Kiedy
zamiast ciepłej kurtki, szalika i rękawiczek, możesz ubrać cienki płaszcz,
apaszkę i lżejsze beanie, jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Potwierdzona informacja. Wciąż jednak czekałam na dzień, w którym całkowicie
porzucę wierzchnie nakrycie i będę mogła wyjść, a właściwie wybiec z domu w
samej koszulce z krótkim rękawem; nie zapominając przy tym o spodniach oraz
jakiś butach, rzecz jasna.
Po powrocie do swojej rutyny, z dala
od tańca, o którym nie miałam zielonego pojęcia, nabijania sobie kolejnych
siniaków oraz choreografa, który uważał, że miał prawo mówić do mnie zdrobniale
tylko dlatego, że był ode mnie starszy, pierwszą rzeczą było znalezienie
Austina i porozmawianie z nim. Mówcie i myślcie, co tylko chcecie. Twierdźcie,
że jestem niepoważna czy głupia. Serio? Nie obchodzi mnie to. Musiałam wyjaśnić
z nim, dla samej siebie, a przede wszystkim swojego spokoju, dlaczego
zachowywał się w ten sposób. Byłam dla niego powietrzem, czymś czym nie
należało się przejmować. Przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie, może mylne,
może nie. Zobaczymy.
- Rozumiem, że był twoją cichą
miłością, ale czy to powód by rozmawiać z nim na taki temat? Masz Rossa,
powinnaś się z nim całować w składziku woźnego, a nie biegać za kumplem swojego
brata. – Fizzy marudziła mi tak od chwili, kiedy powiedziałam jej o swoich
spostrzeżeniach, dłuższej niemocy ignorowania tego i postanowieniu zamieniania
z Austinem kilku słów. Była przeciwna, chociaż jeszcze niedawno sama pchała
mnie w jego ramiona.
- Nie byłaś przypadkiem osobą, która
dążyła do umówienia tej dwójki? – zapytał sennie Rafe, opierając policzek o
dłoń, walcząc z przymykającymi powiekami, na które grawitacja działała dzisiaj
nadzwyczaj mocno. Fizzy prychnęła pod nosem i odrzuciła włosy do tyłu, co
zapowiadało kolejną wymianę zdań między nimi. Możliwe, że przy okazji
całkowicie zejdą z tematu, zahaczając o rzeczy najmniej ważne. – Nie pusz się
już tak, bo jeszcze ci główa posiwieje.
- Tobie za chwilę te niebieskie
włosy wypadną – warknęła, trzepiąc go w tył głowy, co robiła zawsze ilekroć
chłopak ją zdenerwował. – Jesteś czasami takim idiotą, Rafe! Pchałam ją w jego
ramiona, bo chciałam by Ross był zazdrosny. Naprawdę wolałam widzieć Nelę z
Lynchem niż z Austinem. Są słodsi.
- Nie, Ross był dupkiem, a Nela nie
znosi dupków – odpowiedział spokojnie.
- Zmieniła go i teraz są jeszcze
słodsi niż w moich wyobrażeniach – upierała się, pochylając się nad nim. Rafe
nie widział tego, bo jego powieki były przymknięte, a on sam wyraźnie wolał
drzemać niż wdawać się w kłótnie z naszą postrzeloną przyjaciółką. – Swoją
drogą, Nel, jeśli chcesz porozmawiać z Austinem, to właśnie wyszedł ze
stołówki. Zrób to szybko i wracaj do nas, bo zaraz koniec przerwy.
- Spotkajmy się już pod salą
gimnastyczną – rzuciłam, zarzucając plecak na ramię.
- Jasne, cokolwiek – mruknęła Fizzy,
będąc całkowicie niezadowoloną. – Tylko żebyś nie wyszła na narzucającą się
sukę, która za wszelką cenę chce poznać prawdę.
- Postaram się nie być suką –
obiecałam. Przez chwilę patrzyłyśmy się jeszcze sobie w oczy, nim Fizzy nie
odwróciła spojrzenia na resztki swojego lunchu. Rafe mruknął niewyraźne
powodzenia, mając całkowicie w nosie to co planowałam zrobić. I dobrze,
przynajmniej jedno z nich.
Austina szukałam dosłownie wszędzie
i kiedy już straciłam nadzieję na znalezienie go przed końcem przerwy,
całkowicie przypadkiem natchnęłam się na niego na szkolnym dziedzińcu, w
specjalnie wydzielonej strefie dla palących, za którą osobiście odpowiadał nasz
dyrektor. Austin ściskał w dłoniach spalonego do połowy papierosa, wpatrując
się w bliżej nieokreślony punkt. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko. Nie
był to jednak ten sam uśmiech, który mogłam widywać wcześniej. Ten był bardziej
wymuszony, nieszczery, fałszywy, smutny. Podchodząc bliżej niego, czułam jak
moje nogi zamieniły się w watę, grożąc mi, że lada moment mogą nie wytrzymać
mojego ciężaru i spowodować mój upadek.
- Cześć – mruknęłam, opierając się
obok niego, niemalże stykając się z nim ramionami. Chłopak zaciągnął się
kolejnych kilka razy, poczym wyrzucił peta do stojącego obok kubła, uprzednio
przyciskając go, by całkowicie zgasł. – Możemy pogadać?
- Zapewne o tym, czemu zachowuję się
jak idiota, chociaż nie mam ku temu najmniejszego powodu, co? – rzucił niby
swobodnie, jednak ja poznałam, że się denerwował. Może nawet mocniej niż ja. – Dlaczego
zawracasz sobie mną głowę, kiedy masz Rossa?
- Ponieważ mam wrażenie, że zrobiłam
coś, co ciebie zdenerwowało i chcę wiedzieć co to jest i jak mam to naprawić.
- Ty? Nic nie zrobiłaś, Nela.
Naprawdę nic. I wierz mi lub nie, ale to co się dzieje, ciebie nie dotyczy –
powiedział nie patrząc na mnie. – Muszę podjąć tak wiele decyzji, a nie jestem
pewny czy chcę się z nimi mierzyć.
- Jeśli nie chodzi o mnie, to
dlaczego miałam wrażenie, że stałam się twoim wrogiem? – Austin spojrzał na
mnie ponad ramieniem, uśmiechając się łagodnie. Jeszcze nigdy dotąd nie
widziałam, by ktokolwiek miał taki uśmiech. – Co?
- Ty naprawdę martwisz się o
wszystkich i wszystko. Nawet jeśli ktoś nie jest twoim bliskim znajomym, ty i
tak będziesz się zastanawiać, co powinnaś zrobić by pomóc tej osobie. To bardzo
miłe, ale uważaj Nela, bo pewnego dnia, ktoś całkiem świadomie może wykorzystać
twoje dobre serduszko, zmiażdżyć je w drobny mak i nic ci nie zostawi, przez co
trudno będzie ci się pozbierać.
- Chcesz mnie zranić? – zapytałam
wprost, nie panując nad swoimi myślami.
- Nawet przez głowę mi to nie
przeszło. Tylko cię lojalnie uprzedzam. Powinnaś mieć oczy zawsze otwarte i
obiektywnie oceniać problemy innych.
- Przyjęłam twoje słowa do
wiadomości, aczkolwiek nadal nie odpowiedziałeś mi na pytanie, Austin. Co się
dzieje? – zapytałam spokojnie.
- Od czego by tu zacząć? Mój trener
przekazał mi, że ktoś z uniwersytetu w Miami, pojawi się na ostatnim meczu w
sezonie by ocenić moją grę. Od dwóch lat są mną zainteresowani, byli na kilku
moich meczach i chcą mnie w swojej drużynie. Teraz tylko potrzebują się
upewnić, że nadal gram na wysokim poziomie. Jestem odrobinę zdenerwowany, bo
jest to jedyna szansa. Więcej nie będzie.
- Poradzisz sobie, Austin –
powiedziałam pewnie, ściskając jego ramię, chcąc mu dodać chociaż minimalnej
otuchy. – Potraktuj ten mecz bez niepotrzebnego spięcia. Nie myśl o tym, że na
trybunach siedzi jakaś szycha z Miami, która tylko czeka na twoje potknięcie.
Po prostu graj, baw się tym, a wszystko pójdzie świetnie.
- Tak właśnie dopingujesz swoich
braci przed meczami? – zaśmiał się, czochrając mnie po włosach, na co warknęłam
cicho. – Dziękuję Nela, ale to nie wszystko. W stosunku do ciebie zachowałem
się jak dupek z innego powodu. Odrobinę… żenującego. Chyba.
- To znaczy?
- Dopingowałem tobie i Rossowi.
Ucieszyłem się, gdy Martin powiedział mi, że się zeszliście, serio. Jednak
byłem trochę zły, bo sądziłem, że zaczęliście ze sobą chodzić zaraz po tym jak
on i Kira definitywnie zerwali, co dla mnie by było kompletnym okrucieństwem z
jego strony. Wyglądałoby to tak, jakby pocieszył się tobą. Ale później Martin
mi powiedział, że to nastąpiło ciut później, więc wyluzowałem. Jednak właśnie
wtedy trener zwalił na mnie tą wiadomość o meczu, poza tym…
- Poza tym…? – powtórzyłam z nutką
niepewności.
- Poza tym chyba podoba mi się Fizzy
– powiedział z najbardziej słodkim i uroczym głosem, który dotychczas słyszałam
tylko u Mikey’a. Moje oczy rozszerzyły się instynktownie, a usta z całą
pewnością uderzyły o ziemię. Austin widząc moją minę, złapał się za głowę,
jęcząc przeciągle. – Mogłem trzymać język za zębami. Za chwilę do niej
pobiegniesz i powiesz jej to, no nie? Tak jak ona wyznała ci, że Ross na ciebie
leci.
- Właściwie to Rafe to powiedział,
ale oboje o tym wiedzieli. Śmiem sądzić, że chyba każdy zdawał sobie z tego
sprawę, tylko nie ja. W każdym razie, nie powiem jej nic.
- Akurat. Wy dziewczyny kochacie
plotkować. Uwielbiacie mówić o chłopakach.
- To prawda, ale ja nie jestem
Fizzy, która naprawdę kocha takie tematy. Cieszę się, Austin. Fizzy miała kilka
fatalnych zauroczeń i miło by było, gdyby dla odmiany poznała całkowicie miłego
kolesia, któremu nie w głowie ciągłe flirty z innymi laskami.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, Nela
– przyznał zakłopotany, nerwowo bawiąc się palcami. – Za kilka miesięcy
kończymy szkołę, ona może nie zechcieć wylecieć do Miami, mieć inne plany na
życie. Co wtedy? Związek na odległość?
- Ja i Ross też nie wiemy, czy wylądujemy
w jednym college’u, ale to nieważne. Dopóki zależy nam na sobie, damy radę
pokonać wszelkie granice. Ty też musisz w to uwierzyć Austin.
- Kochasz go? – zapytał
niespodziewanie, zostawiając na boku temat jego i Fizzy.
- Co to właściwie znaczy, Austin?
Nigdy nie byłam zakochana. Owszem miałam zauroczenia, ale nie kochałam. Nie
wiem czym to się objawia. Czy w ogóle ma jakieś objawy. Po czym można
stwierdzić, że ktoś jest zakochany, Austin? Po motylkach w brzuchu, ciągłym
myśleniu o tej osobie? Po czym? Jak mi odpowiesz na to pytanie, to ja wyznam
czy go kocham.
- Dla mnie kochanie kogoś, to bycie
zawsze obok. Czekanie, gdy ktoś się potknie i poprosi nas niemo o pomoc. Kiedy
dzielimy się z kimś ostatnimi kęsami naszego ulubionego jedzenia. Kiedy chcemy
poznawać pasje, hobby i zamiłowania tej osoby. Gdy przytulamy ją bez żadnego
powodu, cieszymy się z nią z małych rzeczy, ale też przechodzimy razem przez
problemy i skaczemy ponad kłodami. Gdy ciągle o niej myślisz, chcesz wiedzieć
czy się śmieje, czy płacze. Zawsze chcesz mieć pewność, że wszystko z nią w
porządku, nawet jeśli oboje jesteście zajęci. Mógłbym tak mówić i mówić, jednak
uważam, że ty kochasz Rossa. Samo to, że wzięłaś z nim udział w tym konkursie
tanecznym potwierdza to. Gdyby nadal był dla ciebie tylko szkolnym znajomym,
natychmiast byś mu odmówiła. Jestem tego pewien.
- Co mam zrobić, Austin? – zapytałam
cicho, spuszczając wzrok.
- Wyznaj mu co czujesz, kiedy
poczujesz, że to jest ten moment. Nie zmuszaj się do niczego. Sądzę, że Ross
nie chce byś czuła się do czegokolwiek zobowiązana.
- Masz rację. Powiedział mi to. A co
z tobą? Też powiesz Fizzy, kiedy przyjedzie odpowiedni moment?
Austin zamiast mi cokolwiek
odpowiedzieć, uśmiechnął się lekko i klepiąc mnie po głowie, odszedł. Dzwonek
zadzwonił chwilę później. Nie będąc zadowoloną z końca rozmowy, westchnęłam pod
nosem, udając się na salę gimnastyczną, gdzie czekało mnie niezłe starcie ze
sportem.
Przyjaciółka szybko się
zorientowała, że coś było nie tak. Nie musiałam nawet zaczynać rozmowy.
Spojrzała na mnie łagodnie, przytuliła i chociaż nie wiedziała, o co chodziło,
powiedziała, że wszystko się ułoży. Chciałabym, żeby miała rację. By i ona była
zakochana, szczęśliwa. By miała z kim porozmawiać, kiedy my z Rafe’m nie
mogliśmy akurat być obok niej. By mogła się do kogoś przytulić, pooglądać z nim
swoje ulubione filmy czy chodzić po mieście, trzymając się za rękę.
- Panno Roberts, wracamy na ziemię!
– zawołał nasz nauczyciel. Pokręciłam głową, orientując się, że jakimś cudem
byłam już na sali gimnastycznej, przebrana w sportowe ubranie i ze związanymi
włosami. – Dzisiaj gramy w piłkę nożną. Nie chcę słyszeć waszych jęków. Idziemy
na boisko.
Chociaż był już marzec, śnieg
całkowicie stopniał już parę dni temu i słońce częściej świeciło, to i tak było
potwornie zimno o czym nauczycielka wiedziała, idąc w długich dresowych
spodniach oraz w bluzie do kompletu. Była cholernie z siebie zadowolona. Nic
dziwnego, jej było ciepło, a my musieliśmy się o swoje postarać, biegając
intensywniej niż normalnie. Trafiłam do jednej drużyny z Fizzy, przeciwko Kirze,
która patrzyła na mnie z diabelskim uśmieszkiem, na widok którego mimowolnie
wywróciłam oczami.
- Pewnego dnia wytoczę jej taki
proces, że do końca życia się nie pozbiera – warknęła Fizzy, co chwilę mordując
spojrzeniem wuefistkę. W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową, uśmiechając się
bez powagi. – Kira chyba chce cię zabić równie mocno, co ja tą starą wiedźmę –
zauważyła, gdy potulnie wykonywałyśmy obowiązkową rozgrzewkę.
- Chyba nawet mocniej.
- Prawdopodobnie nie ona jedna.
Stałaś się wrogiem, Roberts.
- Wiem to, ale czy możesz się już
zamknąć, Fizz? Naprawdę nie chcę o tym słuchać.
- Pewnie siostro! – zawołała,
pokazując mi znak pokoju. – To co? Wygramy?
- Jak zawsze – zgodziłam się z nią.
Mecz przebiegał bez większych
rewelacji. Drużyna Kiry była tak kiepska w piłkę nożną, że co chwilę tracili
futbolówkę nawet nie orientując się kiedy. My z Fizzy miałyśmy nie lada zabawę,
kiedy trafiałyśmy do bramki, dopóki Kira nie postanowiła mnie sfaulować,
podstawiając mi nogę, kiedy biegłam tuż obok niej, gotowa do wymierzenia gola.
Po wykonaniu fikołka, zatrzymałam się na plecach, niemo płacząc z bólu w
lędźwiach i głowie. Czułam jak wszystko dookoła mnie wirowało, a żołądek
zamienił się w karuzelę. Może nie był to mocny faul, ale bolało jak diabli.
- Możesz wstać, Roberts? – Głos
wuefistki był nadzwyczaj miły i spokojny. Wzięłam kilka głębszych wdechów i
wydechów, powoli próbując się podnieść do pozycji siedzącej. Czułam na sobie
spojrzenia dosłownie wszystkich ludzi, co sprawiało, że byłam więcej niż
zakłopotana. – Dla ciebie to już koniec na dzisiaj. A ty, panno Barnett, za
karę wykonasz pięć okrążeń wokół boiska. Teraz – dodała stanowczo, widząc jak
Kira zamierzała prostować.
- To nawet nie było draśnięcie!
Skoro jest taką kaleką w sporcie powinna mieć zwolnienie! – zawyła.
- Nie będę tolerować jakichkolwiek
fauli, Kira – ostrzegła. – Rusz swój tyłek, jeśli chcesz skończyć przed
dzwonkiem. Fizzy, pomóż Neli zająć miejsce na ławce.
Przyjaciółka potulnie zaprowadziła
mnie na ławkę i równie niechętnie wróciła do przerwanej gry. Ilekroć Kira
przebiegała obok mojej osoby, pokazywała mi środkowy palec, wyrażając tym całą
swoją złość, że znowu coś mi się upiekło, a ona została pokrzywdzona. Tak
bardzo było mi przykro, że aż wcale.
Po skończonych lekcjach, przyjaciele
wrócili ze mną do domu. Tym razem oprócz naszej dwójki, Martina i Nate’a z
Holly, był także Austin. Chłopak szedł razem z moim bratem, rozmawiając o czymś
niemalże szeptem. W pewnym momencie Martin wydarł się na niego, używając donośnego
„jesteś idiotą!”, na co dwunastoklasista jedynie westchnął, nie odpowiadając na
zaczepkę kumpla. Dom przywitał nas aromatycznym zapachem pieczonego kurczaka z
pomidorami, bazylią i czosnkiem. Znaczyło to tylko jedno: rodzice postanowili
wrócić do starych nawyków i wspólnymi siłami przygotować kolację dla swoich
dzieci i ich przyjaciół. Mijając kuchnię, ujrzeliśmy nie tylko mamę z tatą,
nucących jakąś wesołą piosenkę, obierających ziemniaki, z pewnością na puree,
ale też Mikey’a z Nelsonem, którzy pomagali im, mając równie szeroki uśmiechy.
Wyglądali swobodnie, beztrosko i kompletnie normalnie. Każdy w drodze na schody
przywitał się z nimi, kiwając głowami, gdy powiedzieli, że kolacja będzie
między piątą, a szóstą.
- Dlaczego Austin przyszedł z
Martinem? – zapytała od razu Fizzy, kiedy tylko drzwi od mojego pokoju zamknęły
się za mną, odgradzając nas od reszty świata. – W ostatnim czasie nie był u was
częstym gościem.
- Nie mam zielonego pojęcia, Fizzy.
Może chcą pogadać? Nie zapominaj, że są kumplami i grają w jednej drużynie –
odparłam, wyjmując z plecaka książki i kilka zeszytów.
- O czym z nim rozmawiałaś?
Dowiedziałaś się, czemu był takim dupkiem dla ciebie?
- Dowiedziałam – powiedziałam,
próbując nie myśleć o jego wyznaniu.
Poza
tym chyba podoba mi się Fizzy.
To zdanie odbijało się w mojej
głowie niczym echo, denerwując mnie swoją szczerością z nutką tej znanej
wszystkim niepewności.
- Więc…? Powiesz mi sama, czy mam to
z ciebie wyciągać siłą? – zakpiła, rozsiadając się na środku łóżka, pozwalając
by Rafe położył swoją głowę na jej kolanach. – Wierz mi, że jeśli jego
odpowiedź mnie nie usatysfakcjonuje, osobiście przejdę się do niego i wyciągnę
prawdę, więc lepiej by była dobra.
- Nie musisz być taka groźna, Fizz –
mruknął Rafe, trzymając nad sobą podręcznik z ekonomii, z której najwyraźniej
miał mieć jutro jakiś test.
- Nie jestem. Chcę tylko mieć
pewność, że moja przyjaciółka nie jest naiwna i nie uwierzyła w jakieś bzdury
swojego dawnego zauroczenia.
- On tylko denerwuje się ostatnim
meczem w sezonie, który jest równoznacznie jego ostatnim w tej szkole –
odparłam, zajmując miejsce na podłodze i bezmyślnie przeglądając notatki z
francuskiego. Wszystko jednak nagle straciło dla mnie jakikolwiek sens. W
pewnym sensie okłamałam przyjaciółkę, co naprawdę nie zdarzało się często.
Zataiłam przed nią część prawdy, spełniając tym samym prośbę Austina.
- Tylko o to chodziło? O stres? –
zapytała niedowierzająco, podnosząc ku górze jedną z brwi i marszcząc przy tym
czoło, co robiła zawsze, gdy komuś nie wierzyła. – To brzmi jak niezła ściema.
- Nawet on ma prawo się denerwować,
Fizzy – zauważyłam cicho. – Po prostu chce dobrze wypaść, a sądzi, że przez to,
że na trybunach będzie siedzieć jakaś szycha z uniwersytetu z Miami, zawali na
całej linii.
- Szycha z uniwersytetu z Miami? –
powtórzył Rafe, spoglądając na mnie zza podręcznika. W odpowiedzi skinęłam
głową, czekając na ciąg dalszy jego wypowiedzi. – A więc plotki okazały się być
prawdziwe. Rzeczywiście ktoś z tamtejszej szkoły jest nim zainteresowany. Nie
dziwię się, że tak się czuję. Sam bym odczuwał stres na myśl, że ktoś, od kogo
zależy moja przyszłość może zobaczyć moje wpadki czy potknięcia na ostatnim
meczu. Jeśli Austin na tym spotkaniu nie pokaże, co naprawdę potrafi, nie
będzie już miał kolejnej szansy, w postaci następnego meczu. Ten będzie
ostatnim i decydującym.
- Więc rozumiesz?
- Ja tak. Stres każdego może
wyprowadzić z równowagi. Nawet kogoś takiego, jak Austin, który w końcu jest
oazą spokoju.
- A ja uważam, że to jakaś grubsza
sprawa – wtrąciła Fizzy, nie będąc przekonaną. – I dowiem się, co nią jest,
chociażbym miała się mu narazić.
Miałam wrażenie, że byłam jedyną
osobą, która podczas wspólnej kolacji, wyczuwała napiętą atmosferę. Fizzy, nie
będąc ani trochę łaskawą dla Austina, niemalże mordowała go spojrzeniem, jakby
przez samo wpatrywanie się w niego, chciała przeczytać jego myśli, a tym
bardziej odgadnąć, dlaczego zachowywał się w ten sposób. Rafe bezskutecznie
próbował uniemożliwić jej to, co chwilę zadawał bardziej abstrakcyjne pytania,
ściągając tym samym na siebie uwagę, nie tylko Fizzy, ale także pozostałych, w
tym mojej rodzinki. Martin razem z Nate’m posyłali mi spojrzenia mówiące jasno
i wyraźnie, że mam nienormalnych przyjaciół, którzy z całą pewnością muszą coś
łykać.
- Wszystko z wami okey? – zapytał
nagle Austin, wprawiając dwójkę moich kumpli w niemałe osłupienie. –
Zachowujecie się co najmniej dziwnie. Zawsze tacy jesteście?
Nawet
nie wiesz jak często, Austin.
- Po prostu nie zwracaj na nich
uwagi, stary – mruknął Nate, trzymający swoje ramię na oparciu krzesła Holly. –
To u nich norma. I tak zachowują się spokojniej niż zawsze.
- Takie to zabawne, że aż wcale –
zironizowała Fizzy, zaraz jednak posyłając moim rodzicom szeroki i uroczy
uśmiech. – Bardzo dobra kolacja, państwo Roberts. Naprawdę rewelacyjna.
- Ja też pomagałem! – wtrącił Mikey,
plując kawałkami swojego jedzenia dookoła.
- I ja – dodał bardziej skromnie i
ciszej, Nelson. – Było zabawnie – dodał, także ofiarując Hugh i Morgan Roberts
swój szczerbaty uśmiech.
- Cieszę się, Nelson, że dobrze się
bawiłeś – odpowiedział tata, czochrając go po włosach, na co chłopiec
zmarszczył nos. – Więc, wyznacie nam dlaczego, Fizzy wygląda tak jakby chciała
zabić za coś Austina, a Rafe próbował ją powstrzymać?
- Huh, to ciężki temat – jęknęła
przyjaciółka, bawiąc się jedzeniem.
- W tym domu nie ma ciężkich
tematów, Fizzy – parsknął Martin. – Po prostu powiedz co ci siedzi na wątrobie
i skończmy jeść w przyjaznej atmosferze.
- On coś knuje! – Wskazała palcem na
Austina, który na jej oskarżenie, zakrztusił się jedzeniem, omal nie wypluwając
sobie płuc. – Poważnie, tak nie zachowuje się dorosła osoba.
- A niby jak powinna się zachować?
Bo na pewno nie tak, jak ty. – Martin bawił się co najmniej świetnie,
odpowiadając na każdą jej kolejną zaczepkę.
- Wyluzuj Martin, bo jeszcze gumka
od bokserek ci pęknie. – Oczywiście, że Nate nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił
jakiegoś komentarza.
- Nic nie knuję, Fizzy – zaczął
spokojnie Austin, odkładając na bok sztućce – jednakże twoja postawa sugeruje
mi, że Nela nie zdradziła ci tego, o czym rozmawialiśmy.
- Żadnych konkretów – przyznała,
posyłając mi jedno z tych morderczych spojrzeń.
- I całe szczęście – wyznał z
wyraźną ulgą.
- A co ta mała krowa wie, czego nie
wiem ja, Austin? – chłopak w odpowiedzi posłał jej uroczy uśmiech, przez który
doskonale było widać jego głębokie dołeczki. – Nie uśmiechaj się w ten sposób,
kiedy ja próbuje popełnić zbrodnię na oczach pani adwokat.
- Przed sądem zeznam, że nagle
oślepłam. Ale hej, ta scena robi się coraz ciekawsza. Kochanie, skocz po jakiś
popcorn – zwróciła się do męża, który jedynie wywrócił oczami, całkowicie
poświęcając się swojej kolacji.
- To takie krępujące mówić o tym na
głos, kiedy nie znajdujemy w jakiś spokojniejszych warunkach – mruknął
dwunastoklasista, na moment pochylając głowę. Chyba świadomość tego, że przez
namolny wzrok Fizzy, kolejne słowne przepychanki i uporczywe droczenie się, nie
było innego wyjścia i musiał wyznać prawdę.
Tak
bardzo ci chłopie współczuję.
Chyba
nie tak sobie wyobrażałeś wyznanie jej, co czujesz, huh?
-
Zakochałem się w tobie, Fizzy – powiedział po kilkuminutowej ciszy. Komuś
wypadł widelec, ktoś się zakrztusił, a innym wyrwało się ciche „wow”. Ja tylko
wpatrywałam się w to Austina, to w Fizzy, która wyglądała na kompletnie
oszołomioną.
- C-co? – zająknęła się, co było
rzadkością. Ona praktycznie nigdy się nie jąkała!
- Podobasz mi się, Félicité – wyznał
szczerze, patrząc jej prosto w oczy.
- Wow. – Było to jedyne, co z siebie
wydukała, nim bez słowa nie upuściła kuchni i biegiem nie wbiegła po schodach,
zapewne prosto do mojego pokoju.
____________________________________________________________
Aloha!
Czy można przespać swoje życie? Coraz bardziej bym chciała by to było możliwe, bo mam dość. Zwyczajnie mam dość mojej egzystencji. Mam wrażenie, że jestem chodzącym wrakiem człowieka, który budzi się każdego dnia tylko po to by chodzić do pracy, od której ma wewnętrzne i malutkie ataki paniki.
Ale to nie ważne. Zostawmy moją nieogarniętą psychikę na bok i zajmijmy się tym rozdziałem.
Mam nadzieję, że nie jest nim źle, że może zainteresuje się nim więcej osób niż ostatnim. Nie, żebym namawiała Was tym do komentowania, ależ skąd. Ja nie z tych :)
Mam też nadzieję, że przynajmniej Wy macie więcej wiary w siebie i nie nawalacie w każdej możliwej sprawie. Że wasi szefowie/kierownicy/nauczyciele/rodzice nie czepiają się Was o wszystko, a Wy od nadmiaru tych słów, które wcale nie są niemiłe, nie zamykacie się w sobie.
Okey, nie wiem czy cokolwiek z tego ma sens. Wątpię. W każdym razie bądźcie szczęśliwi, tak po prostu. Znajdujcie radość we wszystkim, nawet w tych malutkich rzeczach. Jak ja w kubku kawy.
- matrioszkaa! xx
Tęskniłam za Austinem w rozdziałach :) A teraz powrócił. W wielkim stylu.
OdpowiedzUsuńJa bym tak nie umiała powiedzieć komuś prosto w twarz, że mi się podoba. Nigdy nie byłam zakochana, ani nawet zauroczona i dlatego nie wiem jak to jest, ale jestem człowiekiem mówiącym o swoich uczuciach tylko swojemu pamiętnikowi, więc wątpie czy bym komuś powiedziała.
A on to powiedział otwarcie, przy wszystkich. Zaimponował mi :)
Fajnie, by było gdyby Fizzy choć trochę czułą to samo. Mam nadzieję, że Austin zrozumie dlaczego Fiz tak nagle wybiegła- po prostu nie wiedziała co o tym myśleć.
Mam nadzieję też, że Austin dostanie się do tego college'u.
Nie było Ross'a :O Tosz to straszne rzeczy, panie! Jak tak można bez Rossalindy? (tsaa... byłam na początku komentarza taka, no nie wiem, normalna, tsaaaa powróciłam...)
Do następnego <3 :)
Oj, wierz mi, że ja też bym tak nie potrafiła. Austin jednak został przyparty do muru i zwyczajnie nie miał innego wyjścia :) Teraz to Fizzy znalazła się w niecodziennej sytuacji, może Nela skorzysta ze swojego życiowego doświadczenia i pomoże jej sercu rozwiązać tą sprawę? spoiler: o Austina nie musisz się martwić, wszystko będzie okey :) I cóż, pozwoliłam Neli odpocząć od tego denerwującego chłopaka i w następnym też go nie będzie, oops :)
UsuńDziękuję za komentarz, matrioszkaa! x
Cudny rozdział!
OdpowiedzUsuńWow! Nie spodziewałam się tego, że Austinowi spodoba się Fizzy. Fajnie by było, gdyby im wyszło :)
Nie lubię Kiry.
Nie było Rossa w rozdziale :( Dlaczego? :'(
Czekam z niecierpliwością na next!
~wera
Ponieważ ta historia nie jest tylko o Neli i Rossie, ale też i przede wszystkim o jej życiu i bliskich, a Ross to nie jedyna bliska jej osoba :) spoiler: w rozdziale 18 też nie będzie Rossa, oops :)
UsuńDziękuję za komentarz, matrioszkaa! x
Heya, matrioszko!
OdpowiedzUsuńNie było Rossa? Nie było! Taaak!...Czy tylko ja się cieszę? Możliwe. Ale serio. Co za dużo to niezdrowo, jak to się chyba mawia. Tak? W każdym razie się cieszę, bo pamiętasz jak mówiłam, że zwracam też uwagę na innych bohaterów? Lubie opowiadania z wieloma wątkami, z ulubionymi do wyboru. To jest genialne, bo tak jakby autor nie narzuca czym masz się zająć. Oczywiście w takich luźnych historiach jak twoja, a nie w jakiś powieściach kryminalnych czy coś. Rozumiesz mnie i moje dziwaczne myśli? Mam nadzieję.
Przed chwilą przeczytałam, że w 18 rozdziale również nie będzie Rossa. Upsss. Fanki związku Neli i Rossa będą zawiedzione! Ja nie, znowu będę Ci mendzić przez cały początek komentarza o tym, jak bardzo się cieszę? Możliwe. Cóż, zobaczymy!
A teraz przejdę do notki, bo znów ją przeczytałam, by sobie przypomnieć co tam sobie wyskrobałaś. Jestem lekko zaniepokojona i ma wrażenie, że tracisz wiarę w siebie. Jeśli coś jest na rzeczy to wiesz, mail na moim blogu do mnie jest, możesz śmiało pisać! Tak tylko Cię uświadamiam, jakby co. W każdym razie mam nadzieję, że tak nie jest.
Więc teraz, wreszcie moment, w którym przejdę do tego, co najbardziej zaciekawiło mnie w rozdziale. Austin. Na początku kompletnie zapomniałam, kim on był. Takie chwilowe zaćmienie. Na szczęście pamiętałam resztę fabuły z poprzednich rozdziałów, skojarzyłam i dopasowałam go do odpowiedni osoby. Weszła na dobry tor, tak! Aż sama zaklaskałabym sobie w tamtej chwili brawo. Może i też tobie, że piszesz przejrzyście i pamiętam o takich sytuacjach i z kim one były związane.
Następnie, kiedy już wyznawał o co chodzi wiedziałam już, że związane będzie to ze sprawami miłosnymi. Nie myliłam się. Ja naprawdę jestem chyba jasnowidzem w niektórych kwestiach. Anyway. Nie spodziewałam się jednak, że będzie chodzić o Fizzy. Serio, nie. Gdybym tego nie przeczytała, nie zauważyłabym na telefonie tych kilku literek ułożonych w słowo 'Fizzy' zestawionych w zdaniu o tym, że ona podoba się Austinowi nawet bym na to nie wpadła. Może dlatego, że Fizz kojarzyła mi się z taką dobrą kumpelą, która może tylko swatać ludzi, ale na tym, by ona miała chłopaka niekoniecznie jej zależało. Nie wierzę jednak, że ona mu teraz wskoczy w ramiona, wycałuje najnamiętniej i krzyknie 'och, już zawsze będziemy razem!'. Nie. To by było za proste, a ty jesteś za dobra na takie coś prostego. Z tym będzie dużo komplikacji, tak przewiduję. I mam też nadzieję. Nie ma to tamto. Nie ma za prosto. Prawda?
W każdym razie, respekt do Austina. Ja bym nawet sama przy osobie, która mi się podoba nie potrafiła wyznać swoich uczuć. No po prostu nie. Nawet ze spuszoną głową, jakbym zamknęła oczy. Po prostu nie. A on tak przy wszystkich... Ja bym się chyba zapadła pod ziemię i jeszcze niżej! No serio.
Także kończę już swoje wywody, przypominam o moim mailu, na którego wchodzę prawie co chwilę, więc jakby co to ja jestem dostępna i życzę Ci , żebyś się trzymała mocno!
Ah, nowy szablon jest cudowny! Taki prosty, a ja tworze jakieś masakrycznie graficzne. Taki prosty mi się podoba, naprawdę! Aż mnie natchnęło na szablon.
No, trzymaj się i pisz spokojnie ten kolejny rozdział bez Rossa :D
Pozdrawiam!
Dziękuję. Tak po prostu. Za to, że ewentualnie będę mogła do Ciebie napisać :) x
UsuńRozdział 18 właśnie dzisiaj ukończyłam i nawet jestem z niego zadowolona, wow! To nawet nie jest szablon, hah. Ja po prostu skleiłam ze sobą dwa zdjęcia, zmieniłam kolor tła całego bloga i tego na którym pojawiają się posty oraz dopasowałam szerokość. Nic wielkiego. Za Ty tworzysz prawdziwe cuda! Pewnie jestem do tytułu z rozdziałami u Ciebie, co? Przepraszam, ale tak się wkręciłam w pisanie, że zwyczajnie zapomniałam o innych blogach :) x
I ja również pozdrawiam! xx