piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 7 | Zazdrość.




            Do czwartkowej poprawy z matmy zostałam uświadomiona w paru kwestiach.
         Pierwszą z nich bez wątpienia był fakt, że mój młodszy brat był jednym z najbardziej niecierpliwych ludzi jakich kiedykolwiek poznałam. Ilekroć powiedziałam coś źle czy guzdrałam się z odpowiedzią, on najzwyczajniej w świecie walił mnie zeszytem po głowie. Jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc i sprawić, że nagle matma stanie się dla mnie równie łatwa co hiszpański, angielski, francuski czy joga. Ale nie pomagało, byłam fatalna, a moja poprawa sprawdzianu graniczyła z cudem. Pozostało mi tylko pójść do kąta, schować się pod kołdrą i płakać. Tak po prostu. Będę miała rok w plecy. Właściwie nikogo to nie powinno zdziwić, byłam do kitu.
Drugą sprawę stanowił hiszpański. Okazało się, że nie tylko Martinowi miałam pomóc, ale także Rylandowi. Dowiedziałam się o tym dopiero we wtorek, kiedy po lekcjach wróciłam do domu w nadziei, że szybko załatwimy pierw moją matmę, a później jego hiszpański bym mogła znowu poćwiczyć jogę. Ale nie, po co mam dbać o swoją psychikę i ciało, jak mogę siedzieć z dwoma szesnastolatkami nad podręcznikami, słownikami, oraz innymi językowymi pierdołami, bez których obaj nie potrafili żyć? W każdym razie szybko przebrnęliśmy przez najważniejsze rzeczy, by następnie wziąć się za pisanie eseju. Z nim było już gorzej i tym razem to ja byłam osobą, która bez skrupułów waliła rodzeństwo po głowie; przy okazji Lynchowi też się parę razy oberwało.
Środa była najgorszym dniem ze wszystkich. Nie tylko profesor Barners ponownie przypomniał mi o czwartkowej poprawie, ale także Kira - jedna z pomponiar, która wręcz kochała siedzieć koszykarzom na kolanach – uzmysłowiła mi, że Ross jest tylko jej i mam się nawet do niego nie odzywać, no chyba, że on sam to zrobi; wówczas moja odpowiedź ma być zwięzła, na temat i możliwie jak najkrótsza, bo w przeciwnym razie stracę swoje rude loki.
A bierz je sobie!
Jeszcze tego samego dnia, na kilku przerwach widziałam tą dwójkę razem. Dłoń Rossa spoczywała na barkach Kiry, a jej owinięta była wokół jego talii. Ilekroć mnie mijali, uśmiechała się triumfująco, jakby zgarnęła główną nagrodę w jakimś wyścigu. Gdybym jeszcze wyraziła zgodę na uczestnictwo w tej popieprzonej grze i pojawiła się na linii startu, mogłabym być wkurzona. Ale nie byłam.
A według Fizzy i Rafe’a było zupełnie inaczej.
Poza tym mina Rossa, kiedy przechodził obok, wyrażała dosłownie wszystko. Począwszy od rozbawienia, przez żal do smutku. Chociaż równie dobrze mógł być tylko zadowolony z życia, bo przecież przechadzał się z gorącą laską, a ja miałam omany wzrokowe i powinnam iść do okulisty.
Tak naprawdę Kira była śliczna, ale niestety posiadała okropny charakter. Lubiła manipulować innymi, mieć w garści słabszych i uważać, że jest najlepszą ze wszystkich. Ot następna diablica z wyglądem aniołka. Była także kolejną dziewczyną, której zazdrościłam koloru włosów; ciemnobrązowych z czarnymi refleksami. Czekoladowe oczy zawsze podkreślała przesadną ilością tuszu czy cieni, a na policzki nakładała zbyt wiele różu. Niski wzrost tuszowała dzięki wysokim butom i nawet w czasie zimy, gdy chodniki pokrywała gruba warstwa śniegu, nie rezygnowała ze szpilek. Jej ubrania pochodziły od projektantów. Dior, Channel, Yves Saint Laurent, Alexander McQueen czy inni, nie byli jej obcy. Kochała przepych, drogie dodatki oraz ekskluzywne samochody. I być ponad szarą sferą, jaką byli uczniowie liceum.
Po tym wszystkim, gdy wróciłam do domu, chciałam się schować. Najlepiej w piwnicy albo skoczyć do zamrożonego jeziora i nigdy więcej się nie pojawić wśród ludzi. Jednak Martin miał dla mnie inne plany. Jeszcze raz powtórzyliśmy wszystkie obowiązujące na poprawie zagadnienia, później była półgodzinna przerwa, w czasie której przyszedł Ryland. Dokończyłam z nimi hiszpański, po którym wróciliśmy do mojej matmy. W łóżku znalazłam się dopiero około pierwszej, bo Martin uparł się na ostatnie powtórzenie i zrobienie kilku dodatkowych zadań.
Bo przecież ilość, przez którą przebrnęłam do tej pory była niewystarczająca.
Ale przynajmniej widziałam szansę na zaliczenie, woohoo!

____________________________________________________________


- Wyglądasz jak lama. Spałaś w ogóle? – zapytała Fizzy w czwartkowy poranek, po wejściu do samochodu i zajęciu miejsca obok mnie. Niezadowolony Rafe wśliznął się na tylną kanapę, zsuwając kaptur kurtki na same oczy, zapewne po to by wykorzystać te kilka minut jazdy na krótką drzemkę. Widząc go w takim stanie, mogłabym przysiąc, że sam spędził wieczór nad książkami, ucząc się do swojej poprawy. – Więc, czy zerwałaś noc przez naukę czy dlatego, że dręczyły cię koszmary z Rossem i Kirą w roli głównej?
- Dlaczego Lynch miałby nawiedzać mnie w koszmarach? I to z Kirą? – Udawałam głupią, chociaż doskonale wiedziałam, do czego ta mała małpa dążyła.
- Ponieważ on chciał trzymać cię za rękę, a ty mu to uniemożliwiłaś przez swój idiotyzm i teraz zastanawiasz się jakby to było gdybyś jednak splotła swoje palce z jego.
- Przymknij się, Fizz. – Rafe warknął z tylnego siedzenia.
- Za chwilę i tak parkujemy, więc to dobra pora by się ogarnąć – powiedziała całkowicie zadowolona, nawet na niego nie patrząc.
- Nadal nie rozumiem, co z tym ma wspólnego Kira? – Fizzy wywróciła oczami, a jej mina mówiła, że ma mnie za totalną idiotkę. Nie musiałam z nią o tym dyskutować, bo zgadzałam się z tym w dwustu procentach. – Okej, w porządku. Chcesz wiedzieć? Ona traktuje Rossa jak jakąś cholerną nagrodę, a ja kompletnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego się na to godzi. Czy naprawdę tak mu zależy na tym, by być w jakimś związku, że związał się z tą małpą? Przecież ona nie ma nic z wyjątkiem kasy ojca, porsche i tony makijażu na twarzy. Wkurza mnie i tyle. – Zaparkowałam przed szkołą, zajmując miejsce parkingowe Martina, który dzisiaj dla odmiany zabrał się z Nate’m.
- Jesteś od niej lepsza, Nela – powiedział sennie Rafe, mozolnie wysiadając z auta, kiedy ja i Fizzy cierpliwie na niego czekałyśmy. – Przynajmniej nie masz w sobie za grosz sztuczności. Jesteś naturalna jak pierwszy śnieg – skończył, zarzucając sobie plecak na ramię i poprawiając kaptur, który nie tylko zasłaniał mu niemalże całą twarz, ale także dodawał tajemniczego wyglądu. Albo równie dobrze mógł tym mówić „nie podchodź do mnie, jestem niewyspany i mogę cię przypadkiem zabić.”
- Ale ty masz poetyckie porównania, Rafe. – Fizzy parsknęła śmiechem, przepychając się przez tłum uczniów, którzy właśnie teraz postanowili uciąć sobie poranną pogawędkę ze swoimi kumplami, blokując innym przejście przez korytarz. – Boże! Więcej ich matka nie miała? – sapnęła, z ulgą otwierając drzwiczki od swojej szafki.
- Nie wiem, może i miała, ale chodzą do innej szkoły? – mruknęłam, wyjmując podręcznik od chemii. W tej samej chwili obok mnie zatrzymał się Martin, ciągnąc za sobą Ally, która wyglądała tak jakby chciała go co najmniej udusić za przeszkodzenie w czymś.
- Poważnie, Martin, dlaczego sam nie mogłeś tutaj przyjść? To tylko twoja siostra, a nie mordercze zombie, które poluje na twój mózg – zironizowała, wyrywając się mu z uścisku.
Ally była średniego wzrostu, wystarczyło jednak, że ubrała buty na wyższym obcasie i już mierzyła tyle samo co jej chłopak. Natura albo raczej geny, obdarzyły ją ciemnymi włosami i jasnymi oczami niczym niezapominajki. Ubierała się dziewczęco; do legginsów dopierała spódniczki w wesołych kolorach, a we włosy zawsze wpinała różnorodne kokardki. Na jej nadgarstkach pobrzękiwało kilkanaście bransoletek, najbardziej na świecie kochała botki na niskim obcasie oraz swoje blond ombre. Ponadto każdą przerwę spędzała albo nad grubą książką, albo nad jakimś zadaniem domowym. Robiła miliard zdjęć, uwielbiała jajecznicę z bekonem, coca-colę oraz wczesne wstawanie. I chociaż ona i Martin różnili się w niemalże we wszystkim, pasowali do siebie.
Byli idealnym przykładem, że przeciwieństwa się przyciągają.
- Byłaś moją tarczą obronną przed tymi wszystkimi dzikusami. – Tylko on mógł powiedzieć coś takiego z czarującym uśmiechem. Ally wywróciła oczami, poprawiając przy tym swoje długie włosy i rzuciwszy mu spojrzenie mówiące „pośpiesz się”, zajęła się swoim telefonem. Moi przyjaciele w tym czasie zmyli się, zostawiając mnie samą z Martinem i jego pokręconymi myślami. – Dobrze, że łaskawie dodarłaś w końcu do szkoły – zwrócił się już bezpośrednio do mnie, zostawiając na bok uprzejmości.
- Mam jeszcze dużo czasu do dzwonka – zauważyłam odkrywczo.
- Nie obchodzi mnie twoje spóźnienie na lekcje, ale przygotowanie do poprawy. Chcę ci powiedzieć, że widzimy się na lunchu i ostatni raz robimy powtórzenie materiału. Muszę mieć pewność co do twojego zaliczenia. Nie spóźnij się.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? Umrzesz jak nie zaliczę?
- Twój matematyk, jest moim matematykiem. On wie, że ciebie uczę. Jeśli zaliczysz poprawę, on to uwzględni i możliwe, że podwyższy ocenę na semestr – oznajmił z cwanym uśmiechem, który skomentowałam wywróceniem oczami.
- A już sądziłam, że zależy ci na mojej edukacji. Miło wiedzieć, że robisz to bezinteresownie – sarknęłam, ruszając w stronę klasy chemicznej.
- Dla ciebie wszystko, siostrzyczko! – zawołał za mną, zapewne szczerząc się jak nienormalny.
Wszedłszy do klasy nie byłam zdziwiona widokiem Kiry siedzącej na ławce Rossa, chociaż z tego co się orientowałam - przez ich liczne rozmowy na korytarzu akurat w mojej obecności, jakby to było całkowicie przypadkowe - ona zaczynała zajęcia dopiero za godzinę. Mimo to, nie byłam zaskoczona. W końcu ona i Ross byli parą, darzyli się wielką miłością i nie było w tym nic dziwnego, że zakochana dziewczyna przyjechała do szkoły godzinę wcześniej.
Cóż, gdybym ja była na jej miejscu, nie ruszyłabym się z łóżka.
- Czego chciał twój nadopiekuńczy brat? – zapytała ciekawa Fizzy, wpychając sobie przy okazji żelki do buzi, wyglądając przy tym jak chomik.
- Upewnić się, że nie wjechałam w drzewo jego skarbem. – Kira parsknęła śmiechem, co dla mnie brzmiało jak kwiczenie świni. – I wspomniał, że mam zaliczyć poprawę bo inaczej matematyk nie podwyższy mu oceny. Jakby wyniki na semestr były naprawdę takie ważne.
- Nie każdy jest tobą, Roberts.
Oczywiście, że Kira nie byłaby sobą, gdyby się nie wtrąciła.
- Przepraszam, ale to prywatna rozmowa. Czy ja się mieszam do rozmów twoich i twojego chłopaka? – zapytałam z teatralnym spokojem, wściekle mrużąc na nią oczy. Dziewczyna posłała mi jadowite spojrzenie, ale nie odezwała się już. Zamiast niej, zrobił to Lynch, którego miałam ochotę walnąć, chociaż nic jeszcze nie powiedział. Ot tak.
- Uczyłaś się chociaż na tą poprawę?
- Nie, nie uczyłam się. Ostatnie trzy dni spędziłam na pieprzeniu przypadkowych kolesi, oglądaniu pornosów i czytaniu erotycznych książek. Powinieneś kiedyś tego spróbować. To bardzo odprężające – przyznałam drwiąco, patrząc na rozbawioną przyjaciółkę, która wręcz dusiła się śmiechem.
- Nie bądź taka, Nela.
- Jaka? Bezpośrednia czy wkurzająca.
- Raczej wkurwiająca – poprawiła mnie Kira, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
Wyczujcie sarkazm, kochani.
- Kira, może lepiej idź już. Zobaczymy się później. – Powiedzieć, że laska była zdumiona jego słowami, byłoby wielkim niedopowiedzeniem. Wyglądała jakby zobaczyła ducha, chociaż wcześniej kompletnie w nie nie wierzyła. Wciąż będąc zszokowaną, pożegnała się z Rossem i wyszła z klasy przesadnie machając swoim wielkim tyłkiem. – Co się z tobą dzieje, do cholery?! – warknął, ignorując uczniów, którzy do tej pory zebrali się w klasie.
- Dlaczego uważasz, że coś się dzieje? – Nie będę nim i nie zniżę się do jego poziomu, na którym warczało się na innych.
Poza tym nie byłam psem.
- Zachowujesz się jak rozkapryszona księżniczka, której zabrano kucyka.
- Jakim cudem widzisz to co dzieje się ze mną, a nie dostrzegasz perfidnej miny swojej dziewczyny? Jesteś aż tak ślepy?
- O czym ty mówisz?! – krzycząc, wstał z ławki górując nad moją zgarbioną sylwetką.
- O tym, że twoja panna traktuje cię jak pieprzone trofeum na zawodach strzeleckich.
- Jesteś zazdrosna? – zapytał wprost, na co całkowicie odjęło mi głos. I byłam pewna, że nie tylko mi, ale Fizzy i całej klasie także. Zamiast coś mu odpowiedzieć, coś co pomogłoby mi pokazać się w innym świetle, milczałam wpatrując się w niego.
- Coś jeszcze chcecie o sobie wiedzieć, czy mogę w końcu zacząć lekcje? – Profesor Whitehead jak zawsze wiedział kiedy się odezwać, jednak tym razem byłam mu za to dozgonnie wdzięczna. Bo nie tylko uratował mnie od niezręcznej sytuacji, ale także sprawił, że Ross nie odezwał się już i zajął swoje miejsce. – Chciałbym znowu wysłać was do kozy za utrudnienie w prowadzeniu lekcji, ale nie mogę. Wiem o waszych poprawach, więc sądzę, że to jest wystarczająca kara. Mam rację?
- Wolałabym kozę, jeśli mam być szczera – mruknęłam.
- Oczywiście, że tak. Dobrze, skoro pan Lynch i panna Roberts w końcu się uspokoili, zajmijmy się dzisiejszym tematem.
Czułam na sobie pytający wzrok Fizzy, który wręcz wołał „co się właśnie stało?!”, ale co ja właściwie miałam jej odpowiedzieć? „Nie wiem, Fizzy. Zwyczajnie mnie zatkało”? To bezsensu. Więc zamiast powiedzieć cokolwiek, udawałam, że chemia była ciekawa i wszystko z niej rozumiałam.

___________________________________________________________

- Cześć, ja do mojej siostry – powiedział Martin podczas przerwy na lunch, rzucając na nasz stolik podręcznik od matmy, jakby wcale nie zauważył, że właśnie moi znajomi jedli, a ja prawie usypiałam nad puszką herbaty. – Dobrze więc…
- Naprawdę musimy to znowu wałkować? – jęknęłam, przecierając oczy wierzchem dłoni. Wzięłam parę łyków napoju, chociaż w tym momencie potrzebowałam bardziej jakiegoś ohydnego energy drinka. – Umiem większą część, zdam to, ty dostaniesz wyższą ocenę i wszyscy będą zadowoleni.
- Ostatni raz, okej? Później cię zostawię, po następnej lekcji idę z Ally na wagary.
- Chyba nie powinieneś tego mówić przy swojej starszej siostrze – zauważył Ellington z wypełnionymi policzkami, za co oberwał od Rydel w potylicę. Od paru dni siedzieli z nami, nie podając powodu dlaczego, a ja, Rafe i Fizzy nie pytaliśmy, przyjmując ich z niemalże otwartymi ramionami. – Nie bij mnie już. Jeszcze ludzie pomyślą, że się nade mną znęcasz.
- Dostaniesz zakaz jedzenia, jak będziesz mówił z pełną buzią – ostrzegła go, dźgając w policzek, co wydało mi się urocze.
- Ona będzie mnie kryła, bo wie ile ma u mnie długów wdzięczności – odpowiedziawszy Ellingtonowi na pierwszy komentarz, Martin usiadł obok mnie, zrzucając Fizzy z jej miejsca. – Wybacz Fizz, ale chcę już mieć to z głowy. Jestem głodny, a dzisiaj Ally przyniosła sałatkę z grillowanym kurczakiem. Uwielbiam grillowanego kurczaka.
- Wystarczyło powiedzieć, przesuń się. Albo przepraszam. Cokolwiek innego, bylebym nie musiała lądować na tyłku przed oczami całej szkoły – warknęła zła, rozmasowując obolałą część ciała i zajmując miejsce obok Rafe’a, który siedział po mojej drugiej stronie, będąc całkowicie zajętym jedzeniem swojej domowej tortilli.
- Koszykarzy i tak tutaj nie ma. Coś musieli przeskrobać, bo na każdej przerwie biegają wokół szkoły w krótkich spodenkach i topach. – Zerknąwszy na minę przyjaciółki, widziałam jak trybiki w jej głowie pracują na najwyższych obrotach, zapewne próbując rozgryźć tą sprawę. Martin odetchnął głęboko, przesuwając podręcznik pod mój nos. – No to jazda…
Po kilku pytaniach, trafnych odpowiedziach i wtrącaniu się wszystkich przy stoliku do moich sposobów rozwiązywania zadań (nawet Rafe przestał zajmować się jedzeniem i zwrócił na mnie uwagę), Martin powiedział „powodzenia” i odszedł, zostawiając mnie samą z tą bandą. Ledwo zniknął między innymi uczniami, koło nas pojawił się Nate, wyciągając ode mnie książkę do angielskiego, która była mu potrzebna po dzwonku. I tak o to moja przerwa na lunch trwała jakieś dwie minuty. Albo i mniej, ale kogo to obchodziło? Moi przyjaciele okazali się na tyle wspaniałomyślni, że poszli razem ze mną po tą nieszczęsną książkę.
I przecież fakt, że mamy zaraz razem wuef nie miał nic do tego.
- Co się stało z twoją? – zapytałam go, podając mu podręcznik.
- Chyba zgubiłem. Nawet nie wiem jakim cudem, skoro ja w szkole pojawiam się od święta – mruknął, niechętnie odbierając ode mnie przedmiot. – W każdym razie oddam ci ją po lekcji. Ach, powiedz mi kochana siostro, co to za plotki chodzą o tobie po szkole, huh?
- Jakie plotki? – Fizzy jak zawsze była pierwsza do tego typu akcji, Rafe jedynie wywrócił oczami na jej zapał, a Nate spojrzał na nią jakby postradała zmysły, chociaż znał ją niemalże od dziecka. – No mówże wreszcie!
- Ludzie gadają, że podobno jesteś zazdrosna o Rossa i Kirę i ich związek. Holly uważa to za niedorzeczność, bo w końcu wy się nie znosicie, więc jakim cudem możesz być zazdrosna o kolesia, którego nie lubisz?
Powinnam zapamiętać i raz na zawsze wbić sobie do głowy: nigdy nie kłóć się na lekcji. Przenigdy, do cholery.
- Zazdrosna? – Rafe powtórzył głucho, wpatrując się we mnie. – Ty? O nich? Mogę wszystko zrozumieć, ale coś takiego? I jeszcze mi powiedzcie, że to przez tą wymianę zdań między wami przed chemią. Przecież to chore.
- Nie wiem jakie to jest, nie wnikam. Dzięki za podręcznik, siostra. Do później.
Nate zostawił mnie całkowicie ogłupioną i oszołomioną.
- Chyba masz problem, Nela – oznajmił Rafe, posyłając mi smutne spojrzenie.
- Tak, mam i to wielki. Ale nie jest nim moja domniemana zazdrość tylko matma – powiedziałam pewnie, zmierzając w stronę sali gimnastycznej.
- A ty znowu o niej, to robi się nudne – Fizzy jęknęła, wznosząc oczy ku niebu. – Te plotki są dobrym powodem do rozmowy z twoim sąsiadem.
- A ty znowu o tym, to robi się nudne – powtórzyłam tym samym tonem, wchodząc do otwartej szatni specjalnie dla uczniów, którzy w czasie przerwy nie mieli nic lepszego do roboty. – O czym niby miałabym z nim gadać? O żelu do włosów?
- Może o Kirze? Mogłabyś mu wyjaśnić o co ci chodziło.
- Nie chcę tego robić, Fizzy. To jego sprawa, nie moja. Skoro tak bardzo lubi być traktowany w ten sposób, to okej. Nie będę w to wnikać.
- Więc tylko podzieliłaś się z nim swoimi spostrzeżeniami bez żadnego powodu?
- Zawsze musi być jakiś powód? – przyjaciółka w odpowiedzi pokręciła przecząco głową. – Więc temat skończony.

__________________________________________________________________

Chciałam zapaść się pod ziemię. Zniknąć, nim kolejna osoba zaatakuje mnie pytaniem o moje powiązania do Lyncha. Uciec do najciemniejszego miejsca na Ziemi, zanim ktoś znowu stwierdzi, że kocham Rossa. Miałam ochotę zacząć strzelać do przypadkowych ludzi, byle tylko nie otworzyli swoich ust i nie powiedzieli żadnego słowa. Miałam dość i dziękowałam niebiosom, że mogłam w końcu wrócić do domu by schować się pod łóżko.
Sama poprawa z matmy poszła mi nie najgorzej. Rafe miał chyba takie samo zdanie o sobie, bo z sali wyszedł z wyraźnym wyrazem ulgi na twarzy i wielkim uśmiechem. W drodze powrotnej do domu, wciąż śpiewał wesołe piosenki, pogwizdywał pod nosem oraz cieszył się jak dziecko w Boże Narodzenie albo po dostaniu lizaka. Po szybkim pożegnaniu się, pojechałam do siebie. Na podjeździe zastałam tylko wóz Nate’a, poza nim nie spotkałam żadnej osoby, która mogłaby jeszcze mocniej zniszczyć mój podły humor.
- Wyglądasz jak lama – skitował Nate, schodząc po schodach w chwili, w której zamknęłam za sobą drzwi.
- Dzięki, jesteś drugą osobą, która mi to dzisiaj powiedziała – mruknęłam, w trybie ekspresowym ściągając z siebie grube rzeczy oraz obuwie. – Idę do siebie. Niech ktoś raczy mi wejść do pokoju, a zatłukę.
- Jesteś naprawdę w złym nastroju, siostro. Czyżby matma ci nie poszła?
- Mikey’a odebrałeś? – Ignorując jego pytanie, zadałam własne, jednocześnie ruszając schodami do sypialni by w końcu znaleźć się pod łóżkiem.
- Chciałem, ale skubany zadzwonił do mnie i powiedział, żebym przyjechał o piątej, bo dobrze się bawi z Nelsonem.
- Jak raz będziesz dobrym bratem, nic ci się nie stanie.
- Oczywiście, że nie – zgodził się z łobuzerskim uśmiechem, nim nie zamknęłam za sobą drzwi.
W pokoju jak zawsze panował bałagan. W porównaniu do poranka po imprezie, kiedy to Ross ulitował się nad nim i go ogarnął (co prawda powierzchownie, ale to i tak było więcej niż to co ja robiłam), teraz przypominał chlew. Kołdra prawie w całości leżała na zaśmieconej podłodze, a mata do jogi była rozwinięta jakby tylko czekała aż na nią wejdę i wykonam parę ćwiczeń. Na biurku stało parę puszek po herbacie, razem z laptopem, kilkoma notatkami z matmy oraz parą skarpetek, które z pewnością nadawały się do prania. Parapet został zagrodzony przez miski, talerze, oraz kubki po czymś bliżej nieokreślonym. Zamiast jednak zająć się bałaganem, owinęłam się w koc i wlazłam pod łóżko, gdzie, o ironio, panował porządek. Chowając się przed światem, liczyłam na poprawę swojej egzystencji. Nie chciałam stąd wychodzić. Było mi tutaj dobrze. Ciepło, przytulnie, a przede wszystkim cicho i samotnie.
Dobre miejsce by poużalać się nad swoim kretynizmem.
Nie trwało to jednak długo, bo ktoś bez mojego pozwolenia, wszedł do pokoju. Widząc różowe, puchowe skarpetki, nie musiałam wychodzić by wiedzieć kim jest ta osoba. Mocniej przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i opatuliłam się kocem, chowając w niego twarz, jakby to miało sprawić, że nagle zniknę, chociaż to było niemożliwe.
- Wiem, że tam jesteś, Nela. Nate mi powiedział – odezwał się, stojąc przed łóżkiem, zapewne spodziewając się, że zaraz wyjdę. Ale nie miałam tego w planach. Nawet najmniejszy punkt tego nie obejmował. – Nie chcesz ze mną rozmawiać? W porządku. Ja będę mówił.
- Po prostu stąd wyjdź, Lynch – wydusiłam, wciąż chowając twarz. – Nie mam powodu by ciebie słuchać. Zajmij się Kirą, nauką do egzaminów czy czymkolwiek innym, co możesz robić poza tym pokojem.
- Nie wyjdę stąd, Nela, dopóki nie pogadamy.
- Nie chcę z tobą gadać, Lynch.
- Dlaczego, do cholery, jesteś taka uparta? Dlaczego właśnie dzisiaj zainteresowałaś się moim związkiem, kiedy Kira była obok? Nie mogłaś się powstrzymać? Naprawdę jesteś zazdrosna? – Na jego słowa jedynie prychnęłam, wywracając oczami i próbując wyobrazić sobie jego minę.
- Cokolwiek powiesz.
- Widzisz? Zamiast porozmawiać, wolisz uciekać i udawać, że problem nie istnieje.
- Bo nie ma żadnego problemu! – krzyknęłam, odsuwając przykrycie z twarzy. – Ty sobie coś uroiłeś! Mam prawo sądzić, że chcesz bym była zazdrosna o ten twój pożal się boże, związek z Kirą, jakby było naprawdę o co! Dlaczego tak bardzo zależy ci na tej rozmowie? Co chcesz bym ci powiedziała, Lynch? O Boże, jestem taka zazdrosna, zerwij z nią dla mnie, bądźmy razem i pobiegnijmy w kierunku tęczy, jednorożców i innych gównianych rzeczy? – Naśladując okropnie słodki głosik, zauważyłam, że Ross usiadł na łóżku. Materac ugiął się dokładnie nad moją głową, przez co musiałam przesunąć się do tyłu, by przypadkiem mnie nie zmiażdżył. – Pomyliłeś adres.
- Słyszałem plotki. Wiem, że ciebie to ruszyło. Dlaczego nie odpowiedziałaś jak zapytałem wprost czy jesteś zazdrosna. Czemu nie zaprzeczyłaś?
Dobre pytanie, Ross. Sama chciałabym to wiedzieć.
Milczałam. Znowu. Nawet teraz nie umiałam mu podać prawidłowej odpowiedzi.
- Nie jestem zazdrosna – zaczęłam po kilku minutach ciszy. - Nie chcę tylko byś… za bardzo zaangażował się w ten związek, ponieważ widzę jaka ona jest. I wiem jaki ty jesteś. Możesz pieprzyć każdą napotkaną dziewczynę, ale jak sam powiedziałeś, kiedy już się zakochasz, nie zdradzasz, starasz się nie ranić, tylko zawsze jesteś dla tej osoby. Kira jest dziewczyną, która tego nie zobaczy, dla niej takie rzeczy nie mają znaczenia. Gdzieś wewnątrz siebie doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Jesteś dla niej tylko następną zdobyczą. Sposobem by wspięła się na kolejny szczebel w szkolnej hierarchii. Ponadto powiedziała mi, że mam się do ciebie nie odzywać, bo jesteś tylko jej.
- Dlaczego wtedy tego nie powiedziałaś?
- Ponieważ moja odpowiedź nie byłaby ani zwięzła, ani krótka, ani na temat. Gdyby Kira usłyszała moje słowa, ogoliłaby mnie na łyso.
- To byłaby naprawdę wielka szkoda. Lubię twoje loki o ile nie chowasz ich pod beanie – przyznał i niemalże zobaczyłam jego łobuzerski uśmiech. Przemilczałam jego komentarz o moich włosach. – Dzięki, Nel.
- Ross… Ja tylko chcę by ludzie przestali gadać. Załatwisz to? Bo jeśli to nie minie, nie wrócę do szkoły i zamieszkam na Alasce.
- Zobaczę co da się zrobić. – Wstał z łóżka, usłyszałam jak zrobił parę kroków i już liczyłam, że wyjdzie stąd, kiedy zatrzymał się. Miałam przeczucie, że patrzy na łóżko, po czym odezwał się, niemalże szeptem. – Tak naprawdę chciałbym, żebyś była zazdrosna.
- Dlaczego? – zapytałam dokładnie tym samym tonem.
- Bo to by znaczyło, że nie jestem ci do końca obojętny. – Po tych słowach, nie czekając na moją odpowiedź, wyszedł. Zostawiając mnie w ciszy, samotności i prawdziwym bałaganem w głowie.


___________________________________________________

 Dzień dobry, misie! 
Mam nadzieję, że ten rozdział Was nie rozczarował i nie uznacie, że jest dziwny i kompletnie nie pasujący. Musiałam, chciałam, pragnęłam tak to napisać. Powinnam chyba wysłać Mice są dobrego do jedzenia, za zauważenie, że mam tendencję do zakończania rozdziałów jakimś poważnym akcentem. I w tym go nie zabrakło! 
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam parę rzeczy na głowie, które sprawiły, że kompletnie wszystkiego mi się odechciało. Poza tym natrafiłam na dwie genialne książki i chcąc, nie chcąc całkowicie się im oddałam. Postaram się jeszcze przed świętami dodać coś nowego :)

Dla chętnych: dodałam paru bohaterów (w końcu znalazłam odpowiednie osoby, które moim zdaniem idealnie pasują do rodziców Neli), w tym Ally! Oraz dodałam zakładkę "otoczenie". Dajcie mi znać co sądzicie o tym wszystkim. Czy Was zawiodłam czy może wręcz przeciwnie :) 

Ściskam Was mocno, dzieciaczki! 

- matrioszkaa! xx

Ps. Przepraszam za błędy.

5 komentarzy:

  1. Warto było czekać, zdecydowanie! Szkoda mi Neli i szczerze mówiąc to doskonale ją rozumiem. I naprawdę nie lubię Kiry, tak cholernie.
    Ross na koniec był po prostu słodki as fuck. A Ally to chyba moja bratnia dusza! Jest świetna, serio. Poza tym mało mi Rafe'a, jak zwykle. I w ogóle to nie wiem co jeszcze pisać. Ale mam niedosyt. I w ogóle. Kocham Cię. Za to że jesteś. I piszesz. A ja mogę to czytać. I kocham kiedy pytasz mnie o zdanie, te wszystkie drobne rzeczy dotyczące historii Neli i Lyncha. Nie mogę się doczekać kolejnego!

    z cała miłością,
    Ann! xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdycham! Ale postaram się coś nabazgrać.
    Może zacznę od zakładki 'otoczenie'. Niezmiernie mi się to podoba, bo jak dotąd mój umysł nie chciał wyobrazić sobie kompletnie nic. Szkoły. Pokoju Neli. Nic. Po prostu.
    Z każdym rozdziałem stwierdzam, że chciałabym być otoczona takimi ludźmi, jacy otaczają Nelę. Naprawdę. Szczególnie jeśli chodzi o Fizz i Rafe'a. A no i Martina.
    Kira, Kira. Będę pewnie jedną z wielu osób nie dążących tej dziewczyny sympatią.
    Ross chciałby, żeby Nela była zazdrosna. Słodko. Really.
    Dobra, krótko, ale dałam radę \o/
    Także, walnę takie tradycyjne 'czekam na kolejny rozdział'. Nie ważne ile czekać. Bo, jak wspomniała już Ann, warto czekać. Szczególnie na twoje rozdziały. Szczerze podziwiam osoby, które, pisząc coś naprawdę luźnego, trafiają w mój gust. A zdarza się to nieczęsto.
    Ah, i ten tradycyjny 'poważny' tekst pod koniec. Uwielbiam Cię za to.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. matrioszko. matss. córo Piotrusia Pana.
    Zabiłaś mnie.
    Zabiłaś mnie interpunkcją. Każdy przecinek prz "oraz" (a było ich spooro ['': ) wywolywał ścisk w moim serduszku.
    *przerwa na sztachnięcie się koszulką*
    Popraw to, błagam :''')))
    I wgl coś w tym rozdziale mi nie gra pod wzgl...
    "...otworzyła, trzymającą w dłoniach, książkę, której dotychczas nie zauważyłam."
    Co to jest .___________.
    Tak. Grama płacze w tym rozdziale.

    Ale, ale.
    Sens jest wybitny.
    Czytałam wczoraj (Raff too, ona ma niezłe zaległości w komentarzach - my bad), więc nie pamiętam poszczególnych tekstów, jednak ten post jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych. Bije z niego jakaś naturalność, a końcówka jest... Prawdziwa.
    Ja mam teraz bałagan w glowie. Wącham koszulkę pachnącą n i m, czuję jeszcze jego dłonie na biodrach, brzuchu, rękach, policzku, jego palce splecione z moimi. Teatr szkolny to jednak fajna rzecz. Who cares, że mdlałam, gdy czułam jego oddech na ramieniu? :') Nieważne. Muszę czekać tydzień na kolejną serię przytulasów i dotyku.

    Ross jest taki... Nie, nie jest slepy. On gra z Corny, ja to czuję. Ross bawi się swoją panną, panna bawi się nim (ona preferuje jednak berka gryzionego).
    A Nela w tym wszystkim się gubi, choć za wszelką cenę broni się przed taką myślą. Ja ją rozumiem. Tak jakby.
    Tak, rozumiem.

    Uwielbiam smutne zakończenia. Walic, że chcę za nie zabić autora i ryczę jak wariatka, ale je lubię. Bo w życiu nie ma happy end'ów ("This is a modern fairytale - no happy endings..." - tak bardzo prawdziwe.).
    I lubię twoje zakończenia. I mam wrażenia, że ty lubisz też tę nutę smutku u mnie.
    W R23 jest sam pov Rossa. Ciut filozofii. Takiej mojej. I hope u'll like it.

    Um. Tak.
    Wracam do wąchania koszulki (jakbym tego nie robiła podczas komentowania xd).
    Trzymaj się ciepło, może jeszcze zobaczymy nowy u ciebie orzed świętami :D
    Baj c:

    ~Anula na haju.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuuu zakończenie ;__: Takie niesamowite...
    Jak to wszystko czytam, to czuje jakbym to przeżywała razem z Nelą :3
    Ja chcę żyć w takim świecie jak ona, w okół tylu niesamowitych ludzi ;3
    Mi tam błędy nie rzuciły się w oczy xx
    ~Alex <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Lepiej późno niż wcale nie?
    Przepraszam za zwłokę, ale niestety nie mogę już teraz obiecać, że będę komentować na bieżąco, bo wiem, że nie będę. Mimo to obiecuję, że będę czytać i skomentuje - może z opóźnieniem, ale tak.
    Co do rozdziału! aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Końcówka jest genialna. No co za Rossiu - matko, Rossiu? Nie wiem czemu to przezwisko kojarzy mi się z imieniem świnki, takiej na farmie. Ale w każdym razie, pomimo tego, że Ross ogląa te wszystkie pornole, pieprzy się z laskami i umawia się z Kirą - no weź, przecież na niego nie można być złym. On jest tak okropnie przesłodki! Uwielbiam go.
    W każdym razie Nela i jej chillout jest zawsze w punkt. Nie jest przerysowane, ale takie mega przyjemne do czytania. Bardzo lubię jej charakter, choć gdybym się z nią przyjaźniła, prawdopodobnie często by mnie wkurzała. Bo nie lubię, gdy ludzie wszystko tak sobie olewają, sama jestem czasami zbyt 'sztywna'. Ale jak tak o niej czytam - o matko, jak ja bym chciała być jak ona.
    Rozdział jak zwykle genialny, bardzo mi się podoba. Jak zwykle utrzymujesz swój styl, co jest super.
    Co do tego 'otoczenia' to korytarz wyobrażałam sobie dokłądnie taki! W sensie kolor szafek i wgl.
    Inaczej widzę jednak kuchnię i pokój Neli, ale co tam.
    A salon Rossa jest prześliczny! Taki chce mieć!
    Trzymaj się, u mnie nowy rozdział. W sumie... To nie jest nowy tylko ma jakieś dwa tygodnie, ale co tam.
    Pozdrawiam,
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń