czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 14 | Odważyłam się.



            




            Kiedy ludzie w moim wieku robili wszystko, by rodzice nie mieli dostępu do ich życia, ja działałam w odwrotnym kierunku. Chciałam ich mieć przy sobie. Chciałam by interesowali się moim życiem, a jednocześnie znali umiar. Chciałam by pytali się mnie czy następnego dnia mam jakiś test, ale by nie wypytywali nagminnie o oceny. Chciałam by przypominali mi o założeniu czapki, ale by nie wspominali, że gdy jej nie ubiorę mogę zachorować. Chciałam by znali mój ulubiony napój i jedzenie, ale by nie wciskali mi czegoś, czego nie lubię. Chciałam mieć w nich oparcie, ale żeby się nie narzucali.
            W ciągu całej niedzieli powiedziałam o tym wszystkim mamie i tacie, który dołączył do naszego dnia z wielkim uśmiechem na ustach i zapewnieniem, że moi bracia sobie poradzą. Wybraliśmy się na śniadanie do McDonald’s, co było prawdopodobnie największą popełnioną zbrodnią przez moją mamę. Ona nigdy nie jadała w takich miejscach. Zawsze unikała ich jak ognia, tłumacząc, że nie przepada za panującą tutaj atmosferą. Jednak tata był innego zdania. Kochał fast-foody, chociaż jego sylwetka mówiła co innego. Musiałam to powiedzieć, mimo że dotyczyło to mojego rodzica, Hugh Roberts mógł być modelem. Miał pieprzone mięśnie brzucha, których bez wątpienia mogli mu zazdrościć licealiści.
            Chyba przypadkiem nie zabrzmiałam jak córka.
            Podczas śniadania opowiedziałam im trochę o szkole. Z czego byłam nawet dobra, a z czym sobie kompletnie nie radziłam. Zaproponowali mi załatwienie korepetycji z tych przedmiotów, ale kiedy dodałam, że właściwie moi znajomi mogą mi pomóc, oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo i po prostu wiedziałam, że mają na myśli tylko jedną osobę.
            Rossa.
            Po śniadaniu poszliśmy na długi spacer, podczas którego oni opowiedzieli mi o pracy i prawdziwym powodzie, dla którego byli w domu.
            - My? – powtórzyłam niepewnie, pokazując na siebie palcem, na co oboje skinęli głowami, uśmiechając się. – Dlaczego my?
            - Bo jesteście naszymi dziećmi, którzy przez naszą pracę zostali skazani sami na siebie i szybsze dorośnięcie. Wiem, że jest za późno na takie rzeczy, ale chcemy być z wami tak długo, jak to możliwe – powiedział tata, podchodząc bliżej mnie, by mnie przytulić. Niepewnie oddałam uścisk, czując się jak w jednym z tych programów, w których ktoś kogoś nabiera, mając z tego niezły ubaw.
            - A co z pracą? Rzuciliście to wszystko tak po prostu? – dopytywałam, gdy i mama mnie do siebie przyciągnęła, całując w skroń. – Przecież ona jest dla was ważna. Całe wasze życie kręci się wokół niej. Tych licznych bankietów, poznawania znanych i bogatych ludzi, chodzenia w drogich ubraniach i robienia tych durnych min do zdjęć.
            - Widzę, że sporo wiesz o show-biznesie, Nel. – Tata zaśmiał się, co przypominało mi odrobinę chichot Mikey’a albo Martina. Był bardzo chłopięcy i uroczy. Chyba powinnam zacząć się leczyć, bo nie dość, że wcześniej pochwaliłam jego ciało, to teraz stwierdziłam, że ma coś uroczego.
            Opanuj się Nela, opanuj. Weź głęboki wdech i wydech.
            - To przez Fizzy. Ona kocha czytać gazety tego typu – mruknęłam, zakładając dłonie na piersi. – Wracając do tematu. Jesteście największymi pracoholikami jakich znam. Wiem, że będzie wam brakować pracy.
            - Na razie nie brakuje – przyznała mama, uśmiechając się. – Poza tym, to nie tak, że kompletnie ją rzuciliśmy. Jeśli ktoś w kancelarii ma jakiś problem, pisze do mnie e-maila. Nie ma konieczności bym pojawiała się w biurze. Nie biorę na razie nowych spraw, tylko pozwalam wykazać się stażystą, którzy zawsze mogą do mnie zadzwonić i poradzić się.
            - A ja mam masę asystentów i współpracowników, którzy równie dobrze, co ja, mają kompetencje do załatwiania wszystkich spraw służbowych. Jestem do ich dyspozycji w awaryjnych sytuacjach.
            - To takie abstrakcyjne – przyznałam, nawet się nie orientując, że znaleźliśmy się w okolicach lodowiska, na którym wczoraj odbył się mecz. – Co tutaj robimy?
            - Pojeździmy na łyżwach. A właściwie ty i twoje rodzeństwo pojeździcie – powiedział tata, otwierając przede mną i mamą drzwi.
            - Razem z twoimi przyjaciółmi – dodała rodzicielka, uśmiechając się.
            - Nela! – krzyknął ktoś i nawet nie musiałam widzieć tej osoby, by ją poznać.
            - Rafe! – odkrzyknęłam, zaraz jednak wybuchając śmiechem. Jego proste, blond włosy, teraz były delikatnie pokręcone w odcieniu płynnej czekolady. – Co ci się stało z włosami?
            - To jej wina! – wskazał na Fizzy, która stała kilka kroków za nim, z miną niewiniątka. Miała całkowicie proste pasma w tym samym kolorze co Rafe z platynowymi końcówkami, co mimo swojej dziwności, pasowało jej. – Stwierdziła, że fajnie będzie jak na chwilę porzucę swoją standardową fryzurę na coś innego. I proszę, o to efekty! Mogę ją ogolić na łyso? – zapytał tonem małego dziecka, układając dłonie jak do modlitwy.
            - No nie wiem, nie wiem. Chociaż to by było całkiem interesujące przedstawienie. Dlaczego ich po prostu nie wyprostowałeś? – zapytałam, kierując się z nimi w stronę okienka, skąd wypożyczało się łyżwy. Nie chciałam się kłócić z rodziną o moje wejście na lód, więc posłusznie podałam swój numer buta, odbierając parę łyżew.
            - Zabroniła mi. Powiedziała, że połamie mi palce jak to zrobię – poskarżył się.
            - Jesteś okrutna – skarciłam przyjaciółkę, która jedynie wzruszyła ramionami.
            W szatni czekali na nas moi bracia. Wszyscy byli już przebrani z hokejówkami na stopach i z zapałem do jazdy. Ja miałam inne podejście do tego, ale nie wnikajmy w to.
            - Nareszcie z tobą pojeżdżę, Nela – zapiszczał Mikey, obserwując jak z ociągnięciem wiązałam swoje łyżwy, próbując odwlec wszystko w czasie. – Nie bój się. Będę obok i w razie problemów, złapię cię.
            - Ona nie boi się, że upadnie, Mikey – wtrącił się Nate, stając za nim. Gdy chłopiec spojrzał na niego, parsknął śmiechem, jakby właśnie usłyszał najlepszy dowcip na świecie. Na jego marne poczucie humoru czy cokolwiek to było, wywróciłam oczami. – Ona po prostu nie chce wchodzić na lód.
            - Dlaczego nie? Kochałaś to! – krzyknął z energią, której mi zaczęło upływać. A przecież ten dzień zaczął się tak dobrze. Zjadłam z rodzicami śniadanie, byliśmy na długim spacerze, aż w końcu wylądowaliśmy tutaj. – Nieważne! Chodź! – Pociągnął mnie za rękę, nim zdążyłam chociażby mrugnąć. Rodzice krzyknęli, że pochowają wszystko do szafki i mam się cieszyć z jazdy.
            Pewnie. Będę.
            Ledwo doszliśmy do bandy widziałam jak Rafe upadł na lód, jęcząc przy tym z bólu. Stojąca nad nim Fizzy zaśmiała się bez cienia wyrzutów sumienia, kręcąc głową we wszystkich kierunkach.
            - Jesteś taką łamagą, Rafe – parsknęła, ale pomogła mu wstać. – Nel, czekamy tylko na ciebie. Martin i Nate już się założyli o twoją pierwszą wywrotkę.
            - Dobrze wiedzieć, że mam w was oparcie – sarknęłam w ich kierunku, na co obaj wzruszyli ramionami z miną niewiniątka.
Mikey otworzył bramkę i wciąż trzymając mnie za rękę, wprowadził na lód, zamykając ją z powrotem. Wyjechaliśmy na sam środek, gdzie następnie puścił mnie, odjeżdżając w innym kierunku. Prócz naszej grupy, na lodowisku nie było nikogo innego. Stojąc na środku jak ostatnia kretynka, nie dość, że czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych, to jeszcze wróciły wspomnienia z każdej pojedynczej jazdy. Treningu, zawodów czy zwykłego przebywania na lodzie ze znajomymi. Każdy ruch mojego ciała, każdy krzyk kibiców i trenera. Słowa otuchy rodziców. Wszystko.
Niewiele myśląc ruszyłam w odpowiednią stronę, jeżdżąc płynnie i z gracją mijając przyjaciół, którzy uśmiechali się pod nosem. Zrobiłam parę obrotów wokół własnej osi, dopóki mój wzrok nie zarejestrował blondyna stojącego po drugiej stronie bandy, uśmiechającego się zawadiacko i pijącego coś z plastikowego kubka z automatu.
- Co ty tutaj robisz, Lynch? – zapytałam, podjeżdżając do niego. Chłopak nachylił się nad bandą, bez słowa całując w policzek. Na reakcje towarzystwa nie musiałam długo czekać. Zaraz rozległy się głośne „aww” i „oww”. – Więc?
- Cześć, Nela. Tak, mam się nienajgorzej.
- Cześć, Ross. Jak się miewasz? – spytałam udając naprawdę przesłodzony ton, na który chłopak wybuchł śmiechem, krztusząc się napojem. – Lepiej się uspokój, bo ja cię reanimować nie będę.
- Dobrze wiedzieć, że w razie czego mam na kogo liczyć – zironizował, podając mi kubek, w którym czaiła się gorąca czekolada. – Nie krępuj się.
- Dzięki za pozwolenie – mruknęłam, ale wzięłam parę łyków. – Boże! Jakie to słodkie! Jak można to pić? Przecież to sam cukier. Gdzie ta czekolada?
- Roztopiona – skomentował ze śmiechem, poprawiając mi beanie, która spadła mi na oczy. Wywróciłam na niego oczami, oddając kubek i wracając do jazdy. – Popisz się swoimi umiejętnościami, Roberts! – zawołał.
- Właśnie, Nela! Pokaż nam, co właściwie potrafisz! – zgodziła się z nim Fizzy.
- Tylko się nie wywróć, siostrzyczko. – Nate jak zwykle był uszczypliwy.
- Ile zyskasz jak upadnę? – zainteresowałam się, podjeżdżając bliżej bliźniaka.
- Ja? Ale to ja jestem tym, który w ciebie wierzy – tłumaczył się, nie kryjąc uśmiechu, na który jedynie podniosłam wyżej brew. – Pięćdziesiąt dolarów.
- Skąd Martin masz taką kasę? – spojrzałam na młodszego brata, którego wzrok jasno mówił, bym nawet nie myślała o upadku.
- Ja, w porównaniu do tego buca, oszczędzam – warknął, zakładając dłonie na piersi.
- I oszczędzisz też te pięć dych – oświadczyłam z powagą, odjeżdżając od nich.
Wszyscy zeszli z lodu, by dać mi jak najwięcej miejsca. Nie chciałam tego robić. Uważałam to za chwalenie się swoimi ewentualnymi umiejętnościami, ale po minie mamy widziałam, że czekała na to. W pierwszej kolejności wykonałam jaskółkę, która była najprostszą figurą ze wszystkich. Później podwójnego Toeloop, a na sam koniec również podwójnego Axela. Ku niezadowoleniu Nate’a obyło się bez upadku i jakiejkolwiek kontuzji. Brat był tym faktem tak bardzo niepocieszony, że w zamian musiałam mu postawić lunch w jego ulubionym lokalu, czytaj Pizza Hut. Tam też wybraliśmy się całą grupą. Łącznie z Fizzy i Rafe’m, którzy byli pierwsi do posiłku, za który nie musieli płacić oraz z Rossem, który postanowił, że nie wróci do domu dopóki nie spędzę z nim kilku godzin.
Po jedzeniu, przez który straciłam w sumie dwadzieścia dolarów, pożegnałam się ze wszystkimi, dziękując rodzicom za czas tylko w troje, a Fizzy i Rafe’owi obiecując, że wszystko im opowiem i poszłam gdzieś z Rossem, który miał dla mnie jakąś niespodziankę. Wyglądał jak zadowolone z życia dziecko, któremu do szczęścia wystarczyła jedna zabawka. Po kilkunastominutowym spacerze znaleźliśmy się pod budynkiem jego szkoły tanecznej.
- Och – wydusiłam, ogarniając całość spojrzeniem, starając się zrozumieć, co ja tam właściwie robiłam. – Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?
- Zobaczysz – powiedział z uśmiechem i pociągnął mnie w kierunku drzwi, które następnie otworzył kluczem. Widząc moją minę, która wyrażała zbyt wiele pytań, wyjaśnił mi. – Często zostaję po godzinach, więc właściciel wyrobił parę kluczy tylko dla mnie.
- I możesz sobie tutaj przychodzić o dowolnej porze? Nawet w środku nocy?
- Tak jak ty mogłaś przychodzić na lodowisko nawet w środku nocy.
- Ale nie korzystałam z tego – mruknęłam, idąc za nim wzdłuż pustych korytarzy, na których wisiały zdjęcia z zawodów czy treningów. – To ty i Rydel! – zawołałam, zatrzymując się, gdy zobaczyłam znane twarze. Ross trzymał Rydel w pasie w górze, a ona wykonywała szpagat w powietrzu. Wyglądało to tak, jakby dla nich ta figura nie sprawiała żadnego problemu. – Nieźle.
- Twoja joga ma się do tego nijak – zaoponował, ciągnąc mnie dalej, aż otworzył drzwi od jednej z sal treningowych. Jedną ze ścian w całości pokrywało lustro razem z poziomą rurą. Pod oknami ustawione były dwie długie ławki, na jednym z parapetów stało radio, a na drugim dwie sportowe torby, w tym jedna moja, którą poznałam po kilku naszywkach.
- Lynch! Co robi tutaj moja torba? – zapytałam z wyrzutem, pokazując na rzecz.
- Leży? – odparł głupio, podchodząc do niej by w następnej chwili mi ją rzucić z cwanym uśmieszkiem. – Przebierz się.
Chłopak pokazał mi szatnie i zostawił mnie samą, dopiero pięć minut później. W torbie znajdował się mój sportowy stanik od Calvina Kleina, na który namówiła mnie Fizzy i dresy ze zwężanymi nogawkami z Nike, które kupiłam za namową samej siebie. Włosy związałam w wysokiego kucyka, ponieważ nie miałam kompletnego pojęcia, co ten geniusz wymyślił, a nie miałam ochoty by męczyć z wpadającymi do oczu kudłami.
Gdy wróciłam na salę, Ross akurat wykonywał jakiś układ, w którym machał biodrami, robił obroty i machał dłońmi jak poparzony. Poza tym wyglądał całkiem nieźle. Jeansy zamienił na koszykarskie spodenki, a koszulkę na luźny tank top, który odsłaniał jego umięśnione ramiona. Przekrywał niestety wyrzeźbiony brzuch.
Nie mówcie nikomu, że o tym pomyślałam.
- Gapisz się. – Mój jakże subtelny potok myśli, przerwał jego rozbawiony głos. Teraz stał w miejscu, z dłońmi opartymi na talii i patrzył na mnie w wielkim lustrze.
- Zastanawiałam się kiedy wywiniesz orła. – Trochę mijając się z prawdą, pokazałam mu język, stając obok niego. Sięgałam mu do karku, co było dla mnie frustrujące, ponieważ on patrzył na mnie z góry. Nie znosiłam, gdy ludzie tak na mnie patrzyli. – Ty też się gapisz.
- Nigdy nie widziałem nago twojego brzucha. Nie miałem pojęcia, że jest tak płaski.
- To wina licznych brzuszków, w które się zaangażowałam od szóstej klasy oraz jazdy na łyżwach, jodze, bieganiu i milionie innych czynników. Nic wielkiego – wzruszyłam niedbale ramionami, skanując jego twarzy w lustrze. – Więc, co będziemy robić? Stać w miejscu i patrzeć na swoje odbicia?
Ross wzruszył ramionami, odwracając nas twarzą do siebie. Uśmiech błądził mu po ustach, a ja kompletnie nie wiedziałam, czego mam się po nim spodziewać. Nagle chwycił mnie za tył prawego uda, owijając sobie moją nogę wokół biodra i robiąc parę kroków w tył, przez co zrobiłam pół szpagat. Nie bolało mnie to. Wszystko mogłam zrzucić na jogę, która mimo wszystko wymagała jakieś tam sprawności.
- Jeśli miałeś zamiar sprawdzić moją gibkość, trzeba było powiedzieć – mruknęłam, stając prosto. – Chcesz mnie przetestować?
- Za dwa tygodnie biorę udział w pokazie, ale nie mam partnerki. Rydel nie może wziąć w tym udziału, ponieważ wyjeżdża razem z Ellingtonem z miasta, na jakąś rodzinną imprezę Ratliffów. Pomyślałem o tobie.
- O mnie? – powtórzyłam, pokazując na siebie palcem omal nie wybuchając śmiechem. – Zdajesz sobie sprawę, że w tańcu jestem prawdziwą łamagą? Mogę ci połamać stopy, palce, a nawet sprawić, że skręcisz sobie kostkę. To kiepski pomysł. Weź kogoś innego. Jakąś cheerleaderkę czy kogoś, kto naprawdę ma pojęcie o tańcu.
- Nawet jeśli znajdę kogoś, kto ma pojęcie o tańcu, może się okazać, że ta osoba nie potrafi zrobić nawet szpagatu, a w tym wypadku jest on konieczny.
- Co to za styl?
- Modern jazz.
- Modern jazz. Czy to nie w tym stylu jest tak mnóstwo przytuleń, podskoków, turlania się po podłodze i mnóstwa innych rzeczy, przez które mogę dostać siniaków?
- Tak, to chyba ten styl – przyznał bez cienia niepewności. – Nie musisz się zgadzać. Poszukam kogoś innego. W końcu w tej szkole uczy się mnóstwo osób.
- Możemy spróbować, Lynch – oznajmiłam, podchodząc do drążka i wcale nie dlatego, że jakaś seksowna tancerka mogła go omamić, ale dlatego, że naprawdę chciałam spróbować czegoś nowego.
I okej, może bałam się odrobinę, że ktoś będzie go podrywał.
- Ale…? – podjął, obserwując co robię.
- Ale dobrze wiesz, że ja nie wiem na czym to polega. Mam problem by swobodnie machać biodrami w tłocznym klubie, a co dopiero tańczyć coś tak… intymnego, kiedy patrzy na ciebie kilkanaście osób.
- Nauczę cię tego – szepnął, przytulając mnie od tyłu, co było miłe.
- Dobrze, bo naprawdę nie chcę się skompromitować.
- Nie skompromitujesz się – obiecał. – Dziękuję ci.
- Za co?
- Za to, że mimo swojej niewiedzy na temat tego tańca, chcesz to zrobić – odparł, całując mnie w policzek, co było jeszcze przyjemniejsze.
Po kilkuminutowych czułościach, z którymi czułam się coraz pewniej, włączył radio. Muzyka była szybka i przypominała utwory z gatunku hip-hop. Aczkolwiek mogłam się mylić, ponieważ nie byłam znawcą takiej muzyki. Ross zaczął wykonywać układ, który wydało mi się, że zna doskonale i mógłby go zatańczyć nawet w ciemnym pokoju z zamkniętymi oczami. Obserwowanie go było czystą przyjemnością. Wszystko wykonywał płynnie, bez cienia zastanowienia czy zatrzymywania się. Co jakiś czas stawał na rękach, wyrzucając nogi w powietrze, by w następnej sekundzie machać biodrami w zbyt erotyczny sposób, który zdecydowanie powinien zostać zakazany. I kiedy tak na niego patrzyłam, zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
Nasz taniec być może będzie równie erotyczny co jego.
Czy już mogę zacząć umierać?




____________________________________________________________

Witajcie misie! 
Tak wiem, że gif z Rossem nie przedstawia jego erotycznego i pociągającego tańca, ale chyba możecie na to przymknąć swoje piękne oczęta, co? :)
Chciałam Wam zdradzić, że teraz czeka nas zbliżenie Rossa i Neli. W końcu, jak sama Nela powiedziała, w moderm jazz (jeśli źle to odmieniłam, wybaczcie mi) jest mnóstwo przytuleń. Ale czy ona w zamian nie będzie chciała nauczyć czegoś nowego Rossa? :) 
  
Tyle ode mnie. Do następnego rozdziału, kochani! 

Kocham Was, maleństwa! :*

- matrioszkaa! xx

3 komentarze:

  1. Hej haj heloł! c:
    Nie skomentowałam ostatniego rozdziału (w sumie, to nie wiem dlaczego), więc w tym nawiążę do 13 i tego, ok? ^^
    Po pierwsze:

    DFSLKDFJAMFBLKJMABLKANJFBPVJDOFEVODNGOFJSWOVJED

    No. I tyle w temacie, jeśli chodzi o moją reakcję, gdy czytałam poprzedni rozdział. Nie mogłam się doczekać, aż Nela i Ross oficjalnie zaczną się "lubić" i wreszcie ta chwila nastała! ^^ Podoba mi się przede wszystkim to, że ich relacja jest taka naturalna :) Wiesz, nie ma: pocałunek w deszczu i "O Boże, jak ja Cię kocham!". Tylko wszystko dzieje się po kolei. :) Oczywiście, Ross w swoich uczuciach jest na swój sposób słodki, co również mnie urzekło. I to nie jeden raz. c:

    Nom. Przejdźmy do kolejnych wątków.

    Fizzy i Rafe, jak zawsze wspaniali. Ta dwójka zawsze mnie rozbraja.
    Ale, no ej! Jak on mógł te cudne blond włosy przefarbować, co? To znaczy, wiem, że często to robi, ale na brązowy? No nic. Mam nadzieję, że już wkrótce z powrotem będzie blondynem ^^

    Co do gifa: Ross i jego wygibasy zawsze są pociągające, tak więc mnie to nie przeszkadza. ;p Nie mogę się doczekać, co wymyślisz dalej w związku z ich próbami tańca. Oczywiście, nie mogę się też doczekać tych zbliżeń, o których pisałaś w notce :3

    A apropo notki; ciekawość wwierca mnie w podłogę, gdy myślę o tym, czego Nela mogłaby nauczyć Rossa. I na te wydarzenia także czekam z zapartym tchem ^^

    ~JuLien :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Co napisała Mika do Sparrow i Raff pp przeczytaniu rozdziału?
    "BĘDĄ SEKSY U MATSS"
    Także wiesz, my się już jaramy, szykujemy dietetyczne marchewki i wodę z cytryną, i czeeeeekaaaaamy!
    No co? Chyba każdy lubi żreć spędzając czas w internetach? Okay, przestaję się oszukiwać, to tylko ja tyle wpieprzam. XD
    Rozdział precjozny, Matss!
    Ross i Nela (oszczędzę Ci parringów Miki w stylu Husar czy Hubnia) jako oficjalna para są tacy słodcy. Sooooł adorabl! I Nela taka bardziej dziewczęca się przy nim wydaje.
    O, podoba mi się motyw z naprawianiem relacji, niby to tylko blog, ale jakoś milej mi na serduszku, jak sobie pomyślę, że mogą być fajne rodzinne historie jeszcze.
    Wait, Nela na lodzie?
    GOOOOŁ, NELA, GOOOŁ! A TERAZ SZYKUJE SIĘ DO SKOKU, PROSZĘ PAŃSTWA, CO TO BYŁ ZA WYSKOK! DOSKONAŁA PRECYZJA I TECHNICZNE PERFEKCYJNIE! Sori, nie umiem bawić się w Szpakowskiego czy innego Szaranowicza, u Brytoli komenatorzy się tak nie podniecajo. :c
    Pragnę więcej duetu Rafe and Fizzy! I Nate'a. Są fenomenalni!
    A tymczasem śmigam, czas zdjąć paskinz zębów coby mieć olśniewający uśmiech i poderwać moją kościelną miłość. Don't ask, I'm embarrassed.
    Odmeldowuję się,
    Mikula

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaa! Nelka przełamała lody i wróciła na lód! :D Czekaj... Ale to nie miało sensu XDDD
    Ja też nie lubię się popisywa jak Nela :P Znaczy ja gram na flecie poprzecznym, a zawsze jak przyjedzie do nas rodzina, to rodzice chcą żebym coś zagrała, a ja nie mam na to ochoty. Ale trzeba jakoś żyć, nie?
    Ross jakiś ty utalentowany :D Chciałabym zobaczyć na prawde jak Ross tańczy ten taniec. To by było coś...
    Jak dobrze, że Nela się zgodziła! Stworzą świetną parę (jak na razie taneczną hyhy) , Nela w końcu poczuje coś do Rossa, stworzą świetną parę (normalną :)))) ) i będzie w końcu każdy happy! (każdy czyli ja xd) :D
    Rafe i Fizzy! :D Zajebista para! Ale mimo wszystko nie chcę, żeby byli parą. To jest za bardzo.. hmmm... przewidywalne. A twój blog nie jest przewidywalny. I to w nim kocham <3
    Chce więcej Nate'a. W mojej wyobraźni on jest mega seksowny, więc chce więcej :P :D
    Wysyłam ci kubeł weny Pocztą Polską!

    OdpowiedzUsuń