmy już stronę uniwersytetu w Anchorage, będąc ciekawe co ma nam do
zaoferowania. Prócz akademika, basenu, siłowni, kawiarni czy wielkiej
biblioteki, uczelnia miała też bogatą listę najróżniejszych kierunków. Do
wyboru, do koloru. – Chyba nie chcesz w tej chwili się tym zajmować.
- Dlaczego nie? Co mam lepszego do
roboty? Patrzenie jak wykonujesz kolejne asany, potajemnie licząc na to, aż w
końcu pójdę do domu? – rzuciła lekko, wpatrując się w ekran komputera? – Może
pedagogika?
- Ja i moje zamiłowanie do nauki,
wyklucza to – mruknęłam. – Nie chcesz iść do Heaven? Możemy ściągnąć Rafe’a, o
ile nie jest zajęty Lauren.
- Umówiłaś się tam z Rossem? – w
odpowiedzi pokręciłam przecząco głową, co sprawiło, że Fizzy odwróciła wzrok od
ekranu komputera. – Nie zaprosił cię na randkę?
- Randkę? – powtórzyłam z
nieukrywanym szokiem, przegryzając dolną wargę, jakby to był co najmniej
kłopotliwy temat. – Jeśli masz na myśli to, czy wprost powiedział, że dzisiaj
mamy randkę i mam się ładnie ubrać, to nie. Nic mi takiego nie powiedział.
- Zabiję gnojka – warknęła,
ściskając dłonie w pięści.
- Cokolwiek planujesz zrobić, nie
rób tego. Ja dopiero… uczę się tego jak funkcjonować w związku, Fizzy. Tak
naprawdę nawet nie wiem z czym to jeść.
- Bo tego się nie je, Nela. Tym się
delektuje, jak ulubionym smakiem lodów. Przeżywa się krok po kroku, stopniowo
pozwalając…
- Zdajesz sobie sprawę, jak
absurdalnie brzmią te porównania?
- Nie obchodzi mnie to, ale po
Rafe’a możesz zadzwonić. Wyskoczymy razem na kolację. Dawno w trójkę nigdzie
nie byliśmy. A jeśli powie ci, że jest zajęty z Laurem, odpowiedz mu, że Martin
zrobił gofry. Nabierze się na to.
- Zostawiasz temat Rossa tak po
prostu? To do ciebie takie niepodobne, Fizz.
- Spokojnie łobuzie, na Lyncha
jeszcze przyjdzie pora. Na razie zajmijmy się naszymi żołądkami i tym pudełkiem
lodów, które zostało w twoim ogrodzie. Dzwoń do tego idioty.
Pół godziny później, po schowaniu
lodów do zamrażalki, chociaż nie powinnyśmy tego robić i znalezieniu kluczyków
od samochodu taty, który był jedynym jaki został w garażu, znalazłyśmy się pod
In-N-Out Burger. Rafe przez telefon stwierdził, że dawno nie jadł żadnych
fast-foodów, a McDonald’s już dawno wyszedł mu bokiem, więc pora wrócić do
starej, dobrej knajpy. Po odebraniu naszych zamówień, zajęliśmy stolik
najbardziej oddalony od reszty, by nikt ani nic nam nie przeszkadzało i delektowaliśmy
się jedzeniem, w międzyczasie rozmawiając na luźne tematy.
- Bardzo byłeś zajęty, Rafael? –
rzuciła Fizzy, będąc nie tyle co uszczypliwą, a wścibską. Cóż, ona wręcz
kochała wiedzieć o nas wszystko. Rafe przełknął kęsy swojego burgera, nim jej
odpowiedział.
- Nie, Fizzy, nie przerwałaś mi i
Lauren ostrego seksu na stole w jadalni – odparł, doskonale odgadując jej ton
głosu wraz z uroczym uśmiechem, który towarzyszył jej zawsze, ilekroć chciała
znać jakieś szczegóły z naszego życia intymnego. Nie, żebym ja jakieś posiadała.
– Nawet jej u mnie nie było. Siedziałem
nad ekonomią.
- Poważnie, nie masz ciekawszych
rzeczy do roboty? Nawet ona – tutaj pokazała na mnie, akurat w chwili, gdy
ogórek z mojej kanapki z ledwością trafił do moich ust – ma ciekawsze życie niż
ty, chociaż jeszcze do niedawna uważałam ją za najnudniejszą osobę na tej
planecie.
- Chyba jednak to ty jesteś bardziej
interesująca niż nasza dwójka razem wzięta. Może porozmawiamy o wyznaniu
Austina i twojej bezcennej minie, co? – Rafe ośmielił się pokazać jej swoje
równe zęby w zniewalającym uśmiechu, który spowodował, że Fizzy zmarszczyła
czoło i zacisnęła mocno ręce w pięści. – Wyluzuj Fizz, bo jeszcze ci stringi
pękną – dodał, parskając śmiechem, za co oberwał od dziewczyny.
- Dlaczego ja właściwie chciałam,
żebyś się tutaj znalazł? Musiałam być niepoczytalna – westchnęła teatralnie,
opierając policzek na wnętrzu dłoni.
- Po prostu go lubisz, Fizzy –
powiedziałam od siebie, uśmiechając się do nich, za co oboje spiorunowali mnie
wzrokiem. – I tak świetnie się dopełniacie – zaświergotałam i wiecie, całe
szczęście, że siedziałam naprzeciwko nich, bo inaczej z całą pewnością bym oberwała.
- Milcz! – zawołała Fizzy, zaraz
jednak przybierając dość poważny wyraz twarzy, który oznaczał tylko jedno,
zacznie ważny dla niej temat. – Hej, Rafe, powiedz mi, planowałeś już dokąd
pójdziesz po liceum?
- A nie miała to być Alaska razem z
wami? – odpowiedział jej z ciepłym uśmiechem, który sprawił, że Fizzy
natychmiast się rozpogodziła. – Martwisz się studiami?
- Ja… sama nie wiem. Rozmawialiśmy o
tym jakiś czas temu i tak naprawdę wiele rzeczy przez ten czas uległo zmianie.
Wasza dwójka ma partnerów, mi Austin wyznał miłość i nie wiedziałam, czy
wspólne studiowanie jest wciąż aktualne. W końcu możecie chcieć iść tam gdzie
wasze połówki.
- To takie rzadkie widzieć cię tak
zakłopotaną – przyznał Rafe, przyjacielsko otulając ją ramieniem. – Nie musisz
się jednak tym martwić. Lauren wie o moich planach i wspiera mnie w nich, jak
to tylko możliwe. Sama chce złożyć papiery na uniwerek w Chicago. Mają tam
dobry program nauk chemicznych. Poza tym nikt nie powiedział, że związek na
odległość może okazać się katastrofą i niewypałem. Chcemy spróbować.
- A Ross może poleci do Los Angeles,
chociaż tak na dobrą sprawę nie wiem jakie są jego plany, bo nie rozmawialiśmy
o tym – wyznałam, beznamiętnie wpatrując się w swoje jedzenie. – Wiem jednak,
że muzyka jest jego życiem i z całą pewnością coś zrobi w tym kierunku. Nie
widzę go na żadnej wyższej akademii muzycznej, ale w LA aż roi się od łowców
talentów i producentów, którzy szukają nowych i młodych twarzy.
- Twój tata nie chce mu pomóc? –
zainteresował się Rafe, skubiąc frytki.
- Nie wiem nic na ten temat. Nie
będę z tatą o tym rozmawiać, bo to nie mój biznes. Jeśli Ross będzie tego
chciał, niech sam to zrobi albo w najgorszym wypadku powie mi, a ja wówczas
przekażę to tacie. Jednak… nie sądzę, by chciał to zrobić.
- Jeśli by udało się R5, może czuć,
że zawdzięcza to związkowi z tobą, a nie talentowi zespołu. Rozumiem go. Sukces
będzie smakował lepiej jeśli sam do niego dojdzie – dodała od siebie Fizzy. –
Ale powinniście porozmawiać. W końcu musi wiedzieć, że chcesz lecieć na Alaskę.
– Wymieniwszy nazwę tego najzimniejszego stanu, zapiszczała jak mała dziewczynka
ciesząca się z jakieś błahostki. To było urocze.
- Dajcie mi jeszcze trochę czasu,
co? A przynajmniej do dnia ich koncertu. Nie chcę go niczym rozpraszać.
- Ależ z ciebie opiekuńcza
dziewczyna – skitowała Fizzy, na co wywróciłam oczami, komentując to swoim
standardowym:
- Cokolwiek.
Po kolacji wybraliśmy się na plac
zabaw. Było już około siódmej i właściwie niedługo miałam jechać po brata, ale
nie moglibyśmy sobie darować, gdybyśmy nie poszli na huśtawki. Jak za młodszych
lat, kiedy to każdy wolny dzień spędzaliśmy właśnie na nich. Bujając się w górę
i w dół, marząc o locie w niebo. Do miejsca bez nauczycieli, prac domowych czy
obowiązkowych obiadów w szkole. Dzisiaj byliśmy nastolatkami, którzy za kilka
miesięcy mieli w planach opuścić tak dobrze znany sobie stan i znaleźć się w
zupełnie innym miejscu.
- Okey, uczelnię mamy wybraną, ale
co z kierunkiem? – zapytał Rafe, będąc ponad żwirkiem i machając przy tym
radośnie nogami, jakby znowu był kilkuletnim chłopcem. Między wargami wystawał
mu biały patyczek z lizakiem, na który uparł się mijając mały sklep spożywczy.
– Nawet nie wiem, co chcę robić.
- Może ekonomia? – rzuciła ze
śmiechem Fizzy, doskonale wiedząc jaką niechęcią chłopak darzył ten przedmiot.
Na jej słowa, zmrużył groźnie powieki, wysyłając tym sygnał, jak mocno jej nienawidził.
– Och, rozchmurz się. Wybierz informatykę. Jesteś w tym dobry. Naprawdę dobry,
Rafe.
- To jest myśl, Fizzy. A ty jaki
masz plan?
- Może kosmetologia? Lub coś z modą o
ile mają to w swoim programie. Jeszcze raz na spokojnie muszę przejrzeć listę
dostępnych kierunków. Nel, co z tobą?
- To trudne – przyznałam, wpatrując
się w niebo. – Nie jestem pewna czy jest cokolwiek, z czego jestem na tyle
dobra by móc się tego uczyć.
- Idź w stronę języków, mówię ci.
Masz do tego smykałkę. Jak mało kto ogarniasz kilka języków i w ciągu
trzydziestu minut jesteś w stanie napisać dobry esej z mnóstwem wygórowanych
słów.
- Więc i ja będę musiała przejrzeć
listę kierunków by coś wybrać.
- Zawsze możesz zmienić kierunek –
wtrącił Rafe, posyłając mi szeroki uśmiech, zeskakując z huśtawki. Obie
poszłyśmy za jego przykładem, stając obok niego. – Dopóki mamy siebie i swoje
wsparcie, wszystko będzie dobrze i nam się uda. Cokolwiek by się nie działo,
damy radę, ponieważ…
- Jesteśmy trójką najlepszych
przyjaciół, którzy są ze sobą zawsze i wszędzie – Fizzy weszła mu w słowo,
kontynuując.
- Na dobre i na złe. W słońce i w
deszcz. W nocy i w dzień – dodałam od siebie, spotykając się z coraz szerszym
uśmiechem blondyna.
- Po prostu…. – urwał.
- Zawsze – powiedzieliśmy wszyscy
razem, powtarzając tym samym słowa, które pierwszy raz wypowiedzieliśmy kilka
lat temu.
- Jesteście najlepszymi ludźmi,
jakich kiedykolwiek spotkałam na swojej drodze.
- Rafe – zagruchałam razem z Fizzy,
rzucając się w ramiona chłopaka.
- Ależ nam się uroczo zrobiło –
zaśmiałam się prosto w bark przyjaciela.
Ani myślałam o puszczeniu go. Było mi dobrze i
po minie Fizzy wiedziałam, że czuła dokładnie to samo. Ramiona Rafe’a, jego
przytulenia, naturalne ciepło i ta przyjacielska aura, sprawiały, że chciało
się go trzymać przez cały czas. Był naszą własną przytulanką; misiem, którego
można było uściskać, a on nie miał nic przeciwko. Nigdy nie miał. Jego ramiona
zawsze były dla nas otwarte i nieważne było, czy znajdowaliśmy się na środku
szkolnego korytarza, ulicy czy u kogoś w domu. Zawsze miało się poczucie, że
można się do niego przytulić. Nie potrzebowaliśmy też powodu by to zrobić.
Czasami Rafe sam z siebie otulał nas swoimi długimi ramionami, dając nam
poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Przypominając nam tym samym, że on zawsze
jest obok nas, bez względu na wszystko. Był prawdziwym przyjacielem, dla
którego granice nie miały znaczenia. Nie patrząc na ludzi i to czy był w
związku czy nie, potrafił nas pocałować w czoło, pocieszając nas tym. Wiem, że
dla niektórych może to być przekroczenie pewnych granic, ale nie dla niego.
Robił to, co uważał za słuszne. A jeśli pocałunek w czoło, policzek, czy
złapanie za rękę było takie, po prostu to wykonywał. Bez zbędnego gdybania i
rozmyślania o tym czy wypada czy nie.
-
Dziękuję – powiedziałam z Fizzy niemalże w tym samym czasie, patrząc się prosto
w niebieskie tęczówki chłopaka. Zupełnie tak jakbyśmy myślały o nim przez
ostatnie kilka sekund. Rafe spojrzał na nas, a jego uścisk tylko wzmocnił się.
-
Jesteście moimi siostrami, prawda? – rzucił ze swoimi najlepszym uśmiechem,
który był zarezerwowany tylko dla nas.
Jeśli mam mieć
kolejnego brata, to może nim być tylko Rafe.
_______________________________________________________________
Aloha!
W pewnym sensie ten rozdział jest mi szczególnie bliski. Głównie dlatego, że sama jeszcze nie tak dawno zmagałam się z pytaniem dotyczącym przyszłości. Zresztą nadal zmagam i wciąż nie wiem czy droga, którą chcę obrać jest odpowiednia, ale mniejsza o mnie. Co sądzicie o rozdziale? Znowu nie było Rossa, a Fizzy i Rafe. Ja szczególnie cieszę się Rafe'm, bo ilekroć o nim piszę, widzę przed oczami jednego z moich ulubionych aktorów, Mitcha. Aż szkoda, że ten chłopak nie zagrał w niczym nowym i tak świetnym jak Skins.
W każdym razie, rozdział 19 powoli się pisze, może ukończę go nim skończy się czerwiec, a ja nie wpadnę w załamanie nerwowe? Chociaż mam nadzieję, że do 30 września nic mnie nie spotka, bo razem z kumpelą wybieramy się do Warszawy na koncert R5, o którym dowiedziałam się właśnie od niej, hah! Z kim się będę widzieć? :)
Trzymajcie się, słoneczka. Kocham Was, matrioszkaa! xx
Trzymajcie się, słoneczka. Kocham Was, matrioszkaa! xx
Ps. Przepraszam za błędy. Wiem, że i tak mnie kochacie, hihihi :*
Edit: Czy jest jakiś wątek, który chcielibyście bym poruszyła w tej historii? Nigdy o to nie pytałam, ale może jesteście czegoś szczególnie ciekawi, a ja nie zdaję sobie z tego sprawy.
Świetny!
OdpowiedzUsuńJejku *.* Jakie to urocze było! Też chcę mieć takich przyjaciół :)
Spotkamy się w Warszawie!!! :D Nie mogę się doczekać tego koncertu. Zobaczę ich po raz kolejny! Jeeej!
Czekam na next!
Awwwww <33 To jak opisywałaś Rafe'a było strasznie słodkie <333 Awwwww
OdpowiedzUsuńJa na szczęście jeszcze mam daleko do dokonywania ważnych decyzji. Ale moja siostra jak wybierała liceum to też nie mogła się zdecydować. Tylko, że ona miała odwrotny problem :P Nie mogła się zdecydować do jakiej szkoły iść, a kierunek już miała wybrany- bio-chem-fiz
Ciekawe co Fizzy zrobi w sprawie Austina. Byliby uroczą parą <3
Ja bym nie mogła jechać na Alaskę xD Wolałabym uschnąć w jakimś gorącym stanie, niż zamarznąć na Alasce. A moje motto jak jest strasznie gorąco to; "Wole zgnić w domu, niż uschnąć na dworze" :D
Polubiłam takie hmmm... jak to nazwać... luźne (?) rozdziały. Gdzie nie ma Ross'a, ani tych innych miłości (oprócz Austina, którego kocham <3 ).
Ubolewam, bo nie jadę na koncert :C Nie miałby mnie nawet kto zawieźć te 4,5h. :C
Kocham <3
Ugh! Zostawić Cię na kilka rozdziałów, a Ty już mieszasz w życiu bohaterów.
OdpowiedzUsuńPadam na twarz i błagam o wybaczenie. Wiem, że nie komentowałam, a moje jedyne usprawiedliwienie to walka o oceny. Mam nadzieję, że wybaczysz. Już wszystko nadrobiłam, jestem na bieżąco, komentuję. Ale opieprz Ci się należy...
KJVBSELJGFBIEBFGWEBFJWE
DSKVJBEKJFBEFIUEWBFIEIHFDEI
CKJBEFKJE
COŚ TY ZROBIŁA, MATRIOSZKO?!
KDFBEKFHEFVB
PIOTRUSIU, NIEEEEE! Znaczy... ekhm... AUSTIN, NIEEEEE!!!
CZY TYLKO JA SZIPUJĘ NELĘ I AUSTINA?
Czytam tytuł. "Odważne wyznanie Austina." Awww! Teraz jej powie, że jest zazdrosny o Rossa i wyzna miłość. Badum tsss... "chyba podoba mi się Fizzy". Nie-e, przystojniaku. Wmawiasz to sobie. Podoba Ci się Nela. Neeeelaaaa.
Kibicowałam Neli i Austinowi.
Płakam.
Nathaniel, moja miłość. Wait... Z zawziętą miną przeglądam jego zdjęcia, a miałam o czymś napisać.
...
Pocałunek! Znaczy, Neli i Rossa. Nate i Rocky - loff forever. Z jednej strony ma okropnego brata, ale z drugiej strony twarz ma zajebistą. Gdybym tylko mogła wybrać sobie wygląd brata...
W ogóle, czemu Ty masz taki świetnych bohaterów?
- Riker - mąż
- Jeremy - loffki <3, mój pierwszy mąż z dzieciństwa
- Ashley - cudowny
- Mitch - słodziutki
- Cody - ten też słodziutki
Jeszcze gdybyś tak rozwinęła wątek Rika, Rocky'ego, Nate'a. C:
Fizzy też kocham, ale jeszcze bardziej nie lubię Rossa, więc nie chcę, żeby Nela z nim była. A jeszcze tą gadką o pieniądzach strasznie mnie wkurzył. Ale pewnie w następnym rozdziale, w którym się pojawi (spokojnie, nie tęsknimy, nie śpiesz się kochana, nie śpiesz) znowu opiszesz go w taki cudowny sposób, jaki tylko Ty potrafisz i znów moje serduszko mocniej zabije. Ale póki co, nadal szipuję Austina i Nelę. Tak. C:
Ale najlepszą bohaterką ever jest Nela. Wiesz do czego doszło? Że razem z Anulą nałogowo pijemy zielone herbaty w puszce, mamy zamiar uprawiać jogę, a lato już niedługo i plany malowania włosów są. XD
Dla większości osób Holland Roden to Lydia Martin. A dla mnie zawsze będzie to Nela Roberts. Nawet, gdy zaczęłam oglądać Teen Wolf, mówiłam "O, Nela".
Jesteś cudowna, matrioszko. <3
xoxo
~Liv~
Haj, matss!
OdpowiedzUsuńTy się nigdy nie martw, ja zawsze czytam Twoje rozdziały. Ale moja sytuacja od paru miesięcy jest, że tak rzeknę, chujowa, więc nawet nie mam czasu czy weny na jakikolwiek zacny komentarz. Teraz usiadłam do kompa i coś mnie wzięło. :') Wczoraj miałam imprezę 18-stkową (taka stara już jestem...), a zaraz lecę do koleżanki na grilla. Wesoło. XD
Anyway. Co ja tu o mnie.
Matss, matss... Ja cię chyba nauczę przecinków. Staczasz mi się, dziewojko! Nie jest mega źle, ale robisz parę podstawowych błędów, które czasem mnie bolą. Może zaraz do tego wrócę, jak będę mieć ochotę :')
Co tam gramatyka, kiedy tu się takie zacności dzieją.
Ten moment, gdy Nela szła do Austina spytać go o przyczynę jego zachowania... Gosh. Miałam identyczną sytuację, wywołałaś we mnie wspomnienia. Ale ja wtedy wyznałam chłopakowi, że się w nim kocham od 1,5 roku, sooo... (y) SHshhss.
Austin zakochany w Fizzy? Zaskoczyłaś mnie i urzekłaś. Wyczuwam naprawdę zacną akcję w kolejnych rozdziałach <3
Rafe i Fizzy zawsze bawią, you know. Świetnie opisujesz ich relacje. W ogóle świetnie opisujesz wszystkie relacje. Widać, że pisanie sprawia ci przyjemność i że to lubisz.
A na koncert jadę do Pragi, tak myślę. No sorry, 2 razy bliżej :') Chyba, że dodadzą jeszcze Berlin, to ja wolę do Berlina. XD
Trzymaj się, matss, wybacz taki dupny koment i wybacz, że w ogóle tak mało się udzielam :')
Ale kocham i wspieram! Do następnego!
Przeczytałamszystkie rozdziały w dwa dni!
OdpowiedzUsuńCzuję się jednak niespełniona, co dalej, co dalej? :D
To opowiadanie jest Z.A.J.E.B.I.S.T.E.
Powiem Ci, że twój styl pisania jest ideolo!
Kurcze, dziewczyno. Masz ty talent <3
Opowiadanie jest idealne ;D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :**********
P.S. Kocham, kocham, kocham!!!!
~~invisible~~