-
Jakim cudem jesteś w ostatniej klasie, Rafe? – zapytał z niedowierzaniem
Martin, gdy po raz trzeci w przeciągu niespełna dziesięciu minut, mój
przyjaciel wyprowadził go z równowagi nie odpowiadając poprawnie na zadane
pytanie. – Sądziłem, że to Nela jest marna z matmy, ale porównując was, widzę
jak bardzo się myliłem. Ona wie więcej niż ty, do cholery, a jednak nie zdała
tego egzaminu! Jak, Nela?! Jak?! – krzyknął, wyrywając sobie włosy z głowy, na
co Nate parsknął śmiechem.
Był sobotni poranek i według
wcześniejszych ustaleń, już bladym świtem zaczęliśmy się uczyć. Dokładnie była
siódma rano, gdy Martin brutalnie wparował do mojego pokoju i ściągnął kołdrę
ze mnie i Fizzy, a śpiącego na materacu Rafe’a, zrzucił na podłogę. O dziewiątej
dołączył do nas także Nate, który również miał do zaliczenia parę egzaminów, w
tym nieszczęsną matmę. Jednak on z całej naszej czwórki, bawił się wręcz
wyśmienicie.
- Jeszcze raz się zaśmiejesz,
Nathaniel, a powyrywam ci wszystkie kończyny – warknął szesnastolatek, wstając
z podłogi. – Daję wam dziesięć minut przerwy, muszę wziąć coś na uspokojenie,
bo inaczej wszystkich was pozabijam. Za jakie grzechy zgodziłem się na coś
takiego?
- Bo jesteś super, troszczącym się o
moją i moich przyjaciół edukację, bratem – zagruchałam, czochrając go po
starannie ułożonych włosach. – Domyślam się, że będziesz chciał coś naprawdę
ekstra, huh?
- Coś, na co będziesz musiała
stracić swoje roczne kieszonkowe, siostro – zagroził, wychodząc z gabinetu
ojca, który wspaniałomyślnie oddał nam go na czas nauki.
- On chyba ma te wasze dni, w czasie
których chodzi naburmuszony bardziej niż ty.
- Jesteś takim kretynem, Nate –
mruknęłam, waląc go po głowie i razem z Fizzy poszłyśmy w ślady Martina. –
Chcesz coś pić? Albo jeść? – zapytałam, otwierając lodówkę.
- O mnie już zapomniałaś? – Rafe
dołączył do nas chwilę później, siadając obok mojego ojca, który przebywał z
nami w kuchni, czytając wczorajszą gazetę i pijąc kawę. – Dobry, panie Roberts.
- Witaj, Rafe. Ciężki poranek? – W
kącikach jego ust pojawiły się ślady uśmiechu, które były dla niego rzadkością.
No chyba, że przebywał w towarzystwie Mikey’a. Rafe jęknął ciężko, wykładając
się na stole. – Rozumiem, że tak.
- Pański syn jest tyranem i
cholernym matematycznym geniuszem. Nie lubię go.
- Przypomnij mi proszę, Rafe, kto
chciał mieć z nim lekcje? – rzekła uszczypliwie Fizzy, na co chłopak głośniej
jęknął. Jego humor znacznie się poprawił, gdy rzuciłam mu paczkę czekoladowych
ciastek, które kochał. – Oczywiście, daj mu ciastka. Niech się dzieciak cieszy.
Ja za to poproszę o poduszkę.
- Koniec przerwy! – Nie zdążyłam nic
odpowiedzieć, bo Martin bardzo milutko zarządził powrót do nauki. Jakże
ciężkiej i męczącej. – Cornelia! Félicité! Rafael!
- Mówiłem? To tyran w skórze
nastolatka – podsumował Rafe, na co mój ojciec zaśmiał się donośnie, co było
wydarzeniem roku.
- On tylko chce byście bez problemu
skończyli szkołę – powiedział tata, nie przestając się uśmiechać, wprawiając
mnie tym w jeszcze większe osłupienie. – Wszystko dobrze, Nela?
- Taaaak – przeciągnęłam samogłoskę,
przechylając głowę by spojrzeć na niego pod innym kątem. – Zastanawiam się
tylko czy ciebie nikt nie podmienił. Jesteś inny niż zazwyczaj. Bardziej…
radosny.
- Myślę, że w końcu odnalazłem
szczęście.
- A wcześniej go pan nie miał? –
zapytała ciekawa Fizzy.
- Miałem, ale nie w takiej postaci
jak teraz. Teraz jestem szczęśliwy, że po prostu jestem z wami, a nie z tymi
nadąsanymi gwiazdkami, którym tylko kariera i pieniądze w głowie – wyjaśnił, na
co moi przyjaciele ze zrozumieniem pokiwali głowami.
- I zrozumiałeś to dopiero teraz? –
dopytywałam, wciąż nie mogąc w to wszystko uwierzyć. To było zbyt nowe, bym tak
po prostu mogła to zostawić i traktować jak coś normalnego.
- Niektórzy potrzebują znacznie
więcej czasu by zrozumieć, co daje im radość, Nel.
- A panu co daje? – wtrącił Rafe.
- Moja rodzina. Dzieci, żona, to
miasto.
- To takie miłe, tato – odezwał się
Martin, zły wparowując do kuchni – ale teraz muszę ich porwać, by zdążyć
przerobić z nimi materiał na poprawę.
- Powinieneś odrobinę wyluzować,
młody. Tak odrobinkę, wiesz? Inaczej możesz nie dożyć wieku emerytalnego. –
Rafe musiał mu coś powiedzieć, inaczej nie byłby sobą.
- A ty powinieneś wziąć się do
nauki, bo inaczej możesz nie skończyć szkoły średniej. Nie mam zamiaru chodzić
z tobą na jakiekolwiek lekcje, więc proszę, ogarnij swoją dupę, dobra? – rzucił
znacznie ostrzej, niż mogłabym się tego po nim spodziewać.
- Jasne, szefie – powiedział
potulnie Rafe, dodatkowo mu salutując, na co Martin wywrócił oczami. – On mnie
prędzej zabije niż nauczy matmy.
_______________________________________
Gdy Martin w końcu dał nam odpocząć
dłużej niż dziesięć minut, była pora lunchu. Rodzice zabrali Mikey’a na jego
trening, a Nate postanowił zamówić pizzę i zaprosić Lynchów. Oczywiście
musieliśmy się na nią zrzucić, bo okazało się, że mój bliźniak wydał większość
swojego miesięcznego kieszonkowego na imprezy. Martin był z tego powodu więcej
niż niepocieszony, ale pominę to.
- Cześć! – zawołała wesoło Rydel,
która jako pierwsza weszła do naszego domu, zaraz po tym jak Rafe otworzył
drzwi; oczywiście nie obyło się bez marudzenia, dlaczego to on musi to zrobić,
skoro nawet tutaj nie mieszkał. – Dzięki za zaproszenie! Fizzy, Rafe. Hej!
- Hej, Rydel – odpowiedzieli
zgodnie, poczym spojrzeli na siebie ze złością w oczach.
- Słoooooodko – zagruchałam,
obrywając od przyjaciela w tył głowy. – Mamy osiem pudełek wielkiej pizzy i
kilka butelek coli. Oraz, co najlepsze przerwę w ciężkiej nauce.
- Słyszałem, że Martin ostro się za
was zabrał – odezwał się najstarszy z Lynchów, uśmiechając się łobuzersko.
Dokładnie takim samym uśmiechem, jak jego młodszy brat, który patrzył na mnie z
uczuciami, których nie rozumiałam. – Jednak sądziłem, że zaliczyłaś ten egzamin.
Po tym jak Ross mi mówił, że Martin cię uczył do poprawy z jakiegoś testu.
- Ja i matma nie jesteśmy dobrym
duetem. Mamy jakieś spięcia, których nie możemy rozwiązać – przyznałam,
marszcząc nos, na co Riker wybuchł śmiechem. – Śmiej się, śmiej.
- Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś
taka sama, Nela – przyznał, czochrając mnie po misternie zrobionym koczku, na
co fuknęłam. – Więc, gdzie ta pizza? Jestem głodny.
- W salonie. O ile Rafe jej nie
zjadł – powiadomił Martin, zapraszając wszystkich na wyżerkę. Zostałam sama z
Rossem na korytarzu. On wciąż miał na sobie buty, a ja patrzyłam się na niego,
jakby był co najmniej ósmym cudem świata.
- Cześć – odezwał się pierwszy,
lustrując mnie uważnym wzrokiem. – Ładna piżamka.
Wciąż miałam na sobie spodenki i
koszulkę, w której spałam. Nawet nie ubrałam stanika czy skarpetek, tylko
kapcie. Wywracając oczami na jego idiotyczny komentarz, walnęłam go w ramię.
Nie zdołałam jednak się od niego w porę odsunąć, bo mocno przytulił mnie do
siebie, chowając twarz w moje poplątane włosy.
- Cześć, Ross – szepnęłam, oplatając
dłońmi jego talię. – Widzę, że czujesz się lepiej.
- Zdecydowanie – potwierdził,
całując mnie w czubek głowy. W następnej chwili puścił mnie i razem
dołączyliśmy do wesołej gromadki, która na szczęście nie pożarła jeszcze
wszystkich pudełek pizzy. Fizzy spojrzała na nas uważnie, przybierając przy tym
minę, która mówiła jasno „musimy poważnie porozmawiać”. – Masz kłopoty, Nel –
zaświergotał Ross, prosto do mojego ucha, na co przyjaciółka uśmiechnęła
szerzej, zapewne dopowiadając sobie zbyt wiele rzeczy, za które już teraz
miałam ochotę ją uderzyć.
- Gołąbki już przestały wymieniać
ślinę? – palnął Rocky, leżąc na podłodze razem z Nate’m. Obaj patrzyli się na
wielki ekran telewizora, na którym rozgrywał się mecz między FC Barceloną, a
Manchesterem City; czyli pomiędzy Martinem, a Rafe’m.
Czy
ten kretyn wciąż nie nauczył się, że z moim bratem nie gra się w FIFĘ, bo można
polec? I to z kretesem.
-
Czy jedzenie pizzy i leżenie na dywanie jest oby na pewno dobre dla twojego
układu trawiennego? Jeśli się zakrztusisz nie będę cię reanimować – ostrzegłam
go, kradnąc jeden kawałek z pierwszego lepszego pudełka. Rocky spojrzał na mnie
gniewnie, przybierając minę małego, obrażonego na cały świat, dziecka.
- Jeszcze będziesz chciała zrobić za
mnie pracę domową z hiszpańskiego.
- Wówczas to ty będziesz miał
problem, nie ja – zauważyłam, opierając się bokiem o oparcie kanapy, na której
Martin z Rafe’m wyginali się pod dziwnym kątami, przegryzając języki i mamrocząc
coś o swoich piłkarzach, którzy byli bandą niedouczonych idiotów.
Rydel razem z Fizzy rozmawiały o
nowej kolekcji jakieś marki, której kompletnie nie znałam, przeplatając to
wzmiankami o jakiś modelkach czy aktorkach, które widziane były z nowymi chłopakami
czy dziećmi. Riker z Rylandem co chwilę wybuchali śmiechem, gdy któryś z
chłopaków bił drugiego, bo wbił mu gola, wyklinając przy tym cały świat, jego
niesprawiedliwość i czysty fart przeciwnika. Było dokładnie tak, jak zawsze
chciałam by było. Wesoło, bez spięć czy niepotrzebnych dramatów.
- O czym myślisz? – zapytał, stojący
obok mnie Ross. – Wciąż się uśmiechasz.
- Ponieważ jest dobrze i nie chcę by
to się kiedykolwiek zmieniło – odpowiedział, a Martin oczywiście musiał to
usłyszeć, komentując to irytującym „awww” i w tej samej chwili strzelając
Rafe’owi bramkę Messim. – Założyliście się o coś?
- Jak wygram kupi mi zgrzewkę
Mountain Due w puszce – odparł niezwykle tym ucieszony. – Wiele wskazuje na to,
że to się stanie.
- A jeśli byś dziwnym trafem
przegrał?
- Wówczas mam się przefarbować na
niebiesko.
Martin wygrał, Rafe zaczął marudzić
coś o kredycie studenckim i wzięciu pożyczki od krewnych, bo przecież nie było
go stać na zrealizowanie zamówienia Martina, dziewczyny robiły miliony zdjęć
swoimi telefonami, na co Rocky i Nate nie wyrażali zgody, w efekcie czego
zaczęli ganiać za dziewczynami by natychmiast usunęły zdjęcia z nimi. A one
oczywiście nie chciały tego zrobić. Mogłam się tego spodziewać.
- Jesteście bandą idiotek – warknął
zły Rocky, zatrzymując się na środku salonu. Tupnął nogą jak mała rozkapryszona
księżniczka, zakładając przy tym dłonie na piersi, co wyglądało naprawdę
komicznie. Oczywiście nikt w tym pokoju nie byłby sobą, gdyby na ten widok nie
wybuchnął gromkim śmiechem; nawet jego przyjaciel nie został w tyle. – Nie
lubię was – mruknął, wyginając usta w podkowę.
- A ja ciebie bardzo, Rocky! –
zapiszczał inny głos. Bardziej dziecięcy niż któregokolwiek z nas. Odwracając
się w stronę przejścia do pokoju, zobaczyłam moich rodziców razem z młodszym
bratem, który wciąż będąc w ciepłych ubraniach, przytulił się do Rocky’ego, -
Rozchmurz się.
- Och, cześć mały – rzucił do niego,
czochrając po włosach. – Witam – przywitał się z moimi rodzicami, co zaraz po
nim zrobili pozostali. – Jak było na łyżwach?
- Dobrze, trafiłem parę razy do
bramki! Jestem świetnym graczem. Powinieneś przyjść na mój mecz. Jest w
następną sobotę. Możesz wziąć rodzinę.
- Dobrze słyszeć twoją pewność
siebie, mały. Pewnie, że przyjdę. Może nie oberwę krążkiem w głowę, hm?
- Ależ skąd! Przecież wy siedzicie
za tą plastikową przezroczystą ścianą. Nic nie grozi twojej głowie, Rocky.
Będziesz bezpieczny, gwarantuję ci to.
- W takim razie pojawię się –
obiecał, przybijając mu żółwika, co było urocze.
_____________________________________________________________________
Wpatrywałam się w Rossa z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Byłam zbyt mocno poruszona, by cokolwiek
powiedzieć. Blondyn siedział na łóżku w swoim pokoju, mi samej karząc zająć
miejsce przy biurku i słuchać. Zagrał jeden z utworów, który ostatnio
notorycznie puszczany był w radio, Sam Smith „Stay with me”. Piosenka już sama
w sobie była przejmująca i wzruszająca, a on dodatkowo zagrał ją tak, że byłam
kompletnie rozbita emocjonalnie. Oraz zapłakana, chociaż to tylko piosenka, a
ja się rzadko wzruszałam.
- Powinnam cię teraz zabić –
mruknęłam, siadając naprzeciwko niego, opuszkami palców lekko przebiegając po
strunach, które wydały z siebie nieregularny dźwięk.
- Powinienem zacząć uciekać? –
zapytał z żartem, nie przerywając mojej czynności.
- Och, zdecydowanie. Ja nie płaczę,
Lynch.
- Wiem. Dlatego miło widzieć, że
jednak to robisz i to z takiego powodu.
- Dlaczego to wszystko robisz, Ross?
– zapytałam podnosząc wzrok.
- Już ci to mówiłem. Lubię cię
bardziej niż powinienem – powiedział z uczuciem, odkładając gitarę na bok, by
mnie przytulić. – Przemyślałaś moją propozycję wspólnej nauki do poprawy? Skoro
Martin dał wam na dzisiaj spokój z matmą możemy zająć się chemią.
- Możemy – przytaknęłam, wyplątując
się z jego objęć. Z torby wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy i rzuciłam to na
łóżko chłopaka, który spojrzał na wszystko ze śmiechem.
- Widzę, że się przygotowałaś.
- Tylko pod względem zbierania
materiałów. – Oboje położyliśmy na brzuchach, układając przed sobą nasze
zeszyty, podręczniki i jakieś pojedyncze notatki, które mogły okazać się
potrzebne. Prócz tego koło łóżka leżał laptop, w razie gdybyśmy kompletnie już
nie wiedzieli, co robić. – Więc od czego chcesz zacząć, prymusie?
- Nie jestem prymusem – mruknął,
kręcąc głową.
- Oczywiście, to ja mam tylko jedną
poprawę – zironizowałam, spoglądając na jeden z przykładów z podręcznika. – Nie
umiem – powiedziałam pokonana, uderzając długopisem o kartki zeszytu, co
spotkało się z chichotem od strony Rossa. – Zabawne.
- Owszem, nawet bardzo. Szybko się
poddajesz – zauważył, przesuwając podręcznik bliżej siebie i jak gdyby nic,
zaczął tłumaczyć mi przykład. – Teraz pojmujesz?
- Dlaczego masz poprawę skoro to
ogarniasz? Coś mi tutaj śmierdzi, Lynch.
- Jesteś taka spostrzegawcza. – Pokręcił
głową, nie ukrywając przy tym małego uśmiechu, który wykwitł na jego ustach. –
Wróćmy do nauki, a moimi egzaminami się nie przejmujmy, co?
- Czy to możliwe, że specjalnie go
oblałeś by zaciągnąć mnie do swojego pokoju pod pretekstem wspólnego zakuwania
i zdemoralizować mnie? – Dźgając go w policzek, zaobserwowałam jak jego wargi
szerzej się rozciągnęły, na co przegryzłam wargę. – Ty, mały niewyżyty
seksualnie, skurczybyku!
- Hej! Jestem wyższy od ciebie o co
najmniej głowę! – zawołał oburzony, rzucając się na mnie i zaczynając mnie
łaskotać. W tej samej chwili do pokoju weszła jego mama z tacą pełną ciasteczek
oraz dwoma kubkami herbaty. Odstawiła to na biurko, patrząc na nas z uśmiechem.
Zastała Rossa pochylającego się nade mną, z nogami zaplątanymi z moimi i dłońmi
na moim odsłoniętym brzuchu. Puściła synowi oczko, na co chłopak jęknął
przeciągle, wyganiając ją z pokoju. – Ona za dużo czasu spędza z Rydel.
- W końcu to jedyne kobiety w domu,
muszą się trzymać razem. Wciąż masz zamiar mnie obmacywać czy może wrócimy do
lekcji?
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Nelą? –
zapytał, udając szok i niedowierzanie, za co oberwał ode mnie w potylicę.
Patrząc mu w oczy przypomniałam sobie słowa, które wypowiedział wczorajszego
dnia, a które mimo wszystko nie chciały mnie opuścić.
- Co miałeś na myśli mówiąc
„dlaczego on dał sobie z tobą spokój”?
- Hm? Ja tak powiedziałem? – Udając
głupiego, podszedł do tacy z ciastkami i jedno wepchał sobie w całości do ust.
– Niby kiedy? – dodał, a kruche kawałki opadły na dywan.
- Wczoraj, między jednym pawiem, a
drugim. Powiedz mi.
- Nie ma o czym mówić, Nela. Byłem
chory i zmęczony ciągłym wymiotowaniem. Gadałem bzdury. Nie powinnaś sobie
zawracać tym swojej rudej główki.
- Ross, kręcisz coś. Gdyby to nie
było nic, nie unikałbyś odpowiedzi. O co chodzi?
- Powiem ci, ale ty też musisz mi
coś powiedzieć.
- Cokolwiek – rzuciłam lekko,
odrywając kawałek ciastka, który powoli wsadziłam sobie do ust i w porównaniu
do chłopaka, nie nakruszyłam dookoła. – Więc?
- Austin dał sobie z tobą spokój,
twierdząc iż lepiej będzie jak to ja się tobą zajmę.
- Zajmiesz? – podłapałam, kompletnie
zbywając pierwszą część zdania. Może właśnie o to mu chodziło, gdy minęłam go
na stołówce. Może bił z myślami odnośnie mnie i tego wszystkiego. Albo mógł
mieć gorszy dzień, który zdarzał się każdemu. Nie miałam jednak zamiaru się tym
przejmować. Austin nie należał do grona moich najbliższych. – W jaki sposób
miałoby wyglądać to zajmowanie się, panie Lynch? – spytałam kokieteryjnie,
jedząc pozostałą część przekąski.
- Jeszcze tego nie odkryłem –
przyznał wzruszając ramionami, na co ja wywróciłam oczami. – Zbytnio nie
przejęłaś się tym, że Austin miał na ciebie oko, ale…
- Mówiłam ci, że był moim marzeniem,
ale zawsze poza zasięgiem. Jest dobrze tak jak jest. Jesteśmy znajomymi ze
szkoły, on zalicza się do grona kumpli Martina. Nie musimy tego roztrząsać. Co
z twoimi pytaniem?
- Dlaczego właściwie, po wyleczeniu
kontuzji, nie wróciłaś do jazdy na łyżwach?
- Ponieważ – zaczęłam, przegryzając
wargę. - To nie ma nic wspólnego z psychiką. Nie cierpię na żaden zespół stresu
pourazowego ani nic w tym stylu. Po prostu łyżwiarstwo nie było tym, co
chciałam robić zawsze. Traktowałam to raczej jak przygodę. Byłam na etapie
próbowania wielu rzeczy i łyżwiarstwo było tylko kolejnym punktem.
- Żałujesz tego?
- Nie. Lubiłam jeździć na łyżwach,
ale nie byłam w to zaangażowana tak mocno, jak na przykład ty w granie w
zespole i w koszykówkę albo Martin w piłkę nożną. Było okej, ale bez zbędnego
szału.
- Dlaczego teraz unikasz wejścia na
lód?
- Nie unikam. Po prostu nie chcę
jeździć. Wolę obserwować jak robi to Mikey. Jest naprawdę dobry i wierzę, że
pewnego dnia zostanie powołany do reprezentacji.
______________________________________________________
Aloha, misie!
Witam Was w dwunastym dniu marca. Jak się macie?
Chcę już wiosnę, słońce o 4 rano i nosić tenisówki.
Mam dość ciągłych wahań temperatury - chłodu nad ranem i ciepła po południu.
Ale mniejsza z tym. Już niedługo, wow!
Co sądzicie o 12 rozdziale? Może być czy jest wręcz przeciwnie?
Mam nadzieję, że nie jest fatalnie ;)
Pozdrawiam Mikę, której bloga w końcu nadrobiłam, woohoo!
Ściskam Was mocno, maluchy!
- matrioszkaa! xx
Matrioszko moja droga, uwielbiam Twojego bloga każdym włókienkiem mojego ciała! :D
OdpowiedzUsuńPokłony i brawa za to, jak subtelnie i delikatnie zmieniasz relację Rossa i Neli. Wszystko jest takie prawdziwe i poukładane.
Nie żadne nierealne hejty przez osiem rozdziałów i chędorzenie za szopą w dziewiątym. W dziesiątym lovka forever i ślub. Nienawidzę tego.
U Ciebie akcja idzie krok po kroczku, w dodatku ukazując przy tym resztę bohaterów.
Rafe i Fizzy - wielbię ten duet.
A mały Mikey kupił mnie całkowicie swoimi bezbłędnymi komenatrzami.
Wisisz mi za proszek, bo robiąc gimbusiarskie "awww", podczas czytania sceny w pokoju Rossa, zapomniawszy, że mam zupę w ustach.
#smuteczek #szejmonmi #zupatakagoraca
Boję się kolejnych rozdziałów, bi na blogach bywa tak, że jeśli coś jest dobrze, to zaraz się zjebie.
I ja będę płakać, wpieprzać Breakaway'e na poprawę humoru (batoniki czekoladowe z mielonymi migdałami, love) i przytyję 9383833 kg. I będę jeszcze bardziej płakać, i wpadnę w depresję, rozbiję kolejne auto nauki jazdy, stracę majątek na dodatkowe lekcje, nigdy nie zapamoętam brytyjskiego kodeksu i moje życie będzie smutne i tragiczne, i umrę na weltschmerzen.
Także ten, no, daj mi się pocieszyć Rossem i Nelą, bo to zdecydowanie moja ulubiona para z blogów o arfajf.
Boże, pokłony, dziewczyno! Ja wymiękłam na czwartym rozdziale i stwierdziłam, że pieprzę, nie czytam, jak czegoś nie pamiętam, to pytam Raff. XD
Hugs and kiss,
Mika
Szlag, *chędożenie, brytyjska klawiatyra usuwa mi polskie znaki. Szmata.
UsuńHej, matrioszkoo :D
OdpowiedzUsuńJejku, kolejny świetny rozdział. Nie wiem, jak Ty to robisz. Mogłabyś oddać trochę talentu.
Chyba razem z Nelą będę musiała pisać poprawki i obie ledwo radzimy sobie z chemią XD Uwielbiam jej postać. Jest naturalna przez co mogę się z nią utożsamiać. I Martina uwielbiam. Biedaczek, ma okropnych uczniów.
Świetny opis chłopaków grających w FIFĘ. Nie umiałabym tak dokładnie tego opisać. W ogóle Twoje opisy wymiatają. Można sobie wszystko dokładnie wyobrazić. A przy tym nie przeginasz z nimi i nie piszesz dwóch stron w Wordzie bez dialogów.
Rocky - mała rozkapryszona księżniczka. JAK MOŻESZ? To jest waleczny książę. Idealna idealność, mój mąż numer 2. Tak baaardzo go koffam <3
A Ciebie koffam, bo o nim napisałaś. Zabawnie, ale nie zrobiłaś z niego całkowitego debila, jak robi to większość blogerek. Oczywiście, rozumiem, że one nie mają Twojego talentu, no ale... Można się postarać. Matko, znowu się rozwodzę nad rolą Rocky'ego w blogowych historiach. Wybacz.
Ross, bierz łapska z Neli, dobrze ci radzę. Nela ma być z Austinem, iż gdyż ponieważ Austin jest DFUEGFOIEGOFHSALJKVDUOFHWUH Ups, caps się włączył. Ale tak, taki właśnie jest Austin. Pewnie jestem jedyną, która go shippuje z Nelą. Norma, ja zawsze wszystko robię na odwrót.
JA TEŻ CHCĘ WIOSNĘ. Jednego dnia było tak pięknie, a następnego temperatura poniżej 0. Ugh!
Giw mi mor Riker C: Riiiikeeer *.*
Tak bardzo nie chcę jutro iść do szkoły. Niech mnie ktoś uratuje, bo widzę, że już mi odwala. Pójdę już sobie, bo nie potrafię napisać niczego bardziej sensownego.
Kocham Twojego bloga <3
Do następnego!
xoxo
~Liv~
Hej haj heloł! :3
OdpowiedzUsuńMam fazę "pożarłam pół tabliczki czekolady, woho!" tak więc z góry przepraszam za wszelakie niezrozumiałe, bezsensowne, lub głupie treści w tym, co pragnę napisać poniżej.
Już Ci to chyba pisałam, ale uwielbiam Nelę. Jej podejście do życia, charakter i gust. Ta postać jest wspaniała i miło się czyta jej myśli, oraz to, jak postrzega świat. :3 Nie wspominając już o jej scenach z Rossem, w których widać, że coś jest na rzeczy, ale nie ma się też ochoty puścić kolorowego pawia na ekran, spowodowanego tą słodyczą. Ich rozmowy i gesty są po prostu idealnie wpasowane w coś pomiędzy tymi dwoma odczuciami :)
Intencje Rossa w związku z poprawą z chemii również były niczego sobie ^^
Też tak chcę, ugh. Albo nie. Przecież chłopcy są głupi. Co nie zmienia faktu, że każdy czasem marzy o przeżyciach podobnych do tych, które opisujesz ty. c:
Cornelia, Félicité, Rafael.
Się dobrali, nie ma co. ^^
Rozdział mi się podobał, nawet bardzo. :D
I w pełni się z Tobą zgadzam, niech już będzie wiosna. Zimę lubię, ale taką porządną i ze śniegiem, a nie to, co jest teraz. Czyli właściwie plucha i to tyle w temacie. A jak przyjdzie wiosna, to przynajmniej będzie można chodzić w trampkach i nikt nie będzie się czepiał, że zła pora roku na to. ^^ Mhm. :3
~JuLien :3
Niedawno znalazłam twojego bloga i tak się wciągnęłam , że zarwałam nockę, by go przeczytać :D
OdpowiedzUsuńNiesamowicie piszesz. Ja ponoć też dobrze piszę, ale z pewnością nie dorównuje tobie.
Życzę weny i czekam na nexta C: