niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 9 | Poważny dwunastolatek.



            - Nel?! – Ross krzyknął z niedowierzaniem, lustrując mnie wzrokiem. Wzdychając pod nosem na jego idiotyczne zachowanie, kiwnęłam głową. – Nie wierzę! Nie wyglądasz jak Nel, którą znam! Tamta jest… cóż, twoim całkowitym przeciwieństwem.
            - Mam w nosie, co sądzisz, Lynch. Idę stąd – oznajmiłam, ruszając w kierunku szatni. Jednak nim zdołałam zrobić chociażby dwa kroki, on złapał mnie za nadgarstek, przyciągając mnie do siebie, przez co zderzyłam się z jego klatką piersiową. Musiałam niechętnie przyznać, że ten typ pachniał całkiem nieźle. Jak mieszanka delikatnej woni z czymś mocniejszym, agresywnym. – Co to miało być?!
            - Chyba nie myślisz, że tak po prostu puszczę cię do domu w czymś takim?
           - Chyba nie myślisz, że tak po prostu zostanę tutaj w czymś takim? – zakpiłam, posługując się jego słowami. Ross pokiwał twierdząco głową i bez ostrzeżenia pociągnął mnie na parkiet. Do tych wszystkich spoconych ciał, które ruszały się z klasą, rytmem i dźwiękiem.
            Czyli czymś, czego ja nie posiadałam.
            - Ross, wyrwij sobie jakąś pannę i z nią tańcz. Ja nie chcę tutaj być.
            - Musisz się wyluzować, kochanie – szepnął mi na ucho, wywołując tym samym u mnie ciarki.
           - Jestem wyluzowana – oznajmiłam z powagą, splątując dłonie na piersi, gdy ten wykonał biodrami ruch, który z pewnością miał być zmysłowy. – Ale ja nie tańczę.
            - Pora to zmienić. Ufasz mi? – zapytał całkowicie poważnie, patrząc mi przy tym prosto w oczy. Po kilku sekundach pokiwałam twierdząco głową, co przyjął z szerokim uśmiechem. Jego dłonie szybko znalazły się na moich biodrach, wprawiając je w ruch, zapewne po to bym dłużej nie stała jak kołek na środku parkietu. – Wczuj się w muzykę. Dokładnie tak samo, jak podczas uprawiania jogi.
            - Joga nie polega na kręceniu tyłkiem i wąchaniu spoconych ciał - zakpiłam, na co Ross się zaśmiał.
            Oczywiście, że się śmiał.
            - Nikt ci nie każe ich wąchać. Daj się ponieść emocjom, Nela. Chwili, dźwiękom, uczuciom – dodał ciszej, nieprzerwanie patrząc mi w oczy. – Jak się czujesz?
          Nasze ciała współgrały ze sobą. Kroki dopełniały się, lgnęłam do niego niczym ćma do światła. Pragnęłam by nie przestawał błądzić swoimi dłońmi po moim ciele, okrytym jedynie w cienki materiał sukienki. Nie uciekałam spojrzeniem od jego brązowych tęczówek, wpatrujące się tylko we mnie, jakbym była jedyną osobą na parkiecie. Nie miałam ochoty by ukręcić mu kark czy powiedzieć coś złośliwego, jak to miałam w zwyczaju.
            Było zupełnie inaczej niż zawsze.
            Niż kiedykolwiek wcześniej.
           - Dziwnie – przyznałam szczerze, pozwalając mu by odwrócił mnie plecami do siebie.
           - Jak bardzo dziwnie?
          - Za bardzo. – Ross okręcił mnie wokół mojej własnej osi, po czym wpadłam prosto w jego ramiona, zostając przy tym obdarowana jego uśmiechem. – Jakbyśmy to nie byli my.
          - Ale to jesteśmy my. – Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć jak bardzo jest pewny siebie. – Wciąż chcesz wracać do domu?
           - Tak – powiedziałam w chwili, gdy kawałek zmienił się na jeszcze bardziej nieznośny. – Ty możesz tutaj zostać.
            - A jak później wrócę do domu?
            - Taksówką?
            - A pożyczysz mi kasę?
            - A oddałbyś?
            - Może kiedyś.
        - Wciąż mi wisisz za paliwo – oznajmiłam, razem z Rossem podając nasze numerki mężczyźnie w szatni. Gdy byliśmy już ubrani wyszliśmy z klubu. Szybkim krokiem przemierzyłam parking, byleby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym wnętrzu samochodu, słysząc przy okazji chichot Lyncha zza plecami. – Ciekawe jak ty byś się czuł, gdyby twoje nogi zamarzały.
            - Właściwie dlaczego się tak wystroiłaś?
       - Bo mam durnego przyjaciela, który dla swojej dziewczyny przyjechał tutaj, by sprawdzić czy wszystko z nią w porządku, przy okazji wciskając mnie w to, bym wyglądała na starszą. – Odpaliwszy silnik, podkręciłam ogrzewanie na tyle mocno bym nie zamieniła się w sopel lodu. – A ty? Co tutaj robiłeś?
         - Przyjechałem z kimś – powiedział zdawkowo, patrząc w otaczający nas mrok, podczas gdy ja próbowałam nie zasnąć zza kółkiem i nie władować nas do żadnego rowu. Byłam coraz bardziej śpiąca, zziębnięta i skłonna do zamordowania Rafe’a za ten pomysł z przyjazdem do klubu. Chciałam już znaleźć się w swoim łóżku, pełnym niepotrzebnych rupieci i kilkoma ulubionymi poduszkami, które miałam jeszcze z czasów bycia małą dziewczynką. – Udało ci się. – Szept jakim przerwał panującą między nami ciszę był głośny, wyraźny i donośny. Usłyszałam go doskonale, chociaż sądząc po tonie jakim to powiedział, nie chciał bym to dosłyszała.
            - Co takiego?
            - Wyglądać na starszą – dopowiedział zmieszany.
            - Na jak bardzo starszą?
            - Około dwudziestki. To pewnie przez makijaż.
            Albo krótką sukienkę, przez którą widać mój tyłek. 
_________________________________________________________

          - Siostroooooo! – krzyknął ktoś nad moim uchem, dokładnie w chwili, w której celowałam bumerangiem w fioletową głowę Rafe’a. Zapewne po to by zemścić się na nim, za miniony wieczór. Jęknąwszy coś bez wyraźnego sensu, przekręciłam się na bok, spadając przy tym z łóżka, co osoba przebywająca w pokoju, skomentowała głośnym śmiechem.
            - Pieprzone łóżko – warknęłam pod nosem, z grymasem otwierając zaspane oczy.
       - Pieprzona szkoła, pieprzone wczesne wstawanie i pieprzony egzamin – dodał od siebie intruz. Dźwignąwszy się na łokciach zobaczyłam Nate’a leżącego na łóżku, całkowicie ogarniętego i bawiącego się moim telefonem.
            - Pieprzony cud – westchnęłam do siebie, co oczywiście musiał usłyszeć. Przerywając na moment to jakże ciekawe zajęcie, spojrzał na mnie, szczerząc się od ucha do ucha, jak psychopata. – Co ty robisz w moim pokoju? Nie masz swojego łóżka?
            - Mam, ale o szóstej trzydzieści zostałem z niego brutalnie wykopany. Twój brat ma cholernie mocnego kopa.
           - Który brat? Mam trzech – przypomniałam mu, niechętnie wstając z podłogi. Nawet ona o tej porze była wygodniejsza niż pionowa pozycja, w której będę musiała wytrzymać kolejnych kilka godzin.
          - Ten średni. Bezczelnie mnie obudził, podniósł do góry rolety i dosłownie wykopał mnie z ciepłego łóżka.
         - I ty w zamian postanowiłeś zrobić dokładnie to samo mi? – zapytałam, przeglądając ubrania leżące na jednym z foteli, na który Martin zawsze rzucał wyprane rzeczy.
         - Coś za coś, siostrzyczko. Poza tym mamy już siódmą dwadzieścia. Spałaś o pięćdziesiąt minut dłużej niż ja. Może i pozwoliłbym ci jeszcze pospać, ale twój brat zagroził mi, że jeśli cię nie obudzę, porwie mojego iPoda. A sama wiesz ile on dla mnie znaczy.
           - Yeah, jest dla ciebie prawie jak dziecko.
           - Cieszę się, że to rozumiesz! – wołając donośnie, podniósł do góry kciuk. – Ani mi się waż zakładać tej bluzy! – krzyknął nagle, wyrywając mi przedmiot z dłoni. – Wyglądasz w tym jak w worku na ziemniaki. To jest dobre jak masz spędzić dzień w domu, a nie na zajęciach wśród bandy nastolatków, dla których wygląd jest najważniejszy.
            - Nie obchodzi mnie to, Nate. Oddaj mi to, bo ponownie dostaniesz kopa w dupę.
           - Nic z tego, siostro. Pozwól, że sam ci coś wybiorę. – Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wszedł do garderoby nucąc pod nosem jakąś wesołą melodię.
            - Dlaczego właśnie dzisiaj?
            - Bo zobaczymy się dopiero wieczorem. Chcę zrobić dla ciebie coś miłego, byś miała o czym myśleć przez cały dzień.
            - Znowu koza? Co właściwie nabroiłeś, że musisz w niej zostać?
        - Jakby ci to powiedzieć? – Nate podał mi biały top i koszulę z długim rękawem w szaro-czarną kratkę. – Wicedyrektor przyłapał mnie jak zrzucałem na pierwszaków balony z wodą. Stary piernik kompletnie nie zna się na żartach.
            - Skąd ci przyszło do głowy by zrobić coś tak dziecinnego?
          - Kolejna? – jęcząc z niezadowolenia, wcisnął mi granatową spódniczkę i beżowy sweter. – Po prostu mi się nudziło i chciałem się jakoś rozerwać. Hm, jeszcze to – dodał, rzucając mi na głowę czarne rajstopy i jasne podkolanówki zakończone uroczą kokardką. Była to jedna z rzeczy, które kiedyś kupiła mi Fizzy. – Idealnie. Zrób sobie jeszcze warkoczyki i delikatny makijaż, a będziesz uroczą licealistką.
            - Czyżby Holly zaraziła się miłością do mody?
            - Sam nie wiem. W jej pokoju wala się tona różnych magazynów. Seventeen, Teen Vouge, Cosmopolitan, Elle. Czasami, jeśli muszę na nią czekać, coś przejrzę. Nie mów o tym nikomu, co? Nie chcę by ludzie plotkowali. Wystarczy, że ty jesteś ich ulubionym tematem.
            - Jesteś wredny.
            - Nie mniej od ciebie, siostro. Jeśli wyrobisz się w dwadzieścia minut, podwiozę twój zgrabny tyłek. A jeśli nie, będziesz jechać sama.
            - Po moich kumpli też zajedziesz?
            - Jeśli mi zapłacisz.
           - Czy wspomniałam już, że jesteś wredny? – zapytałam retorycznie, ale Nate już mi nie odpowiedział, tylko wyszedł z pokoju trzaskając przy tym drzwiami.
            Standardowo.
            - Zmarzniesz. – Było to pierwsze, co powiedział tata, gdy zobaczył mnie niespełna piętnaście minut później, kiedy zaszczyciłam rodzinę swoją osobą. Zamiast standardowego „dzień dobry” albo „powodzenia na egzaminie” ten poinformował mnie o czymś, z czego doskonale zdawałam sobie sprawę. – Mówię poważnie, Nela. Jest zimno.
            - Jadę samochodem. Dam radę – zarzekłam się, chociaż byłam gotowa pójść na górę i ubrać spodnie, jeśli tylko kazałby mi to zrobić. Ale nie kazał.
            - Dla kogo się tak odstawiłaś? Austina? Rossa? - Martin nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił od siebie kilku groszy. – Ty nie znosisz spódniczek.
            - Twój brat kazał mi ją założyć – mruknęłam, chociaż ta wymówka była jedną z najgorszych jakie mogłam powiedzieć.
            - Wmawiaj sobie. Tak naprawdę w głębi siebie cieszysz się, że pokażesz nogi.
            - Pokazałam je ostatniego wieczoru i omal ich nie straciłam przez odmrożenie.
            - I dlatego dzisiaj powtarzasz ten sam błąd – podsumował poważnym tonem, wciskając sobie do ust porcję czekoladowych płatków. Nie odpowiadając już na to, wyjęłam z lodówki puszkę swojej herbaty i zajęłam miejsce obok Mikey’a, który bez słowa przesunął w moją stronę miseczkę z niedokończoną owsianką.
            - Nie żartuj, Mikey. Ta porcja była mała, nawet jak na ciebie – zauważył Martin, patrząc na młodszego brata z niedowierzaniem.
            - Już się najadłem – oznajmił, zakładając dłonie na piersi.
          - Czyżbyś przed śniadaniem zjadł paczkę żelek? – strzeliłam, a widząc jak uciekł wzrokiem, przybiłam sobie mentalną piątkę. – I wszystko jasne.
            - Ile razy ci mówiłem, żebyś nie jadł słodyczy przed śniadaniem, Miki?
            - Ale, tato… One mnie wołały. Nie umiałem się im oprzeć.
            - W zamian masz zjeść cały lunch. – Podając synowi pudełko z jedzeniem, posłał mu spojrzenie, z którym nie należało dyskutować, bo było się skazanym na porażkę. – Jeśli zostawisz chociaż odrobinę, dostaniesz zakaz na słodycze. Zobaczysz.
               - Tak jest – wymamrotał pokonany, chowając pudełko do swojego plecaka.
           Kilka minut później zebraliśmy się wszyscy do wyjścia. Jednak nie bylibyśmy sobą, gdyby nie okazało się, że któreś z nas czegoś zapomniało. Tym razem osobą, która musiała się wracać do swojego pokoju był Nate, gdyż przypomniał sobie o zostawionym na biurku eseju na angielski oraz o jakieś dodatkowej pracy z chemii.
            Zaoszczędziłam także parę dolarów, które musiałabym stracić gdyby jednak Nate pojechał po moich przyjaciół. Według tego, co napisała mi przyjaciółka, jej ojciec wspaniałomyślnie podrzucił ich do szkoły. Brat był tym niepocieszony, bo już planował, co kupi sobie za moje pieniądze.
            - To na razie, dzieci – zawołał nasz kierowca, gdy tylko zaparkował przed szkołą. Niemalże w biegu opuściliśmy samochód, bo tak bardzo śpieszyło mu się do swoich kumpli i dziewczyny. Chwilę po nim zostawił mnie także Martin, który widząc Ally i Austina, dołączył do nich, rzucając przez ramię „powodzenia”.
            - Wyglądasz jakbyś najadła się cytryn na śniadanie – usłyszałam za sobą, przez co omal nie wyzionęłam ducha. – A teraz masz minę mówiącą, że napędziłem ci niezłego stracha.
            - Przestań kpić z ludzi, Lynch – warknęłam, skupiając się na zachowaniu resztek normalności. – I nie interesuj się mną. Poszukaj Kiry czy kogokolwiek innego.
            - Dlaczego unikasz mojego spojrzenia? – Nerwowo przygryzłam wargę, gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co właściwie robię. Zamiast patrzeć na niego, jak to czynią normalni ludzie podczas rozmów z innymi, ja wpatrywałam się w ziemię, modląc się by sobie już poszedł. – Czy coś niepokoi, Cornelio? – szepnął prosto do mojego ucha, sprawiając, że czas zatrzymał się w miejscu, ludzie przestali się liczyć, a gęsia skórka pojawiła się dokładnie tam, gdzie jego oddech zetknął się z moją skórą.
            - Wszystko w porządku – mruknęłam, zerkając na niego przelotnie. To jednak wystarczyło by wczorajsza noc wróciła. By jego dłonie znowu pojawiły się na moim ciele. By dudniąca muzyka przepływała przez moje uszy. By jego zamglone spojrzenie przewiercało mnie na wylot. – Cześć.
            - Dobrze ci w granatowym, Nela! – zawołał za mną, gdy odwróciłam się na pięcie by w końcu wejść do szkoły i spuścić go z oczu. Byłam pewna, że jego krzyk spowodował, że znajdujący się na zewnątrz uczniowie, spojrzeli na mnie spod byka.
            Ja sama bym tak na siebie spojrzała.
            - Nela! Jesteś nareszcie! Ten czub nic mi nie chce powiedzieć! – Ledwo znalazłam się obok moich przyjaciół, Fizzy zaatakowała mnie krzykiem, nie dając nawet w spokoju wziąć książek. – Gdzie byliście i dlaczego ja nic o tym nie wiem, huh?
            - A gdzie niby mieliśmy być? – Rafe nieudolnie grał głupka, a ja mogłam jedynie na jego słowa wywrócić oczami.
            - Rafe odgrywał rolę nadopiekuńczego chłopaka, przez co zabrał mnie do Heaven, wcisnął w sukienkę i szpilki. Później został tam razem z Lauren, a ja wróciłam do domu. Cała historia – wyjaśniłam wszystko, czując jak przyjaciele wbijają we mnie swoje spojrzenie.
            - Chyba zapomniałaś o jednej rzeczy, Nela – odezwał się chłopak, którego chwilę wcześniej zostawiłam na parkingu. Odwracając się do niego przodem, posłałam mu lodowate spojrzenie, na które jednak w ogóle nie zareagował. – Spotkała mnie tam…
            Miał coś jeszcze dodać, kiedy koło nas na deskorolce przejechał jeden z jego braci. Rocky wymachiwał dłońmi, wołając na pomoc mojego bliźniaka, który jechał tuż za nim. Lynch wyglądał na przerażonego, chociaż sądziłam, że wszyscy w tej rodzinie, łącznie z Rydel, umieli jeździć na deskorolce. Nate w porównaniu do niego zachował całkowitą pewność siebie, z gracją wymijał uczniów, a przejeżdżając obok nas, uśmiechnął się szeroko i pokazał kciuka.
            - Będzie miał kolejne kłopoty – mruknęłam pod nosem, z hukiem zamykając szafkę. Zanim Fizzy zdążyła zareagować, udałam się na chemię, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Lyncha. – Nikt ma się nie dowiedzieć o tym, co się w nocy wydarzyło, rozumiesz?
            - Dlaczego? – Uśmiechnął się w ten swój denerwujący sposób, za który miałam ochotę urwać mu głowę. – Wstydzisz się czegoś, Nela?
          - Ten wieczór był przypadkowym wydarzeniem. Nie powinien się powtórzyć. Poza tym jesteś w cholernym związku, więc dlaczego miałbyś chcieć mówić wszystkim dookoła gdzie i z kim byłeś? Ja nie chcę znowu być bohaterką plotek z tobą w roli głównej. Pozwól mi w spokoju skończyć szkołę, Ross i nie wracaj do tego. Najlepiej będzie jak zapomnisz.
            - Ale ja nie chcę zapomnieć – szepnął, pochylając głowę także nasze spojrzenia były na jednym poziomie. Czułam na twarzy jego oddech i zapach perfum. Dokładnie widziałam jaśniejsze plamki na jego czekoladowych tęczówkach oraz ostatnie oznaki po trądziku. Czułam go niemalże tak samo mocno, jak w nocy. I bałam się tego uczucia. – Nie chcę zapomnieć, bo to była najlepsza noc w moim życiu, a nawet nie znaleźliśmy się w sypialni. Nie obraziłabym się gdyby to się powtórzyło, Cornelio.
            - Dlaczego? – wydusiłam, z trudem nad sobą panując. Czułam jak moje dłonie z jakiegoś dziwnego powodu pociły się, a w brzuchu pojawił się nieznany ścisk. – Czemu to mówisz?
            - Kto wie? Może ma to jakiś głębszy sens, a może zwyczajnie się z ciebie nabijam?
            - Jesteś kretynem, Lynch.
            - Bywa, Roberts. – Wzruszając niedbale ramionami, wszedł do klasy chemicznej, zostawiając mnie całkowicie osłupiałą.

______________________________________________________________

            Nate i Rocky za jazdę na deskorolce po korytarzu oraz, jak się dowiedziałam po któreś lekcji, także ze schodów, zostali skazani na dwugodzinną kozę i pomoc na szkolnej stołówce. Obaj jednak nie wyglądali na przygnębionych z tego powodu. Serwując uczniom lunch i licząc należności, bawili się równie dobrze, co podczas jazdy. Tryskali humorem, rzucali żartami, przy okazji nic sobie nie robiąc z uwag nauczyciela historii, który podczas lunchu musiał ich pilnować. Widać było, że czas liceum było dla nich dobrą zabawą, bez miejsca na smutek, ból, strach czy przejmowanie się czymkolwiek. Brali życie garściami, nie chcąc niczego żałować. Zazdrościłam im tego.
            - Co się z tobą dzisiaj dzieje, Nela? – zapytała Fizzy, gdy wracałyśmy po lekcjach do domu. Rafe odłączył się od nas zaraz po opuszczeniu terenu szkoły, wyjaśniając, że umówił się z Lauren. – Przez cały dzień jesteś zamyślona, błądzisz gdzieś myślami i nawet nie zwróciłaś uwagi na to, że mieliśmy egzamin. Dopiero profesor musiał cię ściągnąć na ziemię. Marnie widzę twoje zaliczenie.
            - Istnieją poprawy, Fizz – przypomniałam jej, stając w miejscu, gdy znalazłyśmy się pod domem dziewczyny. – Wszystko jest w porządku.
            - Nie, nie jest. Znam cię, pamiętasz? Jesteśmy przyjaciółkami. Siostrami.
            - Nie musisz się o mnie martwić.
         - Jeszcze się nie martwię. Chcę mieć pewność, że w razie problemów wiesz, że możesz do mnie przyjść. – Kładąc mi dłonie na ramionach, uśmiechnęła się szczerze. – Jesteś jedną z tych osób, które problemy albo zamiatają pod dywan, albo same starają się je rozwiązać. Chciałabym byś przyszła do mnie gdyby coś nie dało ci spokoju. Byś nie uciekała ode mnie, tylko powiedziała co cię trapi. Proszę, Nela.
            - W porządku, Fizzy. Gdy sama nie znajdę wyjścia z sytuacji, nawiedzę cię.
           - Więc będę czekać. A teraz zmiataj do domu, wystrój się jak należy i ubierz swój najlepszy uśmiech. Dzisiaj zapominamy o szkole, egzaminach i przyszłości. Bądź u mnie o siódmej. – W podskokach udała się do domu, machając jeszcze do mnie nim nie zamknęła za sobą drzwi. To właśnie była cała Fizzy, od poważnego tematu w mgnieniu oka potrafiła przejść do błahego.
            Dzisiejszego wieczoru czekała nas impreza u Austina. Chłopak wyprawiał jedną po każdym minionym semestrze, zwieńczając tym samym naukę i zrywanie nocy do egzaminów. Na całonocnej zabawie obowiązywała jedna ważna zasada: żadnych rozmów o szkole i przyszłości. Zapominany o otaczającym nas świecie i bawimy się, jakby jutra miało nie być. Właściwie nie byłam fanką imprez, a całonocnych tym bardziej. Miałam w planach urwanie się około drugiej, by nie patrzeć na tłum pijanych nastolatków, próbujących uprawiać seks w różnych zakamarkach domu.
            - Jestem głodny – jęknął Mikey, gdy ledwo zamknęłam za sobą drzwi i ściągnęłam kurtkę. Brat stał w progu kuchni trzymając się za brzuch z niemalże błagalnym wyrazem twarzy. – Tata wyszedł jakiś czas temu i nawet mi pizzy nie zamówił.
            - Zapomniałeś jak to się robi? – mruknęłam, rzucając buty w kąt.
          - Moje kieszonkowe się skończyło, więc nie miałbym jak zapłacić. – Podążył za mną do pokoju, gdzie tylko chciałam zostawić torbę. – Więc? Zamówisz coś?
            - W lodówce nie ma nic do odgrzania? Jakiś resztek z wczorajszej kolacji?
            - Tylko zapiekane warzywa. One są okropne.
            - Zdrowe – poprawiłam go, wracając na dół. – Pizza czy coś innego? – zapytałam, wpatrując się w ulotki restauracji wiszące na lodówce. – Może chińszczyznę?
            - Sobie to zamów. Ja chcę pizzę, cztery sery. I coś do picia.
            - Herbaty byś się napił, a nie się colą trujesz.
            - Nie bądź taka przemądrzała.
            Dwadzieścia minut później siedzieliśmy w salonie z naszym jedzeniem. Brat pochłaniał swoją pizzę z wielkim zapałem, zupełnie jakbym za chwilę miała mu ją zabrać i komuś oddać. W tle grał telewizor, Disney XD puściło właśnie jedną z nielicznych bajek, które Mikey lubił, Fineasza i Ferba. W tym momencie mogłabym wyjść z pokoju, a on z całą pewnością by tego nie zauważył. Jednak powstrzymała mnie przed tym jego nagła wypowiedź.
            - Myślę, że jak tata jest w domu, to nie może sobie znaleźć miejsca.
            - Skąd to stwierdzenie?
            - Tutaj, w Littleton jest samotny, wiesz? – Brat spojrzał na mnie z smutnym wyrazem twarzy, jakby za moment miał się rozpłakać. – Jego przyjaciele są w ciągłych rozjazdach, my chodzimy do szkoły, a kiedy on ma wolne, nie wie co ze sobą zrobić. Potrzebuje pracy by wiedzieć, że robi coś potrzebnego i by mieć zajęcie.
            - Ale… kiedy jest tutaj, tylko wtedy czujemy, że mamy tatę.
            - Ty tak czujesz, Nel. Ja wolę, gdy tata jest szczęśliwy niż smutny. A jeśli praca przynosi mu radość, to w porządku.
            - Czy kiedy go nie ma, nie czujesz smutku?
            - Pozostaje mi świadomość, że robi to co lubi. W Littleton, bez mamy i pracy, mniej się uśmiecha. I nawet nasze towarzystwo mu nie pomaga. Myślę, że on niedługo znowu gdzieś poleci.
            - A my znowu będziemy sami.
            - Ale on będzie szczęśliwszy. 




______________________________________________

 Cześć. 
Pamiętacie mnie jeszcze? Mam nadzieję, że tak. A jeśli nie, to zawsze możecie poznać na nowo, prawda? Mam dla Was, chyba, dobrą wiadomość.  Jeśli nie możecie się doczekać jakiś głębszych scen między Rossem, a Nelą to już w 10 rozdziale spotkacie jedną z nich. Będzie impreza, zabawa, kilku chłopaków i możliwe, że odrobinę zazdrości ;)

Jeśli są w tym rozdziale błędy, to przepraszam.

Mam nadzieję, że Wam się spodobał. 

Ściskam Was mocno.

- matrioszkaa! xx

15 komentarzy:

  1. Heya, matrioszkoo!
    Powiem Ci szczerze, że poprawiłaś mi humor tym rozdziałem. Potrzebowałam pozytywnej energii, ot co. Nie jestem pewna czy dam radę nabazgrać coś długiego. Spróbuję! (Jeśli nie -wybacz. Staram się!)
    Okey, to chyba jeden z moich ulubiobych rozdziałów, serio. Nie żeby chodziło mi o sytuację Ross - Nela z początku rozdziału.
    Mój ulubiony fragment to ten, w którym Fizz mówi, że Nela zawsze może do niej przyjść. Kiedy mówi, że są najlepszymi przyjaciółkami. To po prostu było takie… no, zwykła, przyjacielska reakcja na stan bliskiej osoby. Ale tak właśnie jest i to było takie prawdziwe.
    A mimo to luz cały czas jest. Chyba, że końcówka jest taka… bardziej poważna? No ale potrzeba takich fragmentów, prawda? W końcu u Ciebie końcówki zawsze takie są, ale jak już wspominałam kiedyś - to właśnie lubię w twoich rozdziałach. Nie tylko, oczywiście, ale no… wiesz o co mi chodzi.
    Huh, może starczy, zanim zacznę pisać coś bezsensu.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama do końca nie wiem na czym polega przyjaźń, ale wydaje mi się, że właśnie na tym. Dziękuję za ciepłe słowa. Również pozdrawiam! x

      Usuń
  2. Boże +.+ tęskniłam , rozdział boski i czekam na kolejny , oby prędko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja też tęskniłam. Miło, że tak przyjęłaś ten rozdział. Możliwe, że 10 rozdział pojawi się szybciej, ale niczego nie obiecuję ;)

      Usuń
  3. Wrociłaś! Tak bardzo tęskniłam :3 Cudowny rozdział. Piszesz tak pięknie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się nigdzie nie wybrałam :) Moja wena i chęci, owszem. Postanowiły wybrać się na ferie do Kraju Kwitnącej Wiśni i dopiero niedawno zdecydowały o powrocie :) Dziękuję x

      Usuń
  4. Nawet nie wiesz, jak ja za Toba tesknilam :')
    Ciesze sie, ze jestes :)
    Rozdzial swietny. Nie wiem czemu, ale gdy piszesz watek z Rossem i Nela, mam ciarki i sciska mnie w zoladku, hahaha.
    Chyba tylko ja tak mam wsrod Twoich czytelniczek.
    Wiesz co, przez to ze napisalas o imprezie w Rozdziale 10 i jakiejs blizszej scence Roli (Ross i Nela. Taa, jestem bardzo kreatywna XD) nie moge sie doczekac nexta :D
    Kocham ;*
    ~Julia
    Ps.zapraszam do siebie. Dodalam rozdzial i licze na Twoje przybycie, hahaha :) R5-my-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze tutaj byłam. Co prawda po drugiej stronie ekranu, w mieście, do którego zima na szczęście nie chce się zatrzymać na dłużej, ale byłam. Moja wena i chęci już nie, ale to inna historia. Jak będę miała chwilkę, zajrzę do Ciebie :)
      Całuję! x

      Usuń
  5. Cześć ziomie.
    To mój pierwszy komentarz tutaj, ale wiedz, ze czytam takiego zajedobrego bloga od dawna. C:
    To, że czekam na kolejny rozdział wiadomo od początku. Kocham, po prostu kocham te kłótnie między Rossem a Nelą. Prawie jak między mną a moim kolegą, ale to zupełnie inna historia.
    Anyway.
    Mam cechy podobne do Nate'a, czy on jest moim zaginionym bratem? Tez lubię wystawiać kciuki do góry i podpadam nauczycielom. :3
    Kocham styl, jakim piszesz. Jest piękny i przyjemny dla oka. Oczu. Mózgu. Serca. Oj dla człowieka. Tak lepiej. :'
    pjona dla Rossa, też uważam, że ich spotkanie w Heaven nie było przypadkowe. Jak każde inne. Shhh. Jestem ninja. :D
    Juz nie mogę sie doczekać aż opiszesz imprezę u Austina. To będzie coś. Przewiduję to. Będę go oczekiwać każdego dnia, bo mam zapisany link w zakladkach mojego telefonu. XD
    No i co jeszcze?
    Chyba pozdrawiam, bo nie pamiętam o reszcie rzeczy, które miałam napisać.
    Więc pozdrawiam, czekam z niecierpliwością na następny rozdział. :')
    ~Sara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ten moment, kiedy Twoi czytelnicy czekają na nowy rozdział i już suną swoje własne teorie, a Ty nawet nie wiesz, w co Twoja bohaterka ma się ubrać xD Nie, no żartuję. Mam już jakiś tam zarys, a jak to wyjdzie - zobaczymy. Dziękuję, że postanowiłaś zostawiać po sobie ślad i do zobaczenia przy następnym rozdziale. x

      Usuń
    2. Woooow, autorka mi odpisała :o
      Pierwszy raz w życiu chyba, a ja tego nie zauważyłam ;/
      A ja ci mówię, że Fizzy i Rafe przyjdą i sami ją ubiorą xd
      Matrioszkaa pewnie odwali 'densy densy' i potem będzie kłótnia i Ross z Nelą się pocałują. Albo zrobisz mi na złość i napiszesz coś zupełnie innego. No cóż. Wybór należy do ciebie :D
      Trzymaj więcej teorii co do ich historii :p
      Jem kawę w czekoladzie, więc moja wyobraźnia działa bardziej :D
      Czekam i czekam :')

      Usuń
  6. Staram rozpowszechniać twojego bloga i mam nadzieje ze ludzie pokochają tak jak ja <3 / imjust susana , której nie chce się logować

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że znałam tego bloga od dawna. Ale jak to ja - zgubiłam link. Chwała Zwariowanej Alex za wiadomość "Znalazłam zajebistego bloga. Musisz go przeczytać". Wchodzę i co widzę? Oooo! To ten superowy blog!
    No i czytam :D Nadrobiłam rozdziały i oto jestem. Nie, właściwie to już dawno wszystko przeczytałam, ale nie miałam czasu na napisanie sensownego komentarza.
    Ten nie jest sensowny, szlag.

    Więc zacznijmy od Neli. Kofffam ją! Świetnie ją opisujesz. Te wszystkie kłótnie z Rossem... Cudowna jest <5 I ma zajefajnych braci. Nate - mrr...*.*
    Ross - znowu mrrrr *.* Tak, bardzo podoba mi się jego postać. Oby tak dalej!

    Czas na opieprzenie, ale (tak, jak w przypadku Sparrow) tylko troszkę, bo masterów się nie opieprza. Gdzie mój monsz? Riker Anthony Lynch, kochanie! Przybądź! Dzięki Ci za Rocky'ego w tym rozdziale <5 Cudowny Rocky *.*
    Roooooockyyy *.*
    Już, ogarnęłam się.
    Austin, won z tej historii! Nie lubię gościa. Wrzuć go pod pociąg! Ale to po imprezie. Ja liczę, że będzie się działo coś ciekawego ^^
    Mikey wymiata w tym rozdziale. Mądry dzieciak.

    Nooo... Coś jeszcze miałam napisać, ale zapomniałam...

    Pisałam już...? Nie, nie pisałam. To teraz napiszę.
    Uwielbiam Twój styl <5 Piszesz cudownie. Wszystko jest takie realistyczne.
    Czekam na następny.
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę lecieć ćwiczyć bo się nie wyrobię dzisiaj, jak tego zaraz nie zrobię.
    Jak ja lubię te zabawy Rossa. Wiem, że gdybym to ja była Nelą, już bym go ukatrupiła za takie 'może mi zalezy, a może sobie pogrywam', ale tak genialnie się o tym czyta. Czy to znaczy, że lubię jak ludzie się męczą? Nie, nie, nie. Ja lubię Nelę i nie chcę, żeby jej dokuczano, no ale weź... To jest takie genialne.
    Co do tego ojca to smutno, że on nie jest szczęśliwy przy dzieciach. Mnie by to osobiście strasznie dołowało, gdybym zdawała sobie sprawę, że mojemu tacie praca daje więcej szcześcia niż spędzanie czasu ze mną. Wiem, zę to nie jest równoznaczne z tym, że Nela nie jest ważna itp. Może po prostu jestem zbyt niedojrzała, by umieć postawić się na drugim miejscu u moich bliskich. To by mnie naprawdę zżerało od środka. Nie wiem jak Nela to orzyjmie, więc czekam.
    Do następnego!
    rossomefanfiction

    OdpowiedzUsuń